Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W bunkrach, pustostanach. W smrodzie, śmieciach i zimnie... Tak żyją bezdomni w Grudziądzu [zdjęcia]

Aleksandra Pasis
Aleksandra Pasis
Bezdomni w Grudziądzu żyją w różnych, opuszczonych, zapomnianych miejscach. Ich los na sercu leży niewielu... Ale w tej nielicznej grupie są streetworkerzy: Janek Stańda i Andrzej Tomaszewski, pracownicy schroniska przy ul. Parkowej w Grudziądzu. To oni odwiedzają ich regularnie, rozmawiają, przynoszą jedzenie czy odzież. Próbują wyciągnąć ich "na prostą". Jednak to strasznie trudna praca. Nie wszyscy bowiem chcą przyjąć pomoc.
Bezdomni w Grudziądzu żyją w różnych, opuszczonych, zapomnianych miejscach. Ich los na sercu leży niewielu... Ale w tej nielicznej grupie są streetworkerzy: Janek Stańda i Andrzej Tomaszewski, pracownicy schroniska przy ul. Parkowej w Grudziądzu. To oni odwiedzają ich regularnie, rozmawiają, przynoszą jedzenie czy odzież. Próbują wyciągnąć ich "na prostą". Jednak to strasznie trudna praca. Nie wszyscy bowiem chcą przyjąć pomoc. Aleksandra Pasis
- Już drugą zimę żyję na ulicy. Co się stało? No stało się - przyznaje pan Wojtek. Spotykamy go w opuszczonych, zdewastowanych, zaśmieconych ruinach po browarach w centrum Grudziądza. To jego obecne schronienie. Schludny 62-latek to jeden z nielicznych, którzy nie nadużywają alkoholu. W mieście w różnych pustostanach żyje kilkudziesięciu bezdomnych. Są też pary.

Zobacz wideo: Wyższe świadczenie 500 plus? PiS chce zmian.

Zanim w ruinach browaru pojawił się pan Wojtek, przy samym wejściu natknęliśmy się - bo szlakiem bezdomnych oprowadzali nas streetworkerzy ze schroniska im. św. Brata Alberta w Grudziądz: Janek Stańda i Andrzej Tomaszewski - na Arcziego. Leżał na betonowej posadzce przykryty szmatami. Spał. Z trudem udało się go dobudzić... Temperatura na dworze kilka kresek poniżej zera stopni Celsjusza. Obok stare materace i pełno śmieci. Janek i Andrzej nie chcąc, by Arczi spał na betonie, budzą go, pomagają usiąść i podkładają materac. Znajdują też kilka butelek denaturatu... - Ile masz lat? - pytam. - 45 - odpowiada przytłumiony bezdomny. - Mam brata bliźniaka. W więzieniu siedzi - dorzuca.

Jak nikt tu nie przychodzi i nie robi mi kipiszu to jest dobrze

Jak tu się żyje? - ciągnę dalej. - Jak nikt nie przychodzi i mi kipiszu nie robi, to dobrze - kontynuuje Arczi. Okazuje się, że częstymi "bywalcami" tego koczowiska są nieproszeni goście - młodzież, która przychodzi tu psocić się bezdomnym. Czasami dochodzi nawet do bójek. Wokół legowiska Arcziego jest pełno przeróżnych śmieci. Śmierdzi.

Przychodzi pan Wojtek. Wraca akurat z obiadem, który dostaje z Caritasu. Nieogolony, ale schludnie wygląda. - Jak wychodziłem to Arczi spał. Nie chciałem go budzić. Wczoraj wpadli tutaj łobuzy i wszystko mu wywrócili - opowiada pan Wojtek. Na to wtrąca się Arczi: - Tylko ten pan (wskazuje na pana Wojtka) o mnie dba. Martwi się. Ale też zaglądają do nas strażnicy i policjanci.

- Na przestrzeni ostatnich lat zmieniło się podejście do bezdomnych - dzieli się doświadczeniem Andrzej Tomaszewski, streetworker. - Ludzie mają więcej empatii do nich, pomagają im zwłaszcza w mroźne dni i noce. No ale są i tacy, którzy potrafią też dużo złego im wyrządzić dla zabawy...

Z widokiem na niebo

Schodzimy do podziemia gdzie koczuje pan Wojtek. Zanim nadeszły trzaskające mrozy, był na ostatnim piętrze tego pustostanu. W dachu dziury z widokiem na niebo. Jednak, gdy spadł śnieg udał się do podziemi. Tutaj wśród mnóstwa śmieci wszelakich ledwo co można dostrzec stare łóżko polowe z podartymi kocami, kołdrami. To co przykuwa uwagę to pluszowy Miś Uszatek... zniszczony, wybrudzony... - Jest tu już kilka lat - wtrąca Janek, streetworker który pracuje z takimi ludźmi jak Arczi czy pan Wojtek. Próbuje ich wyciągać z bezdomności. - To trudni ludzie, bardzo nieufni. Czasem musimy wiele razy przychodzić, aby się otworzyli, zechcieli cokolwiek powiedzieć, dać sobie pomóc.

Streetworkerzy pomagają np. pisać wnioski o przydział mieszkania z zasobów miejskich, przynoszą odzież, jedzenie. Rozmawiają.

Bunkier

Jedziemy do lasu w okolice os. Lotnisko. Śniegu po kolana. Zimno, ale już pojawiają się pierwsze promyki Słońca. Jest dość wcześnie rano. Dochodzimy do miejsca, które kojarzy mi się bardziej z jaskinią niż bunkrem. Przed nim linki na których wietrzą się ubrania, naczynia: łyżki, garnki, prowizoryczna suszarka. Spoglądam na termometr umieszczony we wnęce bunkra: "minus trzy".
Andrzej i Janek próbują sprawdzić czy są pani Maria i pan Józek. To para bezdomnych, którzy zdecydowali się żyć razem. W bunkrze. Po nawoływaniu udaje się wejść. Wejście jest zasłonięte szmatami. Jest strasznie ciemno. W koczowisku spod kołdry wyłania się zaspany pan Józek. Słychać głos pani Marii, ale kobiety nie widać. Opatulona leży gdzieś za mężczyzną.

Pomieszczenie jest bardzo małe. - Pomoże mi pan napisać wniosek o mieszkanie - pyta Janka pan Józek. Panowie umawiają się na dyżur Janka w schronisku. - Pewnie, podejdzie pan i wypiszemy - podkreśla Janek.

Żegnamy się i wychodzimy.

Pustostany przy Armii Krajowej

Odwiedzamy kolejne miejsce. Streetworkerzy maja doskonałe rozeznanie gdzie ukrywają się przed całym światem bezdomni. Tym razem trafiamy do pustostanów na Starówce. Sypiący się budynek. Ten sam obraz co w poprzednich miejscach: hałdy śmieci! A wśród nich ledwo dostrzegalny materac. Pod poszarpanymi kołdrami śpiący pan Mieczysław. - Haloo! Żyjemy? - dopytuje Andrzej, streetworker. - O co chodzi? - rozbudzony pan Mieczysław nie bardzo kontaktuje kto go odwiedza... - Potrzebuje pan czegoś? - dopytują streetworkerzy. - Nie, wszystko mam. Najważniejsze, że mam spokój - mówi bezdomny. I z kilku warstw przykrycia wyłania się starszy, siwy człowiek. Rocznik 1949...

Wraz z Jankiem i Andrzejem zajrzeliśmy jeszcze m.in. do bunkrów w sąsiedztwie Cytadeli czy do opuszczonego domu przy ul. Waryńskiego. Wszędzie podobne "obrazki" : brud, smród, śmieci. I ludzie totalnie zapomniani. Jednak trzeba pamiętać o tym, że większość z nich takie właśnie życie samemu wybiera. Służby proponują schronisko, pracę na rzecz wychodzenia z zakrętów życiowych. Nie każdy jednak chce złapać tę "wędkę" wybierając życie na ulicy. Tej zimy do bezdomnych trafiło kilkanaście kurtko-śpiworów. Wręczali je strażnicy miejscy i streetworkerzy. Niestety, także tegoroczna zima okazała się zabójcza dla dwóch bezdomnych. Zmarli z powodu wychłodzenia organizmu.

*imiona bezdomnych zostały zmienione

OD AUTORKI
Za pomoc w realizacji tego reportażu dziękuję Jankowi Stańdzie i Andrzejowi Tomaszewskiemu, streetworkerom ze schroniska im. św. Brata Alberta w Grudziądzu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska