W obszernym liście do redakcji zdradza, że gdyby był jeszcze w zakładzie karnym w Garbalinie (pod Łodzią), to dziś już byłby buddystą. Przenieśli go do aresztu w Inowrocławiu. Na buddyzm przejdzie więc od 1 lipca.
Media źle piszą o mięsie
Nie wspomina nic o tym, by zawiódł się na katolicyzmie. Ostro jednak podpadło mu mięso. - W zakładzie karnym w Garbalinie kuchnia wydawała skazanym za dużo kiełbas, więc mi mięso i wędliny się zbrzydły. Poza tym media ciągle podają, że mięso na wolności jest niewiadomego pochodzenia. Piszą o podróbkach w masarniach czy rzeźniach - opowiada. Postanowił, że więcej już tego nie zje.
Czytaj: W świecie "Symetrii", czyli jak żyje się za murami więzienia w bydgoskim Fordonie
Przeszedł więc na wegetarianizm. Twierdzi, że w zakładzie karnym w Garbalinie na zmianę diety czekał kilka godzin. Bezmięsne posiłki przygotowywano tam tylko i wyłącznie dla niego.
Do Inowrocławia przyjechał z wegetariańskim suchym prowiantem. - Od razu zgłosiłem panu oddziałowemu, że mam swoją dietę i będę ją tutaj kontynuował, czyli zażywał - opisuje. Liczył, że swoje jedzenie dostanie już na śniadanie. Przeliczył się. - Zdenerwowałem się, bo zawsze jak przyjeżdża się z dietą do innego kryminału, to zaraz na drugi dzień się ją otrzymuję - przekonuje. Na początku nie chciał odebrać śniadania. W końcu dał się namówić. Zjadł chleb z margaryną. Wędlinę oddał koledze z celi. Zgodnie ze wskazówkami oddziałowego, napisał prośbę do dyrektora o zmianę menu. Liczył, że jego wniosek zostanie rozpatrzony przed obiadem. Znów przeliczył się.
- Obiad pobrałem z ogółu. Zjadłem zupę, ziemniaki i surówkę. Porcję wydałem ziomkowi. Zupy zjadłem trochę, bo wyczułem, że była gotowana chyba na kościach z mięsem. Na kolację też nie otrzymałem diety. Nerwy mnie poniosły, ale nie wykazałem nikomu, że jestem zdenerwowany. Wiedzieli o tym tylko trzej osadzeni w celi, którzy zamieszkują ze mną - relacjonuje dokładnie pan Jerzy.
Następnego dnia dieta się nie zmieniła. Gdy dowiedział się, że jeszcze trochę na nią poczeka, wkurzył się. - Pomyślałem, że lepiej już wcale nie jeść i zdechnąć w tym areszcie - pisze. Na obiad był kapuśniak, więc nie jadł go. Przekonywano go, że był gotowany na soi. Nie uwierzył. Ogłosił głodówkę.
W oświadczeniu napisał, że będzie głodował aż do skutku. Przekonuje, że nic nie jadł prawie 2 dni. W końcu swój wegetariański posiłek dostał. Jest z niego zadowolony, ale i tak postanowił pożalić się na ciężki los osadzonego, który nie je mięsa. Ma nadzieję, że kolejnym wegetarianom będzie już lżej.
Czytaj: Opowieści ze spacerniaka
Jedyny wegetarianin
Major Mariusz Budny, rzecznik prasowy Aresztu Śledczego w Inowrocławiu przekonuje, że prośby pana Jerzego nie można było spełnić szybciej. - W jego przypadku trwało to dwa dni - przyznaje. Tłumaczy, że tyle trwa obieg dokumentacji. Nowy jadłospis musiał też przeanalizować dietetyk. Ilość kalorii powinna być zgodna z tą, którą określa rozporządzenie ministra sprawiedliwości w sprawie wyżywienia osadzonych. Dzienna norma żywieniowa osadzonego powyżej 18 roku życia musi zawierać 2600 kcal. - Jedzenie mamy lepsze niż w szpitalu - zapewnia Mariusz Budny.
Czytaj: Torunianin prawie całe dorosłe życie spędził w więzieniu, a teraz dostał ćwierć wieku za zabójstwo
Pan Jerzy jest aktualnie jedynym wegetarianinem w areszcie. Jest też islamista, który nie je wieprzowiny. - Ponadto mamy 25 diet lekko strawnych i dwie cukrzycowe. Zleca je lekarz biorąc pod uwagę stan zdrowia osadzonego - dodaje rzecznik.
Sprawdziliśmy, co wczoraj jadł pan Jerzy. Na śniadanie dostał chleb z dżemem, na obiad - pierogi z warzywami, a na kolację - twaróg.
Czytaj e-wydanie »