Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielkie afery - tym emocjonowali się bydgoszczanie dwadzieścia lat temu

Maciej Myga [email protected] tel. 52 326 31 51
Wielkie afery - tym emocjonowali się bydgoszczanie dwadzieścia lat temu
Wielkie afery - tym emocjonowali się bydgoszczanie dwadzieścia lat temu Gazeta Pomorska
Przełom 1992 i 1993 roku to głośne śledztwa w sprawie bydgoskich para banków.

W jednym z nich pieniądze utopił... obecny prezydent Bronisław Komorowski.

Jeśli ktoś powie „niewiele się zmieniło” i wskaże na sprawę „Amber Gold”, można przyznać mu rację. Oszuści od tysiącleci kierują się podobnymi pobudkami. Zmieniają się jednak okoliczności, tło historyczne i cywilizacyjne.

Na początku 1993 roku w „Pomorskiej” można było przeczytać wywiad z posłem Kongresu Liberalno-Demokratycznego Donaldem Tuskiem, w kraju przed denominacją wszystko liczono w milionach i miliardach, z zagranicy docierały wieści o „przenośnych telefonach komórkowych”, a na ulicach zdziwieni ludzie pokazywali palcami futurystyczne pojemniki - UFO do selektywnej zbiórki odpadów. Z Rybiego Rynku straż miejska wyganiała handlarzy ryb, a w Polsce malała z dnia na dzień liczba państwowych przedsiębiorstw - przez cały 2002 rok spadła aż o 10 procent. Hitem bydgoskiej Prywatnej Telewizji „Ex” była „Niewolnica Isaura”.

W ciągle nowej rzeczywistości gospodarczej  nie brakło amatorów szybkiego i nie zawsze uczciwego zarobku. W spore kłopoty popadł znany biznesmen Zbigniew S., właściciel m.in. spółki „Poltech” i Kantoru Kredytowo-Maklerskiego „Loan Banc”, budujący swoje finansowe imperium od 1987 roku (przez pewien czas także właściciel udziałów w niektórych bydgoskich gazetach).

Na przełomie 1992/1993 roku na dobre wzięła się za niego prokuratura. Okazało się, że sprzedał 16 z 24 koreańskich jeepów „Rocsta”, stojących na placu „Poltechu”. I pewnie miałby do tego prawo, gdyby nie fakt, że wcześniej zajął je Urząd Celny oraz sąd - na rzecz banku PKO S.A. w Warszawie. Co prawda samochody sprzedawała inna spółka - „Polstar”, ale jej jedynym udziałowcem był pracownik „Poltechu”, a szefem rady nadzorczej jego prezes, czyli Zbigniew S.

S. był też udziałowcem kilku innych firm oraz prezesem, wiceprezesem kolejnych - „Pulsu”, „Dam-Texu”, „Stomexu”. Ta ostatnia upadła na wniosek banku PKO. Jednego z dyrektorów banku w Warszawie, który udzielał szubińskiej firmie kredytu aresztowano.

Wniosek o upadłość „Pol-Techu” złożyły zakłady Celulozowo-Papiernicze z Kwidzyna. Zbigniewowi S. (był wtedy krótko po czterdziestce) palił się grunt pod nogami. Oprócz licznych przekrętów i malwersacji miał na swoim koncie m.in. groźby. W styczniu 1993 roku prokuratura postawiła mu zarzut zastraszania urzędnika skarbowego przeprowadzającego kontrolę w „Poltechu”. S. zagroził mu, że go „wykończy i zniszczy”. Toczyło się też śledztwo w sprawie istniejącego od 1989 roku „Loan Bancu” (wcześniej „Loan Banku”). Kantor w rzeczywistości prowadził działalność bankową, wprowadzając w błąd klientów, którzy zachęceni obietnicą wyższego niż w normalnych bankach oprocentowania, lokowali w nim oszczędności - najczęściej w dewizach. W dobie szalejącej inflacji była to jedyna pewna waluta. Zdaniem prowadzących postępowanie Zbigniew S. oszukał 165 osób, które straciły w przeliczeniu na obecne złotówki co najmniej 578 tysięcy. Ciekawostką jest fakt, że wyrok w sprawie „Loan Bancu” zapadł tuż przed przedawnieniem - w 2009 roku (akt oskarżenia trafił do sądu w 1997 roku). S. skazano na trzy i pół roku więzienia.

Zbigniew S. nie był jedynym, który prowadził nielegalny bank. Wystarczy wspomnieć byłego senatora Andrzeja R. Jego wielka kariera (dwukrotnie był na liście stu najbogatszych Polaków) kończyła się właśnie w 1993 roku. Prywatna Agencja Lokacyjna, którą założył w Tucholi upadła, wierzyciele, blisko 2 tysiące osób w tym spora rzesza bydgoszczan, pukali do drzwi, ścigała go policja. R. przez lata procesów unikał i przeciągał te, które się już toczyły. Skazano go dopiero w 2003 roku, ale po uprawomocnieniu wyroku zaczął się ukrywać. Policja zatrzymała go w 2009 roku, kiedy zarejestrował się do lekarza w Gdańsku. Zmarł rok później w więzieniu w wieku 63 lat.
Do wiosny 1992 roku para-bank prowadził także znany w Bydgoszczy przedsiębiorca, właściciel firmy „Nedpol” Janusz P. - ten sam, który pozostawił po sobie pamiątkę na lata - wyburzony całkiem niedawno, nigdy nie ukończony hotel obok stadionu „Zawiszy”.

P., który winny był naiwnym (około tysiąca osób) kilkadziesiąt miliardów (obecnie milionów) złotych i miliony marek sam oddał się w ręce policji. Na początku 1993 roku siedział już za kratkami, a akta jego sprawy liczyły kilkadziesiąt tomów. Szef „Nedpolu” napisał nawet do „Gazety Pomorskiej” list z aresztu śledczego. „Oświadczam, że Nedpol nadal posiada ogromne środki pieniężne na Zachodzie” - twierdził Janusz P. „Z przyczyn oczywistych (twarde reguły gry) tylko ja i to osobiście, mogę te środki uruchomić. Wszystkie wkłady dewizowe zostały zainwestowane w firmach zachodnich. (…) Zapewniam wierzycieli firmy, że wszystkie wkłady zostaną oddane w stu procentach plus odpowiedni procent za oczekiwanie. Także zobowiązania firmy w stosunku do banków i skarbu państwa jestem w stanie spłacić w krótkim czasie. Oczywiście okres oczekiwania nie zależy ode mnie, lecz od Prokuratury Wojewódzkiej w Bydgoszczy. (…) niektórzy (nazywają mnie oszustem) usiłują wszelkimi sposobami nie dopuścić do spłaty zobowiązań Nedpolu”. W takie zapewnienia prowadzący śledztwo prokurator Witalis Daszkiewicz nie mógł uwierzyć.

W piramidę finansową Janusza P. swoje pieniądze zainwestował także.... Bronisław Komorowski. Informacje na ten temat znajdują się m.in. w „Raporcie z likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych”. Komorowski, który był w latach 1991-1992 wiceszefem resortu obrony narodowej miał przekazać 260 tysięcy marek. Nie tylko on, bo i zastępca dyrektora departamentu oświatowo-kulturalnego ministerstwa oraz szereg wysoko postawionych oficerów Wojska Polskiego. W raporcie (części jawnej) napisano, że gotówkę przekazywał tajny współpracownik WSI ps. Tomaszewski. Był on w czasie stanu wojennego stomatologiem w ośrodku w Olesznie, gdzie internowano późniejszego prezydenta. Komorowski próbował później odzyskać swoje pieniądze, ale wynajęci detektywi wycofali się, bo obawiali się represji. Janusz P. miał podobno wysoko postawionych znajomych. Przed aresztowaniem ukrywał się u siostry Mieczysława Wachowskiego.

W marcu 1993 roku odbyła się pierwsza licytacja pozostałości po Bydgoskim Konsorcjum Kapitałowo-Inwestycyjnym poszukiwanego do dzisiaj przez policję i wierzycieli Ryszarda Bagińskiego. Tym razem podamy kwoty przed denominacją: za 4 miliony sprzedano komputerową stację dysków i drukarkę, za 9,5 mln kserokopiarkę, za 6 mln faks. Nabywców znalazły też części do anten satelitarnych. Gorzej było z dwuletnim wówczas samochodem pontiac. Na auto, wycenione na 240 milionów złotych, nie było chętnych. Zapowiedziano, że na następnej licytacji cena wyjściowa będzie niższa o połowę. Łącznie zebrano 43 miliony, czyli kroplę w morzu długów konsorcjum. Później odbyły się też licytacje nieruchomości - m.in. kamienicy, w której obecnie mieści się hotel „Bohema”.

Kasy BKKI, działającego na podobnych, co opisane wcześniej para banki zasadach zamknięto wiosną 1992 roku. W 1991 roku jego właściciel wyjechał do USA, gdzie prawdopodobnie przebywa do tej pory. Oszukani przez firmę złożyli w sądzie wnioski o łączną egzekucję 13 miliardów ówczesnych złotówek. Do tej pory część z nich zrzeszona jest w stowarzyszeniu poszkodowanych przez BKKI z siedzibą w Toruniu. Fiskusowi konsorcjum winne było 4 miliardy złotych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska