W święta rozdali bezdomnym z Bydgoszczy ciepły posiłek

Skrzyknęli się na Facebooku i pierwszego dnia świąt Bożego Narodzenia odwiedzili kilkanaście koczowisk w Bydgoszczy. Rozwieźli słoiki z gorącym bigosem, makowce, ciepłe ubrania i puszki z jedzeniem.

Jednym z miejsc, w którym już od lat nocują bezdomni są ruiny starej fabryki przy Kościuszki. Uczestnicy akcji „Ciepło serca w słoiku” spotkali tam dwóch mężczyzn leżących pod kilkoma kołdrami. - Czasami pomagają nam okoliczni sąsiedzi - opowiada Stanisław. - To dla nas wiele znaczy, ponieważ wiemy, że ktoś o nas pamięta. Że nie wszyscy traktują nas jak zwykłe śmieci.

Jego kolega, również Stanisław, w pustostanie mieszka już od dwóch lat. Jak sam mówi, właśnie tak ułożyło się jego życie. Najpierw stracił pracę. Później rozwiódł się z żoną i wylądował na ulicy. - Na razie mi tu dobrze - ocenia. - Gotujemy sobie sami i jakoś dajemy radę. O pójściu do schroniska nie myślę.

>> Najświeższe informacje z regionu, zdjęcia, wideo tylko na www.pomorska.pl <<

Potrzebujący mogli także odebrać dary na Starym Rynku. - Przyszła też jedna pani, która mieszka z dorosłym synem - mówi Ireneusz Nitkiewicz, koordynator akcji. - Mimo że mają dach nad głową, zarabiają tak niewiele, że potrzebują pomocy.

Listę miejsc, w których spotkać można bezdomnych, przygotowali strażnicy miejscy. Wcześniej z koordynatorami akcji objechali wszystkie znane im koczowiska, aby uprzedzić, że tegoroczna edycja akcji również się odbędzie. Bydgoszczanie nie zawiedli. Udało się zebrać kilkadziesiąt worków z rzeczami, długoterminową żywnością, słodycze dla dzieci, pieluchy i zabawki. Mieszkańcy przynieśli także tradycyjne świąteczne potrawy, jak krokiety, pierogi, barszcz, sałatki i oczywiście bigos, który stał się znakiem rozpoznawczym tej inicjatywy. - Pokazaliśmy, że to symboliczne puste miejsce przy stole w czasie Wigilii ma realny wymiar - uważa Nitkiewicz. - Przyszedł do nas chłopiec, który podzielił swoją świąteczną paczkę na dwie części. Jedną z nich oddał potrzebującym. Takie historie szczególnie chwytają za serce i udowadniają, że nie jesteśmy obojętni na los innych.

Część darów pojechała do schroniska dla bezdomnych mężczyzn przy Fordońskiej, domu dla samotnych matek z dziećmi przy Polance i Jadłodajni Kuchnia św. Brata Alberta. - Przynieśliśmy paczki z pieluszkami w różnych rozmiarach - opowiada Monika Bielińska, która o akcji dowiedziała się z mediów społecznościowych. - Zdecydowanie takich inicjatyw powinno być więcej. W ten sposób możemy pomóc tym, którzy znaleźli się w większej potrzebie.

- Przekazaliśmy worki z ubraniami, słoiki z bigosem, kilka bochenków chleba i placek - wymienia pani Jola, która na Stary Rynek przyszła z wnuczką Zuzią. - Jeżeli można, to trzeba pomóc.

„Ciepło serca w słoiku” wymyśliła dwa lata temu Sandra Pawłowska. Niewiele brakowało, aby tegoroczna edycja nie doszła do skutku. Sandra wyjechała bowiem do pracy za granicę i nie mogła znaleźć nikogo, kto wziąłby na siebie ciężar organizacji takiego przedsięwzięcia. Na szczęście pojawili się Ireneusz Nitkiewicz i Aurelia Ratajczak. Już deklarują, że w przyszłym roku też będą pomagać tym, którzy znaleźli się na życiowym zakręcie. - Najbardziej na świecie chciałbym wrócić do domu. Do mojej rodziny. To właśnie moje największe świąteczne marzenie - dodaje jeden ze Stanisławów z Kościuszki.