https://pomorska.pl
reklama

W Dworku Janowickim można wypić kawę z mniszka lekarskiego i pogadać o Chinach

Lucyna Talaśka-Klich, [email protected], tel. 52 32 63 132
Marzanna i Edward Kowalczykowie przed Dworkiem Janowickim
Marzanna i Edward Kowalczykowie przed Dworkiem Janowickim Fot. Lucyna Talaśka-Klich
Ona mieszkała w Warszawie, on w Turku. Poznali się w Londynie, a zakochali w Kaźmierzewie.

Do Dworku Janowickiego, w Kaźmierzewie koło Lubania, prowadzi jesionowa aleja. Ona przetrwała. Za to klasycystyczny dworek, który powstał najprawdopodobniej w drugiej połowie XIX wieku, popadł w ruinę. Kowalczykowie dali mu drugie życie.

Anglicy z sąsiedztwa

Miejscowi nazywają ich wciąż Anglikami, choć w Kaźmierzewie (kiedyś to były Janowice) dawno zapuścili korzenie.

Pierwszy raz przyjechali tu pod koniec 1999 roku. - Mieszkaliśmy wtedy w Anglii, ale chcieliśmy kupić w Polsce jakiś dworek do remontu - wspomina Marzanna Kowalczyk. - Po ponad dwóch latach bezowocnych poszukiwań zaczęliśmy myśleć już o kupnie ziemi i budowie domu. I wtedy natknęliśmy się na ofertę sprzedaży zespołu dworsko-parkowego w Kaźmierzewie. Sprzedającym była poznanianka, która wcześniej kupiła go od Agencji Nieruchomości Rolnych.

Na końcu jesionowej alei ujrzeli budynek w opłakanym stanie. - Był po spaleniu - mówi jej mąż Edward Kowalczyk.

- Zobaczyliśmy tabliczkę z napisem: "Uwaga! Grozi zawaleniem!" - twierdzi jego żona. - Ale przyjechaliśmy do Kaźmierzewa w grudniowe, ładne popołudnie. Skrzący mróz dodał uroku ruinom. To był romantyczny obrazek. Spodobało nam się też położenie. Nieco na uboczu, do zakładów przemysłowych daleko.

Po chwili gospodyni dodaje z uśmiechem: - Może, gdyby była plucha, to byśmy go nie kupili. Kto to wie?

Życie do góry nogami

Pomyśleli o odbudowaniu dworku i gruntownej przebudowie życia.

W Anglii niczego im nie brakowało. Mieszkali w Londynie. Ona spędziła tam 15 lat, on prawie 20. Prowadzili małą firmę remontowo-budowlaną. Przeprowadzka do Polski była dużym szokiem dla ich najstarszego syna Jasia (dziś ma on 12 lat), który w Londynie się urodził i tam chodził do szkoły.

Domem jego sióstr: Natalki (6 lat) i Helenki (4 lata) jest już Polska. Dokładniej osiem hektarów w Kaźmierzewie i dworek, który choć nie jest już zabytkiem, to wciąż robi duże wrażenie.

- Gdy kupiliśmy tę nieruchomość, zabraliśmy się za grodzenie terenu - wspominają Kowalczykowie. - Dla niektórych osób to był szok. Bo "pałac", jak wciąż nazywają go miejscowi, był ogólnodostępny. Myśliwi przyzwyczaili się zostawiać przed dworkiem samochody, wchodził tu kto chciał. .

Odkopali schody

Część starodrzewia w czterohektarowym parku ocalała. Rosną tu okazałe świerki, wiązy, lipy i kasztanowce. Jest też zabytkowa aleja grabowa.

Z dworku, usytuowanego na skarpie, do parku prowadzą kamienne schody. - O ich istnieniu dowiedzieliśmy się od sąsiadów - opowiadają. - Były przysypane ziemią. Odkopaliśmy je.

Niedaleko kamiennych schodów są stawy. Wpływa do nich woda ze źródełek. Za stawami, w dolince, pasie się różnokolorowe stado. Przewodnikiem jest hucuł. To konik o naturze niepokornej. Ani ludziom, ani zwierzętom, krzywdy nie zrobi, ale lubi pokazać, kto rządzi na łące.

A tutaj królem jest on! Owce (wrzosówki) i kozy dawno już to zrozumiały. Gorzej z baranem i kozłem. Od czasu do czasu wystawią rogi, poudają groźnych, ale i tak pobiegną za hucułem i resztą stada. Czasami ten dziwny peleton zamyka pies, który mieszka "we dworze", ale ze stadem się identyfikuje.

Kury mają być szczęśliwe

- Mamy tu prawdziwe gospodarstwo - mówią Kowalczykowie i prowadzą do innych kóz, które dają mleko. I do kur, których głównym zadaniem jest prowadzić szczęśliwe i długie życie.

- W tradycyjnym gospodarstwie kura żyje około dwóch lat - mówi pan Edward i na wielkim, drewnianym stole stawia kawę z mniszka lekarskiego. - Nasze mogą żyć nawet piętnaście. Nie chcę ich wcześniej zabijać ani dbać o ich czystość rasową. Dlatego pozwalam, by krzyżowały się, jak chcą.

- Mąż pozwolił kwoce usiąść na jajkach nawet we wrześniu - mówi z uśmiechem jego żona. - No i teraz mamy pisklęta.

Kwocza rodzina żyje w ekskluzywnej wolierze i w czymś co przypomina ocieplaną budę dla kilku dużych psów.

Obok mieszkają inne kury. Kochiny, zielononóżki kuropatwiane, włoszki oraz kochino-włoszki, włoszki o zielonych nóżkach. Wszystkie piękne.

Czekają na gości

Zwierzęta w gospodarstwie muszą być, bo Kowalczykowie postawili na agroturystykę. - Na gości czeka pięć pokoi z łazienką - mówi gospodyni.

Pokoje są urządzone ze smakiem. Stoją w nim meble "z charakterem", które mają swoją historię. Wyszukane przez gospodarzy i zwiezione z różnych stron świata. Są też piękne piece kaflowe. Nowe, ale zrobione w starym stylu. A w piwnicy jest nawet kuchnia kaflowa. Też nowa, ale "z duchem". Można coś ugotować na ogniu.

W kuchni jest sporo glinianych garnków. W jednym z nich fermentuje kombucha. To napój od dawien dawna pity przez Chińczyków. Pan Edward przyrządza go z grzyba (który jest symbiotyczną kolonią drożdży i bakterii) oraz wywaru z zielonej herbaty z dodatkiem cukru. - To naturalny napój orzeźwiający, który podajemy także gościom - dodaje gospodarz.

Chcą pierogów i chleba ze smalcem

Czego oczekują goście w gospodarstwie agroturystycznym? - Spokoju, kontaktu z piękną naturą, pierogów i chleba ze swojskim smalcem - mówi pani Marzanna. - Miejsce jest piękne, w parku ptactwo urządza istne koncerty, ale do oczekiwań kulinarnych gości musieliśmy się dostosować.

Bo oni postawili na diety owocowo-warzywne i terapię naturalną. - Mąż od dawna marzył, by otworzyć ośrodek terapeutyczny - mówi pani Marzanna, inżynier ochrony środowiska. - Z wykształcenia jest instruktorem sportu, ale w Londynie studiował medycynę chińską i nawet wyjechał na półtora roku do Hangzhou w Chinach, by zgłębić tę wiedzę.

- Nasi goście mogą skorzystać z bezpłatnych porad dietetycznych i diagnostyki - zapewnia pan Edward. - Kto chce, może zamówić masaż zdrowotny.

Może też nasłuchać się opowieści o Chinach i kulturze tego kraju, bo to wciąż wielka pasja pana Edwarda.

- Na razie przyjeżdżają do nas przede wszystkim mieszkańcy dużych miast: Warszawy, Łodzi, Bydgoszczy, Poznania. W Anglii duże miasta wyludniają się w każdy weekend. W Polsce takiego trendu jeszcze nie ma. A w wakacje większość Polaków jedzie nad morze albo w góry. Mam nadzieję, że z czasem zaczną doceniać takie miejsca jak Kaźmierzewo i Kujawy.

Oni już je docenili. - Proszę spojrzeć za okno - mówi gospodyni i pokazuje na park. - Nawet jesienią jest tu pięknie.

Wybrane dla Ciebie

Dodatkowe 2150 złotych dla osób powyżej 75. roku życia. Jak dostać bon senioralny?

Dodatkowe 2150 złotych dla osób powyżej 75. roku życia. Jak dostać bon senioralny?

Moda w uzdrowiskach. Takie ubrania kupisz w Ciechocinku i Inowrocławiu

Moda w uzdrowiskach. Takie ubrania kupisz w Ciechocinku i Inowrocławiu

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska