Kolejny dzień procesu kierownictwa upadłej nieszawskiej spółki Jantur pokazał, że na oskarżonych, a zwłaszcza na wiceprezesie zarządu, Krzysztofie Ch., odpowiedzialnym za zakupy zboża, wypowiedzi pokrzywdzonych nie robią wielkiego wrażenia. Przeciwnie, dziś zarzucił on grupie dziesięciu wierzycieli, którzy podjęli próbę ratowania firmy przed upadkiem, że chcieli jedynie zniszczyć rodzinę Ch. (właścicieli spółki) i stworzyć wrażenie wśród setek rolników, którym rodzinna spółka Jantur nie zapłaciła za zboże, że okradli ich jej właściciele.
- Rolnicy zaprzedali się jednej partii. Jej poseł spotykał się z nimi i namawiał do zgłoszenia spółki do upadłości. To był element kampanii wyborczej - polemizował z wyjaśnieniami poszkodowanej Wiesławy Burczyńskiej. Nie sprecyzował, o jaką partię chodzi, bo z poszkodowanymi spotykali się przedstawiciele wszystkich ugrupowań. Poza PSL, którego prominentnym działaczem był brat oskarżonych Romana i Krzysztofa Ch., przewodniczący rady nadzorczej Janturu.
Ratowanie spółli pogrążyłoby ratujących
Świadek Burczyńska przez godzinę opowiadała sądowi, jak ona i jej syn zostali oszukani i jak wiceprezes Krzysztof Ch. namawiał rolników do zamiany swoich wierzytelności na udziały w Janturze.
Świadek tłumaczyła , jak grupa wierzycieli podjęła próbę ratowania spółki, by powoli spłacić wszystkie długi i dlaczego szybko z tego pomysłu się wycofała. - Przejmując spółkę z jej zobowiązaniami, pogrążylibyśmy się jeszcze bardziej, bo okazało się, że pasywa Janturu znacznie przekraczały aktywa. Majątek spółki był w całości zastawiony, a kasa i konta puste - mówiła.
Oskarżony Roman Ch. , prezes upadłego Janturu ostro zareagował na stwierdzenie, że zarząd spółki skupował zboże, nie płacił rolnikom, ale rozliczył się z członkami rodziny, między innymi dziećmi oskarżonych, którzy także odstawiali zboże do spółki.
- Nikt z rodziny nie dostał nawet złotówki. To jakieś zbiorcze wyliczenia z kilku lat - przekonywał.
Świadek przytoczyła z trzymanego w ręku audytu, który także znajduje się w aktach sprawy, konkretne kwoty i nazwiska. Audyt wykonały specjalistki Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego.
Obaj prezesi (na ławie oskarżonych dziś znów nie było głównej księgowej) sprawiali wrażenie, jakby sprawa nie ich dotyczyła. Współczuli rolnikom, że nie otrzymali pieniędzy za zboże, które trafiło do Janturu, ale nikogo nie przeprosili za tę sytuację.
W zdumienie, a nawet pewne rozbawienie wprowadził Wysoki Sąd jeden ze
świadków z Nieszawy. Jako jedyny z poszkodowanych - jak zauważył sędzia Romuald Jankowski - na pytanie sądu, czy będzie domagał się odszkodowania, odparł, że nie. Tłumaczył tę decyzję tym, że przez lata Jantur płacił mu więcej za zboże niż inne firmy skupujące. Rolnik ten oddał spółce ziarno za 15 tysięcy złotych. Gdy - jak wszystkim - firma nie zapłaciła mu w wyznaczonym terminie (120 dni od dostawy), upomniał się o pieniądze. Dostał trzy tysiące złotych. Reszty nie chce.