- Teraz osy, szerszenie i pszczoły są najbardziej niebezpieczne i mamy najwięcej wezwań do ich likwidacji - wyjaśnia Maciej Nowaczyk, właściciel firmy Dezino, która zwalcza je w Bydgoszczy i całym województwie kujawsko-pomorskim. - Ale problem jest mniejszy niż w roku ubiegłym. Wtedy mieliśmy 7-8 wezwań dziennie, teraz najwyżej 4.
- Nie ma powodu do paniki, ale uważać trzeba - przekonuje dr Przemysław Grodzicki z Zakładu Fizjologii Zwierząt Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. - Bywa bowiem, że człowiek umiera od jednego czy dwóch użądleń na skutek wystąpienia odczynu alergicznego. Jednak to bardzo rzadkie przypadki. Najbardziej niebezpieczny jest jad szerszenia.
Wyjątkowo groźne są użądlenia w gardło i jamę ustną, po połknięciu owada lub wypiciu go wraz z płynem. Dlatego zawsze przed ponownym łykiem z niezabezpieczonej butelki czy puszki należy się upewnić, czy owady nie wleciały do środka. Najlepiej zaś każdorazowo przykrywać je dłonią.
- Jak osa ugryzła mnie w szyję, przez trzy tygodnie miałam powiększone węzły chłonne - skarży się pani Agnieszka z Bydgoszczy. - Każdego roku coraz gorzej znoszę te użądlenia.
Żądlące owady są wyjątkowo żywotne. Mogą zaatakować, jeśli zostały podtopione w płynie, a nawet po śmierci. Doktor Grodzicki przeprowadził doświadczenie z rozczłonkowaną na trzy segmenty pszczołą. Gdy wziął do ręki odwłok, żądło wbiło mu się w palec. Niechcący wywołał stymulację gruczołu i żądło wysunęło się automatycznie.
Przeczytaj także: Gniazdo pszczół przy domu: co z nim zrobić
Gniazdo można zlikwidować samemu, ale takie "partyzanckie" metody, jak podpalanie czy polewanie wodą są mało skuteczne i ryzykowane. Najlepiej zaopatrzyć się w specjalistycznym sklepie w rodzaj gaśnicy ze środkiem chemicznym (14-38 zł), który wstrzykuje się w znajdujący się u dołu gniazda otwór. Osy zakładają też gniazda pod elewacjami budynków, między deskami. W tym przypadku również zawartość wtryskuje się w otwór. Zużyć trzeba całe opakowanie, bo środek chemiczny jest słaby.
Maciej Nowaczyk radzi ubrać się dość grubo, włożyć rękawiczki, czapkę, twarz przykryć np. moskitierą, firanką. Do dzieła należy przystąpić po zapadnięciu zmroku, gdy rój jest już mało aktywny, odpoczywa. Wtedy wszystkie osobniki są w środku i atak człowieka jest najbardziej skuteczny. Nie wolno jednak przyświecać sobie lampką czołową, bo owady lecą do światła. Można natomiast ustawić latarkę z boku, by ewentualny kontratak owadów skierowany był właśnie na nią.
Wyspecjalizowane firmy zlikwidują problem za ok. 150 zł (z dojazdem), a każde dodatkowe gniazdo na danym terenie za kolejne 50 złotych.
- Gwarancję na to, że owady nie odbudują gniazda dajemy do zimy - wyjaśnia Nowaczyk. - To dlatego, że królowa zakłada je tylko wiosną, a po nastaniu mrozów, ona i cały rój giną. Rój odbudowuje się dzięki temu, że jesienią z gniazda wylatuje kilka os, które znajdują sobie ciepłe schronienie i na wiosnę przepoczwarzą się w królowe, by założyć własne kolonie.
Czytaj e-wydanie »