https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Włocławek - między wojnami

Jolanta Młodecka
Rok 1928 - powstał Zakład Naukowo-Wychowawczy im. Ks. J. Długosza: Szkoła Podstawowa, Gimnazjum i Liceum. Po wojnie szkoła powraca w te mury w 2001 r.
Rok 1928 - powstał Zakład Naukowo-Wychowawczy im. Ks. J. Długosza: Szkoła Podstawowa, Gimnazjum i Liceum. Po wojnie szkoła powraca w te mury w 2001 r. rys. Jolanta Młodecka
Co wiemy o naszym mieście z tych czasów? Tyle, co znajdziemy w archiwach, z przekazów rodzinnych lub z literatury. Na przykład pamiętników.
Włocławek, ul. 3 Maja, lata 30. XX w.  Szczególnych wydarzeń w mieście było mało.  Do nich należały m.in. procesje na Boże Ciało.
Włocławek, ul. 3 Maja, lata 30. XX w. Szczególnych wydarzeń w mieście było mało. Do nich należały m.in. procesje na Boże Ciało. archiwum

Włocławek, ul. 3 Maja, lata 30. XX w. Szczególnych wydarzeń w mieście było mało. Do nich należały m.in. procesje na Boże Ciało.
(fot. archiwum)

Ciekawe informacje są we wspomnieniach Romana Jasińskiego "Zmierzch starego świata - wspomnienia 1900-1945", wydanych nakładem Wydawnictwa Literackiego w 2006 r.

Roman Jasiński (1900-1987) - pianista, krytyk muzyczny, znawca i popularyzator muzyki, kronikarz życia muzycznego Warszawy. Przed wojną profesor konserwatorium warszawskiego, od roku 1935 związany w Polskim Radiem. Po wojnie muzyczny dyrektor Polskiego Radia, autor wielu audycji oraz książek o życiu muzycznym Warszawy.

Włocławek o zmierzchu

Zwrócił się do mnie Józef Turczyński z zapytaniem, czy nie przyjąłbym posady nauczyciela gry fortepianowej w Gimnazjum im. Jana Długosza we Włocławku, jego dobry znajomy, dyrektor tego gimnazjum, ks. Apolinary, zwrócił się do niego z prośbą o polecenie mu kogoś odpowiedniego...

Niebawem doszło do mego spotkania z księdzem Leśniewskim. Wydał mi się człowiekiem niezwykle sympatycznym i podziwu godnym w swych kulturalnych aspiracjach, które przeszczepić pragną na teren swego gimnazjum. Warunki pracy jak na owe czasy doskonałe: 500 zł pensji miesięcznie, mieszkanie i pełne utrzymanie, w zamian za co obowiązanym byłem udzielać 4-5 godzin dziennie lekcji fortepianu, a nadto co parę tygodni dawać w zamkniętym gronie uczniów audycje.

Do Włocławka pojechałem w pierwszych dniach września 1929 r., z początkiem roku szkolnego. Gmach szkolny prezentował się efektownie, był nowy i przestronny. Stał on nieco na uboczu, niedaleko Wisły, na ulicy Łęgskiej, prowadzącej do fabryki celulozy, której kominy widać było w odległości kilkuset metrów.
Owego pierwszego dnia mego pobytu we Włocławku zamieszkałem nie w gmachu szkolnym, lecz w internacie, który znajdował się w odległości około kilometra, tuż przy katedrze, w starej, chyba jeszcze osiemnastowiecznej budowli. Pamięta, że byłem niemal przerażony, gdy wyszedłem wieczorem, wnet po przyjeździe, na miasto i począłem szukać centrum tej stolicy Kujaw.

Na głównej ulicy zastałem ciemność i pustkę, trochę spacerujących Izraelitów litów i jakąś nędzną cukiernię. Przed jedynym kinem, w którym wyświetlano jakiś przedhistoryczny obraz, paliło się parę kolorowych lampek.

Na drugi dzień udałem się spacerem nad brzeg Wisły. Tutaj było zupełnie inaczej, brzegiem ciągnął się porządny bulwar, a z lekka pagórkowaty, porośnięty lasem brzeg przeciwny, do którego prowadził drewniany most, prezentował się wcale przyjemnie.

Wstawałem zwykle już przed siódmą, po czym szło się w uczniami do szkoły, pilnując, by po drodze zbytnio nie swawolili i Żydów gęsto tu zamieszkałych nie zaczepiali.... Po krótkiej mszy i śniadaniu rozpoczynały się lekcje, ja zaś udawałem się do zarezerwowanego dla mnie obszernego pokoju, gdzie stało pianino, na którym ćwiczyłem, zazwyczaj oczywiście z przerwami, aż do obiadu.

Uczniów miałem sporo, lecz nie był to materiał do kształcenia muzycznego zbyt wdzięczny, jako że byli to przeważnie obywatelscy synkowie, dla których nauka muzyki stanowiła tylko nudną, zgoła i niepotrzebną w ich oczach torturę. Lecz ks. Leśniewski był człowiekiem wyjątkowym i bardzo mu zależało, by uczniowie Gimnazjum im. Długosza rozwijali się w sposób możliwie wszechstronny... Podziwu godny był zapał towarzyszący organizowaniu różnego rodzaju koncertów na terenie szkoły, która dysponowała piękną obszerną salą koncertową, gdzie królował świeżo zakupiony przez ks. Leśniewskiego fortepian Bechstein...

Rodzinne wizyty

Tych podczas całego mojego pobytu we Włocławku, zrobiłem doprawdy niewiele. Przez cały ten czas byłem dwa czy trzy razy u pp. Bojańczyk, zamożnych miejscowych notabli, należących do włocławskiego high-life'u, a poza tym stosunkowo częstym gościem u siostry tegoż pana Bojańczyka - pani Haakowej, zamożnej wdowy, mieszkającej z dziećmi w pięknym, położonym tuż pod Włocławkiem, majątku w Dębicach. Był to dom sympatyczny i kulturalny. Zarówno pani Haakowa, jak jej syn Włodzimierz i ładna córka (później p. Sulimierska) okazywali mnie zawsze dużo serdeczności, często do siebie zapraszając i mile przyjmując.... Często też gościem bywał w Dębicach doskonały pianista, prof. Józef Śmidowicz, zaprzyjaźniony blisko z całą rodziną Haaków.

Było we Włocławku parę domów, w których toczyło się bardziej ożywione życie towarzyskie, choćby na przykład fabrykantów Muhsamów...

Szczególnie też lubiłem bywać u mego szefa, ks. dyrektora Leśniewskiego, a to z okazji przyjazdu gości z Warszawy, zazwyczaj artystów, zaproszonych przez niego do wzięcia udziału w koncertach urządzanych w szkolnej sali. Przyjeżdżali tedy w owym czasie do Włocławka dość często: Józef Turczyński, profesor Warszawskiego Konserwatorium, skrzypek Wacław Kochański...

Czytaj e-wydanie »
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska