Nawet chór operowy roztańczyli!
Nowa "My Fair Lady" ma być kolorowa i pełna humoru. I przy okazji - ma przekonać do tego, że warto się podejmować rzeczy na pozór niemożliwych. Tak w życiu, jak i na scenie.
No, bo czyż można założyć, że powiedzie się próba nauki poprawnej angielszczyzny, gdy ma dotyczyć prostej kwiaciarki, która co rusz zaskakuje lapsusami purystę językowego? Dla purysty-profesora ta kwiaciarka, to przecież nikt inny, jak nieokrzesana pokraka, która o zasadach savoir-vivre'u nie ma bladego pojęcia. A jednak w końcu ta sztuka się udaje. Mało tego, nawet serce zaczyna mówić inaczej u obojgu.
Nogi tańczą, a humor sie poprawia
Na scenie - ma być dużo łatwiej. Musical "My Fair Lady" jest tak znany i tak popularny na świecie, że każdemu się wydaje, iż to samograj. Wystarczy przecież zanucić sobie najbardziej popularne "kawałki" typu: "Przetańczyć całą noc" "Jeden szczęścia łut" czy "Tę uliczkę znam". Nogi same ruszają do tańca, a humor niemal natychmiast się poprawia.
Ale właśnie dlatego, że to takie "ograne" przedstawienie, to tym bardziej trudne w realizacji. No bo czymś przecież trzeba zaskoczyć choćby tego widza, który w bydgoskiej Operze Nova widział piętnaście lat temu poprzednią wersję musicalu.
Jest też do "wzięcia" widz zupełnie nowy, w tym i młody, który w przyszłości być może dzięki temu musicalowi na stałe zwiąże się z repertuarem operowym czy operetkowym.
"Pierwsza liga" do roboty
Mając to na uwadze Maciej Figas, dyrektor Opery Nova w Bydgoszczy, zdecydował się na "mocną" ekipę realizatorów widowiska.
Reżyser - Maciej Korwin, na co dzień dyrektor Teatru Muzycznego w Gdyni, scenograf - Jerzy Rudzki, choreograf - Joanna Semeńczuk i Barbara Ptak - kostiumolog. Sam Figas natomiast zadba o stronę muzyczną spektaklu.
Realizatorzy założyli, że udziwnień na scenie nie będzie. To przedstawienie ma być lekkie, łatwe i przyjemne. Ma oderwać nas od szarej codzienności!
Te porywające kapelusze!
Najbardziej chyba od tej szarości odrywa nas Barbara Ptak, która wcześniej zasłynęła już swoimi wspaniałymi kostiumami do filmów Romana Polańskiego, Jerzego Kawalerowicza czy Andrzeja Wajdy ("Faraon", "Noce i dni", , Nóż w wodzie", "Ziemia obiecana" itd.). Na bydgoską premierę przygotowała blisko 300 kostiumów. Bogatych i niezwykle kolorowych. - Gmach Opery Nova nas zobowiązuje - powiedziała Barbara Ptak. - Mamy tu zrobić coś pięknego, a nie błahego.
No i zrobiła. Kapelusze na głowach pań, które podziwiają wyścigi końskie w Ascot są porywające - mówią w operze. - Chyba jeden taki ukradnę i wyniosę, żeby na co dzień nosić - żartuje jedna z pracownic.
Oczywiście, nie samymi kostiumami przedstawienie żyć będzie. Udała się twórcom rzecz niebywała. Joanna Semeńczuk roztańczyła cały zespół. Chór początkowo się buntował, no bo przecież do śpiewania głównie został przygotowany. Ale potem tak w tańcu zasmakował, że próbować chciał godzinami. Podobnie było z tancerzami, którzy już teraz na scenie nie boją się mówić. Tak zresztą, jak śpiewacy, którzy zaprzyjaźnili się na dobre z mikroportami.
Nie pamiętam premiery, po której przez kilka kolejnych dni spektakl utrzymywałby się na scenie. "My Fair Lady" do końca września "pójdzie" łącznie z premierą aż 6 razy!