Zobacz
Więcej informacji z Bydgoszczy na stronie www.pomorska.pl/bydgoszcz
Burza rozpętała się po tym, jak w ubiegłym tygodniu podczas konferencji prasowej Konstanty Dombrowicz zakomunikował, że miasto zamierza zlikwidować jedyną w mieście izbę wytrzeźwień.
Likwidacja przesądzona
Placówka przy ul. Przemysłowej ma zostać zamknięta, ponieważ: - Jest w tak złym stanie, że jej remont nie wchodzi w grę - argumentował prezydent. - Gmina nie ma też obowiązku zapewnienia opieki nad osobami pijanymi.
W ratuszu jest już gotowy projekt uchwały w sprawie likwidacji izby. O jej dalszym losie jeszcze w grudniu mają zadecydować radni miasta. Przyszłość "żłobka" przy ul. Przemysłowej wydaje się jednak przesądzona, ponieważ przy ulicy Fordońskiej już trwają prace przy budowie nowego schroniska dla bezdomnych. Dodatkowe pieniądze na ten cel mają się znaleźć w przyszłorocznym budżecie miasta. - Do schroniska będzie trafiała część osób przywożonych do tej pory do izby - tłumaczy Anna Mackiewicz z komisji rodziny i polityki społecznej.
Zamknąć za wszelką cenę
Tymczasem związkowcy z NSZZ "Solidarność" przy bydgoskiej izbie wytrzeźwień sugerują, że do zamknięcia placówki dążyła dyrektor, Grażyna Piontkowska.
- Gdyby nie jej starania, plan likwidacji izby by nie powstał - twierdzi Jarosław Ziętek z pracowniczego związku. - Sama starała się za wszelką cenę wykazać, że budynek jest w katastrofalnym stanie. A myśmy własnymi rękami malowali ściany i odnawiali jego wnętrza. Po co, jeśli izba będzie zlikwidowana? Pani dyrektor traktuje izbę, jako swój własny folwark.
Piontkowska odpowiada: - Robiłam wszystko, co w mojej mocy, by utrzymać ten budynek. Otrzymałam jednak dwie opinie z powiatowego inspektoratu nadzoru budowlanego, które mówią, że budynek grozi zawaleniem.
Co z nami będzie?
Pracownicy izby zarzucają również Piontkowskiej, że nie poinformowała ich bezpośrednio o tych planach miasta.
- Powinniśmy wiedzieć, na czym stoimy - przyznaje Ziętek. - Ludziom, którzy mają "w papierach" wpisane, że pracowali w izbie wytrzeźwień, trudno znaleźć nową pracę. Chcemy wiedzieć, czy mamy szansę na zatrudnienie w budowanym schronisku dla bezdomnych, czy może już mamy szukać innego miejsca pracy. W zamian za to dowiadujemy się tylko, że mamy robić swoje i nie myśleć o przyszłości. To straszenie i mobbing.
Te zarzuty spotykają się z ripostą Grażyny Piontkowskiej: - Za wcześnie, by mówić o takich rzeczach. Najpierw radni muszą przyjąć projekt uchwały o likwidacji izby. Zresztą związkowcy go otrzymali i mają trzydzieści dni na jego zaopiniowanie.
Chcą bezpieczeństwa
Pracownicy domagają się zwiększenia obsady podczas dyżurów w placówce. - Jak trzy osoby: opiekun zmiany, porządkowy i lekarz mogą zapewnić sobie bezpieczeństwo, gdy na izbie przebywa nieraz kilkunastu agresywnych i pijanych osób? - pyta Jarosław Ziętek. Piontkowska odpowiada krótko: - Obsada jest wystarczająca. Nie ma szans na zwiększenie zatrudnienia.