Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. O życiu Pauliny zdecydowała jedna klisza...

Hanka Sowińska [email protected] 52 326 31 33
Dzięki widocznym na zdjęciu respiratorom Paulina mogła przejść skomplikowaną operację. W niedzielę, po południu w Oddziale Intensywnej Terapii Kliniki Chirurgii Dziecięcej w "Juraszu" dyżur miały pielęgniarki: Marta Bracik (na pierwszym planie) i Monika Wiśniewska
Dzięki widocznym na zdjęciu respiratorom Paulina mogła przejść skomplikowaną operację. W niedzielę, po południu w Oddziale Intensywnej Terapii Kliniki Chirurgii Dziecięcej w "Juraszu" dyżur miały pielęgniarki: Marta Bracik (na pierwszym planie) i Monika Wiśniewska Fot. Tomek Czachorowski
Może tak boleć, że się nie chce żyć? Może. Paulina Kierzkowska strasznie cierpiała. - Chcę umrzeć! - krzyczała.

Mówili, że ma urojenia

Pewnie nie doświadczyłaby koszmaru, gdyby szybko postawiono właściwą diagnozę. Dziewczyna miała pecha. Przez rok trafiała na złych doktorów. Potem już tylko miała szczęście. Zaopiekowali się nią prawdziwi lekarze.

To miała być opowieść o tym, jak dzięki Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy i podarowanemu przez nią sprzętowi oraz cudownym lekarzom dzieci odzyskują zdrowie. I będzie, choć przypadek 16-letniej dziś Pauliny nie mieści się w tak nakreślonych ramach.

Paulina pochodzi z Browina pod Chełmżą. - Jest moim najmłodszym, szóstym dzieckiem - mówi jej matka Małgorzata Kierzkowska.

W 2008 r. dziewczynka zaczęła skarżyć się na ból pod lewą pachą. - Chodziłam z córką od jednego lekarza do drugiego - wspomina matka. - W sumie byłyśmy u kilkunastu medyków. Nie pomogli. Paulina cierpiała coraz bardziej. Ból był tak silny, że trzeba było wzywać pogotowie. Karetka przyjeżdżała, lekarz robił zastrzyk z pyralginy lub ketonalu, odjeżdżał. A ból wracał.

Nastolatka trafiła do szpitala dziecięcego w Toruniu. - Lekarka stwierdziła u córki zaburzenia emocjonalne i zaburzenia paranoidalne - pani Małgorzata nie potrafi o tym mówić bez emocji.

Zdecydowała się na wizytę w prywatnym gabinecie. Specjalista postawił diagnozę: zapalenie tchawicy. Zapewniał, że to nie jest "sprawa onkologiczna".

Ten sam medyk doradził, by na wszelki wypadek Paulina poszła do ginekologa. - Według pani doktor bóle pochodziły od guza w piersi. Twierdziła, że się wchłonie, bo przecież dziecko dojrzewa.

Klisza bez płuca

Tymczasem ból stawał się nie do wytrzymania, a przyczyna ciągle nie była znana. - Córkę skierowano do szpitala na Bielanach. Pamiętam, jak lekarka zapytała, czy ktokolwiek osłuchiwał Paulinie płuca... Powiedziałam, że przy każdej wizycie córka była badana. Wtedy zrobiono zdjęcie rentgenowskie. Na kliszy widać było, że prawe płuco jest normalne, a drugiego był tylko kawałek.
Koszmar trwał rok. Zmieniali się lekarze, szpitale, tylko ból potężniał. - Córka krzyczała: "Ja mam raka, chcę umrzeć!" - mówi matka.

17 maja ubiegłego roku Paulina trafiła do Bydgoszczy, do Kliniki Pediatrii, Hematologii i Onkologii w Szpitalu Uniwersyteckim im. dr. Jurasza w Bydgoszczy. - Jestem ogromnie wdzięczna doktor Dylewskiej, pod opieką której była Paulinka i prof. Wysockiemu. Z całego serca dziękuję również prof. Prokuratowi z Kliniki Chirurgii Dziecięcej, w której córka była operowana przed miesiącem. Dokładnie 2 grudnia.

Ryzykowna operacja

- Wie pani, bez tego respiratora byłoby ciężko. Chyba by się to nie udało - kilka razy podkreśla prof. Andrzej Prokurat, szef Kliniki Chirurgii Dziecięcej w "Juraszu".

Placówka dostała od WOŚP sprzęt wart ponad pół miliona, za pieniądze zebrane podczas XII finału w 2004 r. Więc gdzie, jak nie tu szukać przykładów potwierdzających celowość działań Orkiestry?

- Mam taki przypadek - po namyśle mówi prof. Prokurat. - Kilka tygodni temu podjęliśmy się operacji, dość ryzykownej, u nastoletniej pacjentki (To właśnie była Paulina - przyp. red.). - U dziewczynki, w obrębie klatki piersiowej, na jednym z żeber pojawił się guz. Rósł, aż objął trzy żebra, a nawet "złapał" płuco. Zrobiliśmy szczegółowe badania, wiedzieliśmy wszystko o tej zmianie. Wcześniej jednak koledzy zastosowali chemioterapię, by zmniejszyć guz. Efekt był, ale niespecjalny. Guz okazał się oporny na tego rodzaju leczenie. Miał ponad 10 centymetrów średnicy i obejmował trzy żebra. Guz trzeba było wyciąć. Razem z żebrami.

Prof. Prokurat: - Po wyjęciu żeber robi się wielka dziura. Nie można tego tak zostawić. Przy oddychaniu, gdy klatka piersiowa się poszerza, powstaje wklęśnięcie, a przy wydechu zrobi się balon. To jest tak zwany oddech paradoksalny. Powietrze będzie krążyć między jednym a drugim płucem. To bardzo trudna operacja. Ubytek żeber musieliśmy zastąpić łatą. W tym przypadku łata miała wymiary 10 na 30 centymetrów.

Respirator wspomógł płuco

"Łata", którą wszyto Paulinie wykonana jest z gore-texu. - To specjalistyczny materiał, z którego robi się odzież dla kosmonautów czy wysokiej jakości kurtki dla taterników. Jest trwały, nie odkształca się. Z gore-texu robi się np. protezy naczyniowe. Ważne, by materiał dawał jak najmniejszy odczyn tkankowy - mówi ordynator.

Przez kilka dni po operacji Paulina była podłączona do respiratora.Tego, który podarowała Orkiestra. - Rozintubowaliśmy pacjentkę, jednak po 24 godzinach musieliśmy ponownie podłączyć do respiratora, bo chora nie radziła sobie z operowanym płucem. Trzeba było szybko reagować, bo to mogło skończyć się zapaleniem płuc. Tak, to dobry przykład na to, jak urządzenie typu respirator jest potrzebne nie tylko po operacji, ale także w takich przypadkach.

Prof. Prokurat mówi, że choroba Pauliny to bardzo rzadka przypadłość. - W swojej 30-letniej praktyce operowałem chyba tylko trzech pacjentów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska