Dyskusja o dostępie do procentowych trunków wraca regularnie. Ostatnio choćby przy okazji wyliczeń, z których wynika, że w całej Norwegii jest mniej sklepów z alkoholem niż w samej tylko Bydgoszczy. Wysokoprocentowe trunki dostaniemy tam w niespełna 300 punkach, a u nas - 743. Jeszcze gorzej wypada porównanie liczby sklepów do liczby mieszkańców - w Norwegii jeden przypada na 18 tys. osób, a u nas na... 465.
Szczególnie oburzyło to Piotra Króla, szefa klubu radnych PiS. Na swoim facebookowym profilu pytał nawet: "Najbardziej zdumiewające, że ten fakt budzi w niektórych radość. Większość przestępstw jest popełnianych pod wpływem alkoholu. To też jest zabawne?"
- Złożyłem już interpelację z prośbą o szczegółowe dane w odniesieniu do polityki miasta w tym zakresie - mówi "Pomorskiej". - Odpowiedzi jeszcze nie mam, więc trudno o konkretne wnioski. Niewykluczone jednak, że jakieś się pojawią - dodaje.
Już jednak wiadomo, że zdania na temat zmian w tym zakresie są przynajmniej podzielone. Niedawno bp Tadeusz Bronakowski, przewodniczący zespołu konferencji Episkopatu Polski ds. apostolstwa trzeźwości zaapelował o zmniejszenie liczby punktów, gdzie dostępny jest alkohol. Dodał nawet, że należy także ograniczyć jego reklamy w mediach. Zdaniem duchownego to najlepszy pomysł na zmniejszenie liczby alkoholików i pijanych kierowców.
Przeczytaj również: Zamykajmy monopolowe - mówią biskupi. Są kontrowersje!
Podobne wnioski ma kujawsko-pomorska policja. Maciej Daszkiewicz, rzecznik bydgoskiego KWP zauważył na łamach "Pomorskiej", że w ostatnim roku wzrosła liczba brutalnych mordów właśnie na tle alkoholowym. - Nie przypominam sobie, by w ostatnim czasie doszło do morderstwa dokonanego przez grupę przestępczą, albo przy okazji napadu rabunkowego - przyznaje policjant.
Zdaniem zwolenników restrykcji ograniczenie dostępu do napojów wyskokowych poprawi też wizerunek bydgoskich osiedli. I z tym akurat trudno się nie zgodzić. Tylko na Londynku bowiem jest przynajmniej kilka miejsc, w których blisko siebie znajdziemy dwa, albo nawet i trzy działające do późna sklepy, np. w rejonie skrzyżowania Sienkiewicza z ul. Bocianowo , czy Bocianowo z Rycerską.
- Generalnie w całym mieście nie ma problemów, żeby po godz. 22.00 zorganizować klientowi jakąś butelkę. Kłopoty mogą być na Wyżynach, ale to wyjątek - przyznaje pan Jerzy, zaprzyjaźniony z naszą redakcją taksówkarz "Zrzeszenia". Jego zdaniem żadnych zmian jednak nie potrzeba. - W końcu od przybytku głowa nie boli - dodaje.
Czytaj też: Bydgoszcz. Kupisz piwo nawet przy przedszkolu
Po tej samej stronie stoi Grzegorz Kaczmarek, bydgoski społecznik i socjolog UKW. - W całej tej dyskusji trzeba zachować zdrowy rozsądek, bo akurat Norwegia jest chyba najlepszym przykładem, że restrykcyjne prawo nie rozwiązuje problemów alkoholowych. Pije się tam tak samo dużo, jak w przeciętnym państwie europejskim, a do tego w najlepsze kwitnie szara strefa - twierdzi.
- Jak w takim razie najlepiej działać? - pytamy.
- Osobiście uważam, że najskuteczniejszym pomysłem jest zmiana kultury picia. Ale to złożony problemem, z którym trzeba się mierzyć na wielu poziomach - od pracy rodziców ze swoimi dziećmi, po różne akcje profilaktyczne - odpowiada Kaczmarek.
***
Dariusz Michalczewski o tym, czego żałuje."Nie miałem kultury w piciu".
Dzień Dobry TVN/x-news