Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W wojsku nie ma rozróżnienia na płeć. Jest żołnierz - mówi podoficerka z Grudziądza

ROZMAWIAŁA MARYLA RZESZUT [email protected] tei. 56 45 11 929
St. kapral Diana Staśkiewicz podczas służby w Ghazni
St. kapral Diana Staśkiewicz podczas służby w Ghazni archiwum D. Staśkiewicz
- Pół roku służby w Afganistanie zahartowało mnie - Rozmowa ze st. kapral Dianą Staśkiewicz, podoficerką 8. batalionu Walki Radioelektronicznej w Grudziądzu.

- Czy służba w Afganistanie nie przerasta sił kobiety?
- W wojsku nie ma rozróżnienia na płeć. Jest żołnierz. Zostałam przygotowana do służby w wojsku nie tylko w czasie pokoju. Jestem gotowa wykonać każde zadanie, jakie powierzy mi armia. Lubię zawód, jaki sama wybrałam. Ukończyłam Szkołę Podoficerską Wojsk Lądowych w Zegrzu. W 2008 r. wybrałam z trzech proponowanych jednostek, 8. batalion w Grudziądzu. Szkoła przygotowuje do służby, ale w armii zawodowej trzeba się ciągle uczyć, szkolić, uaktualniać wiedzę. Gdy nabrałam doświadczenia w służbie w jednostce, sama zgłosiłam gotowość wyjazdu na misję w polskim kontyngencie.

- Była selekcja chętnych?
- Przebrnąć kwalifikacje nie było łatwo. Potrzebna jest opinia przełożonych i przejście badań pod kątem służby w odmiennych warunkach klimatycznych, na innej wysokości. Nie każdy organizm może się przestawić. Wielu odpadło na tym etapie. Ja nie. Wkrótce przeszłam szczepienia, szkolenie poligonowe i - w drogę!

- Służba w państwie ogarniętym wojną, to nie "bułka z masłem". Jest niebezpiecznie, można zostać rannym lub zginąć.
- To prawda, ale każdy wybierając zawód żołnierza wie, na czym on polega. Wyjeżdżając, oczywiście nie zakładałam, że mi się coś stanie. Mimo że trafiłam do bazy Ghazni, która była ostrzeliwana, a żołnierze musieli kryć się w schronach.

- Pojawiał się lęk?
- Nie zaprzeczę, ale kiedy żołnierz ma wiele zajęć do roboty, nie ma czasu się bać. Przez całe pół roku służby w Afganistanie nie opuszczałam bazy w Ghazni. Wokół tylko skały i piach... Pracowałam na stanowisku operatora urządzeń łączności. Cała moja grupa spała w bichacie, w której każdy miał swój pokój, zwany kalatą. Warunki sanitarne mieliśmy dobre. Mieliśmy też nieźle wyposażoną siłownię i sale fitness. To prawda, że podczas alarmów, gdy musieliśmy biec do schronu, pojawiał się stres. Z czasem łapałam się na tym, że na brzęczący garnek na kuchence czy inny dźwięk zbliżony do syreny alarmowej, reagowałam odruchem: "do schronu!" To mijało.

Przeczytaj również: Żony żołnierzy. Gdy oni są w Afganistanie czy Kosowie, one muszą sobie radzić same

- Czy zetknęła się pani z miejscową ludnością?
- Kobiet nie widziałam, ale mężczyzn, którzy pracowali w handlu czy zaopatrzeniu - tak. Czasem koledzy zabierali mnie do sklepu, żeby im pomóc wytargować dobrą cenę.

- Czym była dla pani misja w Afganistanie?
- Doskonaleniem się w żołnierskiej służbie. Nowym doświadczeniem. Także okazją do poznania ciekawych ludzi. Byłam w Ghazni, gdy odwiedził nas Marcin Gortat, koszykarz. Nasi żołnierze, z Gortatem w składzie, zagrali mecz z Amerykanami. Innym razem mieliśmy kurs tańca - salsy - w stołówce, w namiocie. To rozładowywało stres, bo jednak przede wszystkim wykonywaliśmy niełatwe zadania wojskowe i nie można się było pomylić. Wracałam do kraju z radością. Czekał na mnie 3-letni synek oraz mąż. Mama, telefonująca niemal codziennie. Tata, dumny z córki. W Ghazni pozostawiłam kawałek niełatwej, żołnierskiej służby. Może jeszcze tam wrócę...

Wiadomości z Grudziądza

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska