Nasza szkoła

Fragment Drogi Krzyżowej w Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Toruniu
(fot. Kazimierz Rochecki)
Szydło wyszło z worka kilka miesięcy temu, kiedy znany toruński artysta malarz i twórca witraży profesor Kazimierz Rochecki przygotowywał wystawę toruńskiego witrażu do zaprezentowania w polskim konsulacie w Kolonii. - Sam nie zdawałem sobie sprawy z tego, że zabytkowe toruńskie witraże to tak wielki skarb, a artystyczno-produkcyjny potencjał ludzi dziś zajmującymi się tą dziedziną sztuki to taka potęga - tłumaczy “Pomorskiej".
W tym, że jego odczucia nie są tylko artystowską egzaltacją, utwierdziły Rocheckiego kolońskie reakcje na to, co do konsulatu zawiózł - fotogramy nowych i historycznych witrażowych megaform, “szklane obiekty mniejsze" i “szkło unikatowe" artystów z grodu Kopernika. Ludzie, którzy przyszli do konsulatu pogadać o biznesie i wypić lampkę wina - wernisaż towarzyszył Salonowi Gospodarczemu - gapili się na podświetlone ekspozycje, pytali, gdzie można zobaczyć oryginały i co to za ludzie tworzą takie cuda. Sam Rochecki, uznawany za emisariusza twórców, był dosłownie rozchwytywany.
Także przedstawiciele rodzimego biznesu i świata polityki patrzyli na zgromadzone dzieła nieco zadziwieni: - To wszystko u nas, w Toruniu? Mamy toruńską szkołę witrażu?
- Mamy! - odpowiada z całym przekonaniem Kazimierz Rochecki. Wie, co mówi. Przeszedł się po wszystkich ważnych toruńskich pracowniach i ustalił: kilkunastu liczących się w kraju i za granicą artystów, spora grupa konserwatorów z których korzysta cała Europa, kilkanaście pracowni realizujących poważne projekty artystyczne, wiele innych, produkujących stylową witreatorską konfekcję. Do tego sklepiki na Starym Mieście, których zawartość to jeden wielki, migocący witraż.
Ołów i szkło
Najpierw powstaje idea, wizja, którą rozrysowuje się na pojedyncze szkiełka. Potem jest szukanie palety barw - artysta zwykle robi kilka wersji, żeby wybrać tę najciekawszą. Teraz powstaje tak zwany karton właściwy - czyli cały witraż, w skali 1:1, tyle, że na papierze. Przy największych, których łączna powierzchnia to kilkaset metrów kwadratowych - jeden z witraży Rocheckiego ma 300 metrów kwadratowych! Zwykle nie starcza miejsca na rozłożenie całości w pracowni.
Projekt trafia do pracowni, gdzie rzemieślnicy przenoszą artystyczne wizje w twardą materię - szkło i ołów. Toruńskie warsztaty są w stanie wyprodukować rocznie kilka tysięcy metrów kwadratowych kolorowych szklanych tafli.
Megawizja w realu
Do najcenniejszych toruńskich zabytków sztuki witreatorskiej należy kwatera przedstawiająca Jana Chrzciciela (Muzeum Okręgowego w Toruniu).
(fot. Juliusz Raczkowski)
Rochecki tłumaczy, że tworzy witrażowe kompozycje do kościołów, bo taki mecenas pozwala rozwinąć skrzydła sztuce. Prywatny zleceniodawca zamawia zwykle tylko “ładny obrazek". Pieniądze? - Dla kościoła Miłosierdzia Bożego w Toruniu zaprojektowałem wszystko za darmo. Dla mnie to przyjemność zmierzenia się z wielkimi płaszczyznami. Witraż, który właśnie przygotowuję, ma 30 na 9 metrów. Nie mógłbym sobie pozwolić na realizację czegoś takiego ot, tak, bo koszt jest ogromny. Jeśli mogę zobaczyć w realu swoje wizje - to już jest duża zapłata - opowiada artysta.
On i jego koledzy po fachu zdają się mieć stale w tyle głowy to, że kruchy z natury witraż to niezwykle trwałe, nośne i odwiedzane dzieło sztuki. Te średniowieczne witraże, których nie zniszczyły pożogi, są w pełnej krasie do dziś, a ich twórcy mają nieustające i permanentne “wystawy". Są nieśmiertelni.
Nie tylko piernik i Kopernik
- Można odkryć dla Torunia nową, nietkniętą niszę turystyczną, czyniąc z witrażu coś, po co się tu przyjeżdża. Mamy tu arcydzieła: jeden z nielicznych zestawów witraży średniowiecznych, niezłe dziewiętnastowieczne witraże w kościołach. Do tej pory się o tym nie mówiło. A szkoda, bo to perła, którą warto wypromować, pokazywać - tłumaczy prof. Rochecki. - Pomysł jest świetny! Nie ukrywam, że podobna myśl przyświecała organizacji wystawy w Kolonii. Początek został zrobiony: kolońska wystawa będzie czynna jeszcze miesiąc, potem pokażemy ją w Toruniu, wydany do niej katalog można traktować jak uniwersalny przewodnik i album (dopóki nie powstanie lepszy) - cieszy się współpomysłodawca wystawy, dyrektor departamentu promocji Urzędu Marszałkowskiego (który wystawę sfinansował) Wiesław Czarnecki. Zaznacza, że teraz piłka jest po stronie władz miasta.
- Dobrze byłoby, by Toruń kojarzył się z czymś jeszcze poza piernikiem i Kopernikiem. Pomysł dobry, bo witraż ma w Toruniu długą tradycję - zapewnia Andrzej Szmak z toruńskiego magistratu. Ale nie chce powiedzieć, czy miasto jest gotowe do działań promocyjnych przed najbliższym sezonem turystycznym. No chyba, że ktoś przyszedłby z konkretną propozycją.
Nie ma na co czekać?
Jak zrobić z Torunia “małe Murano"? Zaprosić na Starówkę pracownie, galerie i sklepiki, które mogą być atrakcją turystyczną samą w sobie. Trochę je wesprzeć - preferencyjne ceny lokali? - bo nisza jest krucha jak samo szkło i może się dobrze samofinansować dopiero kiedy się ją wypromuje. Wymyślić “witrażowe" szlaki wycieczkowe. (- Chętnie pokażemy turystom, jak powstają witraże. Wystarczy, że się umówią i mogą przyjeżdżać - zapewnia Andrzej Górski z pracowni Andrew's-Art.) Wydać przewodniki i piękny album.
Nie ma czasu do stracenia.
