Kiedy do redakcji „Echa Dnia” dotarły te szokujące doniesienia skontaktowaliśmy się z rodzicami uczniów klasy pierwszej Szkoły Podstawowej numer 31 w Kielcach.
Boją się, że w końcu wydarzy się tragedia
- To prawda. Potwornie boimy się, że naszym dzieciom stanie się w końcu coś naprawdę złego. Ten chłopiec jest bardzo agresywny, zdarza mu się, że na świetlicy podnosi ławki do góry i kto tylko mu podleci, ten może oberwać - mówi jedna z matek. Dodaje, że „ofiarami” siedmiolatka padają zazwyczaj te same osoby. Agresja chłopca miała przybierać różne formy, takie jak kopanie, uderzanie pięścią, popychanie czy przyduszanie - mówi kielczanka. Kobieta jest oburzona tym, że mimo iż szkoła doskonale zna problem to nic z nim nie robi. - Interwencje rodziców nic nie przynoszą. Dyrekcja tłumaczy, że agresywny chłopiec jest pod opieką szkolnego pedagoga, ale to absolutnie nie zmniejszyło jego agresji.
„Winni są rodzice”
Skontaktowaliśmy się z mamą chłopca przedstawionego nam jako „agresora". Kobieta twierdzi, że to dorośli podzielili się na dwie grupy, a ona znalazła się pośrodku tego konfliktu.
- Mamy konflikt tylko z jednymi rodzicami, natomiast oni nakręcają całą resztę. Jak każdy wie kij ma dwa końce. Najgorsze jest to, że rodzice bardzo często rozmawiają w domu o tych trudnych sprawach przy dzieciach, a potem uczniowie przynoszą do szkoły różne, bardzo przykre wiadomości i przytaczają kontrowersyjne wypowiedzi swoich rodziców – mówi kielczanka.
Kobieta twierdzi, że szkoła angażuje się w rozwiązanie konfliktu. – My zgodziliśmy się na to, żeby nasz syn poszedł do psychologa, niestety rodzice tego drugiego chłopca stwierdzili, że nie widzą podstaw, żeby także konsultować go ze specjalistą. Dzieci nie są święte i wie to każdy rodzic, również ja. W tym momencie mam wrażenie że wpadając na kogoś w szkole moje dziecko będzie posądzone o rozbój, bo przypięto do niego łatkę. Mam tylko jedno pytanie jak konflikt z jednym dzieckiem można nazwać terroryzmem, siedmiolatka terrorystą? Mogę powiedzieć tylko tyle, że moje dziecko w domu i na zajęciach poza lekcyjnych zachowuje się jak normalny siedmiolatek, rzeczywiście jest bardzo emocjonalny ale przejawia się to, nie w agresji lecz w mówieniu milion razy na dzień : „kocham cię mamo”… - twierdzi kobieta.
Podkreśla, że zrobiła wszystko co w jej mocy, żeby dzieci doszły do porozumienia i nie wierzy, że jej syn kogokolwiek pobił lub dusił.
– Podkreślam, że w naszej klasie jest gigantyczny konflikt między rodzicami, a nie między dziećmi. Uczniowie nawet jak się pokłócą to na drugi dzień się bawią. Rodzice niestety wyolbrzymiają niektóre rzeczy do rangi wielkiej afery i to jest przykre - podsumowuje kielczanka.
Dyrektor: Terroru nie ma
Dyrektor szkoły, Marta Dibelka powiedziała nam, że sytuacja w klasie jest jej dobrze znana i przez nią monitorowana.
- Wychowawca klasy na bieżąco przekazuje mi informacje o problemach w klasie i podejmowanych przez siebie działaniach. Problem nie jest bagatelizowany, natomiast nasza analiza sytuacji tej klasy absolutnie nie wskazuje na istnienie jakiegokolwiek ostrego konfliktu między uczniami - stwierdziła.
Zachowania, o których mówią rodzice miały być „incydentalne” i skutkowały natychmiastową reakcją nauczycieli. - Nie można absolutnie mówić o terroryzowaniu klasy. Podczas zajęć szkolnych i pobytu dzieci na świetlicy zapewniona jest właściwa opieka. O każdym zaistniałym niewłaściwym zachowaniu dziecka nauczyciel sporządzał notatkę i informował rodziców. W sytuacjach szczególnie trudnych organizowane były spotkania z rodzicami w celu wypracowania adekwatnych metod działania. Wychowawca klasy na bieżąco współpracuje z rodzicami uczniów, zorganizowane zostały spotkania z pedagogiem, w przypadku kilku uczniów tej klasy zaproponowana została konsultacja u specjalisty w celu głębszej diagnozy.
Sprawę przekazaliśmy do Świętokrzyskiego Kuratorium Oświaty w Kielcach.
TOP 15 miejsc w Świętokrzyskiem widzianych z kosmosu

POLECAMY RÓWNIEŻ:
ZOBACZ TAKŻE: INFO Z POLSKI. Dwaj chłopcy nie żyją, bo weszli na cienki lód i nagi mężczyzna na ulicach Włocławka
(Źródło:vivi24)