Fabryka powstaje, co Niemcy podkreślali wielokrotnie, dzięki przychylności tucholskiego samorządu, który okazał się pomocny nie tylko w wyszukaniu odpowiedniej działki przy ul. Usługowej, ale też pilotował rozmaite działania sprzyjające tempu inwestycji.
Bo przecież polskie prawo jest inne niż w Niemczech i często przewodnik był konieczny...
Co prawda finał ma być w październiku, ale już teraz można mówić o sukcesie.
>> Najświeższe informacje z regionu, zdjęcia, wideo tylko na www.pomorska.pl <<
Zagraniczny inwestor, słodki biznes, praca dla 40 osób - przynajmniej w pierwszym etapie, w tym głównie dla pań, zwiększenie konkurencyjności w tej branży, która w Tucholi słynie nie tylko z wyrobów „Łuczniczki” - to wszystko może być obiecującym początkiem następnych transferów gospodarczych do miasta. - Bardzo byśmy sobie tego życzyli - nie ukrywał burmistrz.
Na placu budowy jest już ruch, wykonawcą jest toruńska firma Erbud, termin podobno nie jest zagrożony. Ma powstać nowoczesny zakład, spełniający wszelkie wymogi i standardy, a przy tym wrażliwy na sferę socjalną. Zarobki na pewno powyżej minimalnej w Polsce, ale ich wysokość zależy głównie od tego, jakimi umiejętnościami wykażą się pracownicy. - Ci, którzy będą tego chcieli, na pewno będą mogli się doskonalić - zapowiada Markus Langner, który już rozpoczął rekrutację i zachęca zainteresowanych.
Słodkości z „Pomorskich Pralinek” to nie tylko zajączki i króliczki na wielkanocny stół. Niemiecka firma eksportuje swoje wyroby do 50 krajów na świecie, indywidualizując swoją ofertę pod konkretne upodobania łasuchów. - Co innego lubią Amerykanie, co innego Polacy - tłumaczy prezes Bonner.
A tucholanie liczą też na to, że jak firma okrzepnie u nich, to będzie skłonna angażować się w społeczne akcje i potrzeby. - Pomorskie Pralinki na sportowej koszulce... - marzy Kowalski.
INFO Z POLSKI - przegląd najciekawszych informacji ostatnich dni w kraju (05-11 maja 2017)
