Pierwszy sklep samoobsługowy w Polsce otwarto ponad pół wieku temu w Białymstoku. Nowoczesna formuła stała się powszechnym sposobem robienia zakupów. Klienci cenią jej wygodę. Robienie sprawunków w dużym sklepie daje im możliwość wyboru towaru i czas na spokojne podejmowanie decyzji. Swobodne kursowanie kupujących między półkami oznacza jednak, że łatwiej w tych placówkach handlowych o kradzież.
Jest problem
- Kradzieże zdarzają się. Codziennie, co chwila - mówi pracownica jednego ze sklepów sieci "Polomarket". Podobnie sytuacja wygląda w "Biedronce". Najczęściej kradną mężczyźni, ale, oczywiście, kobiety również. Sprzedawczyni z inowrocławskiego "Tesco" określa przeciętny wiek złodziei na 18-25 lat. Informuje jednak, że w sklepie tej sieci kradzieże nie zdarzają się często.
Zatrważający jest fakt, że społeczeństwo kradnie z powodu chęci zdobycia luksusowych produktów. Nie kieruje nim bieda. - Prawie w ogóle głód nie jest powodem kradzieży - podsumowuje osoba z "Polomarketu". - Młodzież, jak przychodzi, to jest dobrze ubrana. Kradną eleganckie panie, nawet te starsze, które są stałymi klientkami - dodaje rozmówczyni.
Piwo gratis
Wszyscy przedstawiciele różnych sieci wyliczają te same produkty jako najczęściej przywłaszczane. Są to: artykuły chemiczne, kawa, alkohol.
- Jeżeli ludzie kradną alkohol, to robią to ci, którzy piją. Jeżeli produkty chemiczne - zajmują się tym grupy zorganizowane - zauważa pracownica dyskontu "Biedronka". Czasami giną drobne artykuły umieszczone na półkach tuż przy kasach, np. gumy do żucia. - Dzieje się tak zwłaszcza, gdy są kolejki, a kasjerki są zajęte - słyszymy.
Nierzadko, jak domyślają się handlowcy, klienci kradną towar z marketu, by później go sprzedać. Tylko tak wytłumaczyć można wynoszenie całych zgrzewek produktów. Z półek znikają nawet pięciokilogramowe opakowania proszków do prania, czy pięciolitrowe beczki piwa.
Zgadnij, kto to?
Ekspedientki i magazynierzy z popularnych sieci sklepów są już przyzwyczajeni do takich incydentów. Zdają sobie sprawę z tego, że nie są w stanie zatrzymać każdego nieuczciwego klienta, pomimo umieszczonych w lokalu kamer. - Łapiemy trzech na dziesięciu - szacuje młody sprzedawca.
W "Tesco" i w "Biedronce" pracuje po dwóch ochroniarzy. - Ochroniarz albo złapie, albo wystraszy - kwituje pracownica "Tesco", która nie ukrywa, że umieszczone w sklepie lustra przeważnie nic nie dają. Osoba z "Biedronki" podkreśla: - Dlatego, że mamy monitoring, zwykle łapiemy przestępców. Wzywamy policję. Sprawa zazwyczaj kończy się tylko mandatem.
Pracownicy "Polomarketu" zwracają uwagę, że mandat (a zapłacić można od 50 do 300 zł) nie odstrasza złodziei.
