Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wiarusy z Kutna zabrały Toruniowi pierwszą ligę

Joachim Przybył
Lech Kamiński
AZS Kutno nie jest wcale lepszą drużyną od SIDEn Polski Cukier. Był po prostu lepiej przygotowany do tak wymagającego finału.

SIDEN PC Toruń - AZS Kutno

Rozgrywki w grupie A II ligi dobiegły końca. Po pięciu morderczych meczach miejsce w I lidze wywalczyli akademicy z Kutna. Czy to niespodzianka? Siła i możliwości drużyn były podobne. To jednak SIDEn Polski Cukier dominował w rundzie zasadniczej, to nasza drużyna dwa razy pokonała wtedy AZS Kutno, to nasza drużyna miała w finale atut własnej hali za sobą. Dlaczego nie udało się więc wyższości udowodnić w najważniejszym momencie?

Siła w defensywie
Nie sposób uniknąć wrażenia, że torunianie nie byli mentalnie przygotowani do tak wyczerpującego spotkania. Mieli przy tym jeszcze pecha. W rundzie zasadniczej byli najlepsi, wygrali m.in. dwa razy z AZS Kutno, ale los sprawił, że w półfinale trafili na znacznie trudniejszego przeciwnika. Na wyeliminowanie PWiK Piaseczno musieli więc poświęcić znacznie więcej.

Czy to miało wpływ na losy finału? Być może, pięciu meczów nie wytrzymał choćby Kamil Michalski, który w decydującym spotkaniu praktycznie nie istniał na parkiecie (udział w tym miała zapewne także kontuzja przed play off).

Inna sprawa to taktyka. Trener Andrzej Kowalczyk kilkanaście lat pracował w ekstraklasie i takich spotkań rozegrał wiele. Trzeba przyznać, że doskonale zareagował na klęskę różnicą 16 pkt w pierwszym meczu. W kolejnych starciach akademicy doskonale zagrali zwłaszcza w defensywie. Wyeliminowali przede wszystkim Przemysława Lewandowskiego, który zapewnił nam zwycięstwo w półfinale PWiK Piaseczno.

AZS z większą ławką
Przygotowanie taktyczne gości było widać zwłaszcza pod tablicami. W rundzie zasadniczej SIDEn Polski Cukier bił na głowę finałowego rywala w zbiórkach. W finale torunianie wykorzystali ten atut tylko w pierwszym meczu (43:25). W kolejnych czterech meczach obie drużyny zebrały już taką samą ilość piłek z tablic, a w środę przewagę zyskali w tym elemencie goście.

Zdaniem trenera Sowińskiego AZS był po prostu mocniejszą drużyną. Trudno się jednak z tym zgodzić. Przewagi akademików można ewentualnie szukać w szerszym składzie. Kowalczyk miał do dyspozycji w każdym meczu siedmiu, ośmiu graczy, Sowiński mógł liczyć na trzech, góra czterech. W dodatku znikomą rolę w finale odegrali Beciński, Janiak czy Kobus, a więc kluczowi gracze w rundzie zasadniczej. Szkoda, bo SIDEn Polski Cukier z pewnością stać było na szerszy wachlarz zagrań, zwłaszcza w ofensywie.

Jeden mały szczegół?
Być może zwycięstwo AZS zapewniło odrobinę większe doświadczenie. Obie drużyny miały w swoich składach mnóstwo graczy z przeszłością w PLK, ale żaden z nich nie mógł się równać z Mariuszem Bacikiem. Skrzydłowy punktów i zbiórek nie miał może zbyt wiele, ale doskonale ustawiał się na parkiecie, panował nad emocjami, kierował drużyną, a w najważniejszej chwili potrafił zmusić do piątego faulu Dawida Przybyszewskiego. Niewykluczone, że to był właśnie szczegół, który zapewnił sukces naszym rywalom.

Sowiński: chłopcy powinni unieść głowy bardzo wysoko

Rozmowa z Grzegorzem Sowińskim, trenerem drużyny SIDEn Polski Cukier.

- Co powiedziałeś drużynie po przegranym decydującym meczu?
- Pogratulowałem drużynie walki w całym play off. Zwycięstwo w rundzie zasadniczej było ogromnym sukcesem, na pewno niespodziewanym przed startem sezonu. AZS w czerwcu miał już skład na awans, my wtedy mieliśmy budżet na spokojne rozegranie sezonu. Mieliśmy wtedy ściągnąć dwóch, trzech młodych graczy i patrzeć w przyszłość. Dopiero tuż przed startem rozgrywek udało nam się znaleźć dużego sponsora i sprowadzić zawodników, którzy trochę zmienili układ sił w grupie. Rywale w grudniu i styczniu sięgnęli jednak po trzech nowych koszykarzy, więc w sumie dla nich ten bilans był korzystny.

- Co zadecydowało o porażce w piątym spotkaniu?
- Dwa razy wracaliśmy do meczu, raz odrobiliśmy 14 punktów, drugi raz osiem. Nie mogę mieć pretensji za serce, za walkę. Niezależnie od ilości minut na parkiecie, każdy z chłopaków dawał z siebie wszystko. Za te cechy nie mam do nikogo pretensji. Co innego rozgrywanie akcji i realizacja założeń taktycznych. Trzy piłki w pierwszej kwarcie straciliśmy wyrzucając piłki w aut przy wyprowadzeniu kontr. Od tego zaczęła się przewaga AZS i dlatego musieliśmy potem cały czas gonić wynik.

- Decydujące było jednak chyba zejście Dawida Przybyszewskiego za faule?
- Zaryzykowałem z Dawidem, nie było nic do stracenia. Po czwartym faulu na początku ostatniej kwarty powiedziałem mu jasno: bronisz normalnie i gramy dopóki się uda. Zespół zbyt mało grał przez niego, a często zdarzało się to falami. W efekcie przez pięć minut biegał bez piłki, a po czasie nagle każda akcja była z jego udziałem. Wtedy nasza gra od razu wyglądała inaczej.

- Pierwsza szansa na awans została zmarnowana. Jak zniesie to drużyna przed barażami?
- Koszykarze powinni wyjść z hali z podniesionymi głowami. Dla nas sezon się nie skończył. Wiedzieliśmy, że są dwa etapy w finale. Pierwszy przegraliśmy z mocnym zespołem, który uznawany jest za faworyta. Kutno zmieniło grupę, żeby mieć łatwiej o awans, a my im postawiliśmy poprzeczkę bardzo wysoko.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska