Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W piłkarskiej B-klasie aż roi się od fantazyjnych nazw drużyn

Tomasz Malinowski [email protected]
Wielokroć nazwy klubów bywają zabawne
Wielokroć nazwy klubów bywają zabawne
Górnik, Lech, Polonia... Czyżby te nazwy klubów już się opatrzyły, jakoś spowszedniały?

- Gdy powoływaliśmy klub w Wabczu i szukaliśmy dla niego stosownej nazwy, ktoś mimowolnie rzucił: Victoria! I omal nie rozpętał burzy - wspomina Sławomir Gross. I dodaje od razu: - Byłby niezły obciach, potrzebowaliśmy przecież nazwy, która wystraszy rywali i zarazem nośnej marketingowo.

Przeczytaj także:Amator Cyców kontra Inter Gnojnice, czyli poczet sportowych klubów polskich

Taka reakcja jest dosyć częsta, gdy w regionie rozmawia się o spotkaniach w lokalnych ligach. Poziom w nich dużo niższy, niekiedy zęby bolą od patrzenia na grę, ale im niższa liga tym więcej barwnych nazw zespołów. Po futbolowych bois- kach Kujaw i Pomorza biegają chłopacy i panowie spod smakowitych znaków.

Aż strach się bać

W Wabczu nie uprawiano żadnej filozofii. Gdy w 2009 r. reaktywowano klub, chwycił najbardziej pomysł, aby nadać mu nazwę "Wojownik". - Chcieliśmy w ten sposób uszanować naszych poprzedników; młodych chłopaków, którzy, jak tylko wybiegli na boisko, to wojowali aż przyjemnie było patrzeć - prezes Gross uzasadnia wystarczająco pochodzenie obecnej nazwy klubu.

W gminie nikt już nie ma za złe, że tak nazwano drużynę. Bo "Wojownik" w rozgrywkach B-klasy tak wymiata, że tylko pozazdrościć. Nie przegrał jeszcze meczu i jest niekwestionowanym liderem. Awans na wiosnę wydaje się więc oczywisty.

Bojowo usposobiony był także Rafał Klafta, gdy zupełnie niedawno powoływał w Grudziądzu klub "Ułani". - Nie dlatego, że jestem szczególnym pasjonatem historii. Za to lokalnym patriotą - owszem. A Grudziądz jest przecież tak związany z ułanami - słyszę w uzasadnieniu. "Ułani" w B-klasie toruńskiej dopiero raczkują, ale zwolenników klubu z każdym sezonem przybywa. - Powstał nawet Fan Club, lecz zawiesił chwilowo działalność, bo jego członkowie zostali bezprzykładnie zaatakowani przez kiboli miejscowej "Olimpii" - wspomina z odrazą ten incydent Klafta.

Dumni z nazwy swojego klubu są również w Ostaszewie. Krótko po wojnie miłośnicy sportów motorowych powołali tutaj klub "Orkan". Kiedy we wsi zapanowała moda na futbol, zawodnicy upomnieli się o zmianę nazwy. Ktoś rzucił "Mustang" i propozycja przeszła przez aklamację. Prezes Wacław Trawiński twierdzi nawet, że nazwa pasuje idealnie do drużyny, która przypomina, jako żywo, "zdziczałe konie na prerii". - Budzi wśród rywali respekt, a u naszych kibiców zachwyt - zauważa z dumą. Pan prezes z rozrzewnieniem wspomina też czasy, gdy "Mu-stang" rozgrywał pasjonujące mecze derbowe z "Cyklonem" Kończewice. - "Mustang" kontra "Cyklon"? Aż strach się bać! Ale niedawno chłopaki zza miedzy awansowali wyżej - tłumaczy.

Koń, który nie mówi

Karolowi Łaszkiewiczowi z Wójcina łza się w oku kręci, gdy opowiada, skąd miejscowa drużyna wzięła nazwę. - Pojechaliśmy do piłkarskiego związku w Bydgoszczy, aby zgłosić zespół do rozgrywek. Na "LZS Wójcin" zgody jednak nie dali. A że trzeba było się natychmiast decydować, to mówię "Tarant". Pewnie do dziś w związku nikt nie domyśla się, że Tarant to imię mojego konia, zarodowego ogiera. Miałem go od źrebaka i pokochałem, jak syna.

A piłkarze? Do nazwy swojego klubu przywykli do tego stopnia, że gdy na jakiś czas doszło do fuzji z klubem "Pogranicze" i pod tą nazwą drużyna miała grać, to w proteście odeszli z klubu i na jakiś czas w ogóle zawiesili buty na kołku.

Liczyć na Fuksa z Leszczami

Wielokroć nazwy klubów bywają zabawne. Na północnych rubieżach województwa leży wieś Wielowicz. - Dekadę temu postanowiliśmy stworzyć drużynę piłkarską - wspomina Jacek Grabowski. - Zgoda wśród nas była co do jednego: nazwa musi dobrze brzmieć. Szybko przepadły więc pomysły, aby klub nazwać "Szmacianka" czy "Tornado". Darek Grocki, nasz były zawodnik, wypalił wówczas: - Przyjmijmy nazwę "Fuks"!

Drużyna dopiero pierwszy sezon występuje w B klasie. Ale wiedzie się jej zupełnie dobrze. - Bywa, że nazwa się sprawdza i szczęśliwie udaje się nam zdobywać ważne punkty - przyznaje pan Jacek, który opiekuje się zespołem.

Stronę internetową "Unii Leszcze" (wieś koło Piotrkowa Kujawskiego) prowadzi Włodzimierz Ratkowski, który w miejscowej drużynie strzeże bramki. Dzwonię do niego, chcę, by powiedział, jakie wrażenie wywołuje u rywali nazwa: - Śmiech? Szydera? - Tak, jasne, że są ludzie, którzy z naszej nazwy się śmieją. Drwiny są szczególnie częste, gdy gramy z jakimś zespołem z większego miasta. Na meczach międzywiejskich nikomu to nie przeszkadza. Ot, choćby derby z "Kujawami Kozy"!

- Nie ma pan problemów z odpowiedzią na pytanie o jakim zespole pisze?

- Nie mam. Ja tu się wychowałem i mieszkam tu od lat. Przyzwyczaiłem się, nie przeszkadza mi to.
W sumie nie jest winą mieszkańców, że przyszło im żyć w Leszczach czy Kozach.

Ciekawa sytuacja klubowa jest w sołectwie Szadłowice (powiat inowrocławski). Kreatywności miejscowej społeczności mogliby pozazdrościć z powodzeniem w innych zakątkach. Choćby takie systematyczne szkolenia na temat integracji społeczności lokalnej. Ich owocem było powołanie klubu sportowego "Mikrus". Gdy do radnego Przemysława Stefańskiego zwracam się o informację o genezie klubu i rozszyfrowaniu jego nazwy słyszę: - To się pana czytelnicy dopiero zdziwią. Nazwę wymyślili sami członkowie. Mikrus oznacza: młodość, innowację, kulturę, rozwój, upowszechnianie sportu... Jak łatwo się więc domyślić, piłka nożna nie przysłania nam świata. Potrafimy się sprawdzić także poza futbolowym boiskiem.

Uderzyć w wielki dzwon

W Jaksicach pod Inowrocławiem nazwę klubu "Arkadia" zawdzięczają byłej dyrektorce biblioteki, Krystynie Sowińskiej. Własne boisko piłkarskie usytuowane tuż przy szkole jest symbolem... krainy ładu, spokoju, sielanki, co potwierdza z satysfakcją Henryk Dróżdż, prezes klubu. - Co z tego, że gramy tylko w B-klasie, określanej jako wiejska liga. Na naszym obiekcie nie dochodzi jednak do burd, a i brzydkie słowa wykrzykiwane przez pojedynczych kibiców są wyjątkiem - zapewnia.

Biblijny anioł gromu Ramiel znajduje się w nazwie bydgoskiego stowarzyszenia, które prowadzi drużynę w B- klasie. Przemysław Kosiorowski, sekretarz klubu i asystent trenera w jednym, jest nawet zadowolony, że nie każdy sympatyk futbolu wie, co ten wyraz oznacza. I pyta zaczepnie: - Czy piłkarska drużyna musi mieć koniecznie nazwę typowo sportową?

Z podobnego założenia wyszli w innym bydgoskim klubie, rywalizującym w najniższej klasie rozgrywkowej. Nazwa "Casimirus" przyjęta została przez klubową społeczność bez słowa protestu. Mariusz Matello apeluje jednak, aby nie doszukiwać się w tym jakiś podtekstów (Casimirus, to żydowski skrawek na polskiej ziemi, miejsce egzotyczne i pełne gwaru, który znikał momentalnie po zachodzie słońca w piątek - przyp. T.M)). Nazwa ma bowiem bezpośredni związek z Kazimierzem Wielkim, który nadał Bydgoszczy prawa miejskie. - Zresztą, od jakiegoś czasu noszę się z zamiarem zmiany nazwy, bo uważam, że powinna być polska - mówi Matello, ale szczegółów nie zdradza.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska