Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Walentynki, czyli dzień przymusowej miłości

Rozmawiała Karina Bonowicz
- Panowie z reguły starają się omijać dzień przymusowej miłości z dala. Jeśli zatem dają partnerkom walentynki, to robią to dla świętego spokoju - rozmowa z prof. Tomaszem Szlendakiem, socjologiem
- Większość mężczyzn serdecznie nie znosi tego święta - zapewnia Tomasz Szlendak
- Większość mężczyzn serdecznie nie znosi tego święta - zapewnia Tomasz Szlendak Lech Kamiński

- Większość mężczyzn serdecznie nie znosi tego święta - zapewnia Tomasz Szlendak
(fot. Lech Kamiński)

- Po co nam w ogóle walentynki?

- Nam, czyli komu?

- Nam, czyli społeczeństwu.

- Moje pytanie było o tyle zasadne, że na walentynkach zależy jedynie pewnym grupom interesu, a nie nam wszystkim. Po poświątecznych wyprzedażach zapanowała pustka w galeriach handlowych, którą trzeba jakoś zapełnić. Walentynki to kolejna machina konsumpcyjna, która nas przymusza do ponownego biegania po sklepach. O ile człowiek nie jest nastolatkiem, który musi za pomocą liczby miłosnych SMS-ów albo otrzymanych lub podarowanych walentynek ugruntować swoją pozycję w grupie, to walentynki do niczego nie są mu potrzebne.

Przeczytaj także:Jakie życzenia składają sobie nasi Czytelnicy?

- Dziś dla nastolatka nie dostać walentynki, to tak jak mieć mało znajomych na Facebooku. Mozę stąd przymus ich obchodzenia?

- Nastolatki od zawsze cierpiały na jakieś przymusy w swoim nastolatkowym życiu. Jednym z nich jest wysokie miejsce w nastolatkowej hierarchii. Randka nastolatków nie służy temu, żeby poznać kogoś interesującego, ale żeby się pochwalić, że było się na 20 randkach. To zapewnia status popularnej dziewczyny albo popularnego chłopaka. Tak samo jest z walentynkami: jeśli nastolatek nie dostanie kilkunastu walentynek, to jego ranga w nastolatkowej społeczności spada. Nie ma to nic wspólnego z miłością, to jedynie bardzo dobitny wskaźnik miejsca w hierarchii. A zaczyna się to głęboko w podstawówce.

- Ale pod presją są nie tylko nastolatki. To samo dotyczy zarówno singli, jak i ludzi w związkach.

- No, to jestem człowiekiem w związku, który nie znosi walentynek [śmiech]. Dla mnie to święto jest kwintesencją konsumpcjonizmu i nie mam zamiaru poddawać się terrorowi tego dnia. Mój osobisty bunt polega na tym, że tego dnia ani moja żona, ani córka nie dostaną ode mnie najdrobniejszego prezentu. 13 albo 15 lutego, albo dowolnego innego dnia - proszę bardzo - ale na pewno nie 14 lutego. Niestety, panie wymuszają na swoich partnerach, aby tego dnia obdarowywali je różyczkowo-serduszkowatymi gadżetami. Panowie z reguły starają się omijać dzień przymusowej miłości z dala. Jeśli zatem dają partnerkom walentynki, to robią to dla świętego spokoju. Obawiam się, że mężczyźni nie potrzebują walentynek, tak jak nie potrzebują rocznic małżeństwa. Walentynek potrzebują ich dziewczyny i żony.

- I nie ma wyjątków?

- Wyjątkiem są panowie nastoletni, którzy dopiero lokują się na rynku matrymonialnym i na drabinie społecznej. Chociaż trzeba dodać, że nastolatki płci męskiej traktują walentynkowe prezenty podobnie jak mężczyźni dorośli - jako środek do celu. Chcą coś ugrać dla siebie.

- Na przykład wspomniany już święty spokój?

- Na przykład. Proszę mi wierzyć: większość mężczyzn serdecznie nie znosi tego święta. I trudno im się dziwić.

- To może specjalnie dla nich i wszystkich tych, którzy szczerze nie znoszą tego święta, można by było ogłosić kolejne święto - antywalentynki. Tym razem świętowalibyśmy ciemną stronę miłości.

- Czemu nie? Być może czeka nas bunt przeciw celebracji miłości romantycznej. Kiedyś była ona rzeczywiście skuteczna: omamieni nią ludzie zawierali małżeństwa, rodzili dzieci. Dziś nie ma ona tak wielkiego znaczenia jak w latach 50. czy 60. Dziś reprodukcja nie musi mieć nic wspólnego z miłością romantyczną. Kiedyś wszystko było znacznie prostsze: człowiek się zakochiwał, tworzył stały związek. Obecnie mamy całe mnóstwo związków-niezwiązków, relacji mocno niejednoznacznych. Bo co np. z miłością w ramach tzw. sponsoringu? Niejednokrotnie dziewczęta zakochują się w swoich sponsorach. Albo weźmy singli. Ponad połowa ludzi do 35 roku życia w największych polskich miastach to single, którzy nie wchodzą w żadne związki, bo uznają, że to nie dla nich. I po co takim ludziom celebracja romantycznej miłości? Wszystkie te serduszka i czerwone karteczki?

- To co będzie dalej z walentynkami?

- Może czeka nas bunt przeciw kapitalistycznemu sposobowi pojmowania i realizacji uczuć. Kto wie?

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska