https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

W obstawie

Dariusz Ratajczak
Mogileńska policja wszczęła postępowanie w sprawie o wymuszanie haraczy od 15-letniego ucznia miejscowego gimnazjum. Grupa podejrzanych o ten czyn składa się z sześciu osób, rówieśników chłopca z tej samej szkoły.

     Niedawno wicedyrektorkę mogileńskiego gimnazjum, Teresę Kujawę, spotkała przykra niespodzianka. Pewnego dnia, będąc w szkole, stwierdziła że ktoś ukradł z jej portfela 200 złotych. Nie wiadomo, w jakich okolicznościach do tego doszło. Jednak pieniądze wyparowały. Kilka dni później wicedyrektorce ktoś podpowiedział, że jeden z uczniów, chłopak pochodzący w ubogiej rodziny, w szkolnym sklepiku płaci dużymi nominałami.
     Szkolna "opieka"
     
- Poprosiłam ucznia do siebie na rozmowę i zapytałam, czy nie przywłaszczył sobie moich pieniędzy - opowiada Teresa Kujawa. - On zaprzeczył. Gdy próbowałam dociec, skąd w takim razie ma taką poważną przecież dla dziecka kwotę, odpowiedział że "z obstawy".
     Okazało się, że uczeń "opiekował" się swoim szkolnym kolegą. W zamian żądał od niego pieniędzy i różnych drobiazgów, które 15-latek wynosił z rodzinnego domu. W szkole podjęto decyzję, że sprawa musi został szczegółowo wyjaśniona. Z pewnym trudem namówiono rodziców pokrzywdzonego chłopca, by zgłosili przestępstwo policji.
     - Pokrzywdzony szczegółowo opowiedział nam o tym, jak był zmuszany do płacenia haraczu. Do wymuszeń dochodziło w jego domu, gdyż kolegował się z podejrzanymi i często ich zapraszał - mówią w Komendzie Powiatowej Policji w Mogilnie. - Proceder ten trwał prawdopodobnie przez rok. Być może sprawa ta będzie miała charakter rozwojowy. Czekamy na zgłoszenia od innych uczniów, którzy także mogli paść ofiarą wymuszeń.
     Nikt nie zauważył
     
Ze wstępnych ustaleń mogileńskiej policji wynika, że poszkodowany chłopiec mógł być szantażowany przez swoich sześciu kolegów. Rodzice ucznia twierdzą, że przez rok zapłacił im ponad 700 złotych i oddał także m.in. złotą obrączkę i inne wartościowe przedmioty. Chłopiec opowiedział policjantom, że jego koledzy grozili mu pobiciem, a kilka razy swoje groźby spełnili. Przez rok nikt niczego nie zauważył.
     - To bardzo smutne, że uczeń nie poprosił o pomoc żadnego z nauczycieli naszej szkoły - mówi Hieronim Rumianowski, dyrektor mogileńskiego gimnazjum. - Jesteśmy bardzo dużą placówkę oświatową, mamy ponad 900 uczniów i pedagogom czasem jest trudno zauważyć coś, czemu bezwzględnie powinno się przeciwdziałać.
     Dyrektor Rumianowski podkreśla, że to szkoła wykryła proceder. Jednak ustalenia nauczycieli różnią się od tego, co wstępnie ustaliła mogileńska policja. Ze szczegółowych rozmów z uczniami wynika bowiem, że pokrzywdzony terroryzowany był przez dwóch, a nie sześciu uczniów. Pozostali zaprzeczają swojemu udziałowi w tej przestępczej praktyce. Przysięgają, że nie brali od kolegi żadnych pieniędzy i nigdy go nie bili.
     - Trzeba zauważyć, że nawet sami rodzice chłopca przez tak długi czas nie widzieli, iż dzieje się coś złego - kontynuuje Rumianowski. - Jego mama podczas rozmów z pedagogiem opowiadała, że wprawdzie kilka razy widziała sińce na ciele syna, ale on twierdził, iż powstały one na skutek upadku.
     Gimnazjalny problem
     
Teresa Kujawa, która jest także przewodniczącą komisji oświaty mogileńskiej Rady Miejskiej, jest przekonana, że takie zjawiska są m.in. wynikiem stworzenia gimnazjów. Do tych molochów trafia młodzież z różnych środowisk, z całej gminy. W podstawówkach nauczyciele zdążyli już poznać wszystkich uczniów na wylot. Wiedzieli o ich dobrych i złych stronach, byli świadomi, na co każdego ucznia stać. Gdy młodzi ludzie trafiają do gimnazjum, w trudnym okresie dojrzewania, w dodatku tak liczebnego jak to w Mogilnie, są dla wychowawców jak "biała karta". A żeby ucznia dobrze poznać, potrzeba sporo czasu.
     W mogileńskim gimnazjum nikt jednak nie chowa głowy w piasek. Nikt nie udaje, że nic uczniom nie zagraża. Od początku istnienia szkoła nawiązała dobre kontakty z miejscową policją i Strażą Miejską. Organizowano debaty poświęcone sprawom bezpieczeństwa. Dyrektor Rumianowski zapewnia, że nie były to jakieś propagandowe nasiadówki. Dzięki ustaleniom z debat podjęto decyzję o stworzeniu szkolnej dyżurki, by na teren placówki nie wchodziły osoby postronne. Udało się też przepędzić z przyszkolnego terenu młodocianych chuliganów, którzy przychodzili, by podrywać gimnazjalistki. Gdy w szkole organizowane są zamknięte dyskoteki dla uczniów, każdorazowo o opiekę proszeni są miejscy strażnicy i policjanci.
     Wszystko wyjaśnią
     
- Wiemy o tym, że dyrektor z nauczycielami próbowali zaradzić złu we własnym zakresie, ale to się nie powiodło i ta interwencja policji okazała się potrzebna - mówi Przemysław Majcherkiewicz, wiceburmistrz Mogilna. - Obawiam się, że takich zjawisk nie unikniemy dopóty, dopóki nie zmniejszy się liczba uczniów w gimnazjum.
     Władze Mogilna chcą przyjrzeć się bliżej wydarzeniom, które zaniepokoiły mogileńską opinię publiczną, a także samych nauczycieli, uczniów i rodziców. Na razie jednak nie wiedzą, jakie działania w tej sprawie zostaną podjęte. Wiadomo natomiast, że policjanci spotkają się z dyrekcją i radą pedagogiczną gimnazjum m.in. po to, by wyjaśnić, czy wymuszanie haraczy miało w szkole szerszy zasięg. Wszystko po to, by już więcej żaden uczeń nie potrzebował "obstawy".

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska