Domki jednorodzinne, wille, ogródki działkowe, bliskie sąsiedztwo lasu... Idylla? I tak, i nie...
JOLANTA DĄBEK
Sasankowa 21, od ponad 20 lat mobilizuje mieszkańców do walki o poprawę jakości życia na tej ulicy.
- Przez lata wywalczyliśmy na naszej ulicy wszystkie media: kanalizację, telefony, wodę, gaz. Mamy wszystko... oprócz porządnej nawierzchni i kanalizacji deszczowej. Bez tego jesteśmy skazani - w zależności od pogody - na brnięcie w piachu lub w błocie. Ostatnio wysypano na Sasankową coś, co przypomina asfaltowe odpadki, ale co to za wyjście? Kurzu to nie zatrzyma, trudno tu przejechać wózkiem z dzieckiem, nie mówiąc o wózku inwalidzkim. Nasza ulica ma ponad pięćdziesiąt lat. Najwyższy czas, żeby z zapominanej przez wszystkich zrobiła się normalną, użyteczną dla tych, którzy tu mieszkają. Brak kanalizacji deszczowej sprawia, że po każdej solidnej ulewie tworzą się kałuże i bajora. To jednak nic wobec faktu, że woda, z powodu obniżenia terenu, spływa niektórym ludziom do ogródków, domów i garaży. Nie może tak być, przecież płacimy podatki i mamy prawo do normalnego życia!
ANDRZEJ ZIMNISZ

Sasankowa 19, jego dom jest zalewany po każdych opadach deszczu.
- Proszę zobaczyć, pod tymi cegłami, które ustawiłem pod ścianą frontową domu, kryje się grzyb. To efekt wielokrotnego zalewania ścian domu, ogródka i garażu przez wodę deszczową, spływającą do mojej posesji. Dzieje się tak z powodu naturalnego obniżenia terenu i braku kanalizacji deszczowej. Mieszkam na tej ulicy od wielu lat, dopłacałem do instalacji wszystkich mediów, bo to normalne w naszej sytuacji. Nie rozumiem jednak, dlaczego ulica, mająca pięćdziesiąt lat, jest traktowana po macoszemu? Są we Włocławku, szczególnie w Michelinie, a więc też w dzielnicy domków jednorodzinnych, ulice młodsze, ale zadbane, z asfaltową nawierzchnią i kanalizacją deszczową. A my czujemy się jak mieszkańcy drugiej kategorii. Żeby zabezpieczyć się przed lejącą się do garażu i do ogródka wodą, będę musiał podnieść murek ogradzający moją posesję o ponad metr. A może, na wszelki wypadek, powinien być jeszcze wyższy?
ŁUKASZ NUSZCZYŃSKI

Sasankowa 24, wjazd do jego domu tarasuje ustawiony niemal na środku ulicy słup nazywany "rozkracznym".
- Mieszkam tu z rodzicami od lat. To piękne miejsce, ładna dzielnica. Może też dlatego mój brat zdecydował się na budowę domu naprzeciwko nas. Nie zmienia to faktu, że mamy fatalną drogę, wysypaną od niedawna jakimś gruzem, co wcale nie ułatwia poruszania się. My akurat mieszkamy w takim miejscu, że nie narzekamy na brak kanalizacji deszczowej. Ale brat, po drugiej stronie Sasankowej, już musiał podjąć pewne kroki w trakcie budowy, aby nie dopuścić do zalewania. Generalnie uważam, że kanalizacja deszczowa jest niezbędna. Mamy też problem z tym nieszczęsnym słupem rozkracznym, jak to nazywają fachowcy. Stoi w tak fatalnym miejscu, że chcąc wjechać do naszego garażu trzeba się sporo natrudzić.
Uszkodziliśmy już przez ten słup dwa samochody! Pisaliśmy do Zakładu Energetycznego i, owszem, można słup przenieść w inne miejsce. Na nasz koszt. Za jedyne trzy i pół tysiąca złotych... To szok!
HIERONIM UMIŃSKI

Sasankowa 6, przed jego domem w czasie deszczu tworzy się bajoro.
- Kurz przy takiej nieutwardzonej, nie wylanej asfaltem drodze jest nie do wytrzymania. Okna otwieramy tylko od strony lasu. Nie wiem, czym kierowano się ostatnio, wysypując nam gruz betonowy z resztkami asfaltu. Kurzu, który wzbija się tumanami po przejeździe każdego auta to nie niweluje, a zapach podczas upałów jest nie do zniesienia! Z kolei gdy pada deszcz, tuż przed domem tworzy się bajoro. Nie jedyne na tej ulicy. Mamy wszystkie media, w instalowaniu których w części partycypowaliśmy. Musimy doprowadzić do założenia instalacji deszczowej i wyasfaltowania drogi, bo nie można tak dalej żyć. Mam w domu osobę, poruszającą się na wózku inwalidzkim. Nie ma możliwości, żeby tym wózkiem poruszać się po ulicy, bo grozi to wywróceniem wózka. To oznacza, że bliska mi osoba jest dosłownie uwięziona w domu, wozimy ją wyłącznie autem. W ogóle uważam, że na Zawiślu niewiele się dzieje, choćby w porównaniu z infrastrukturą Michelina. Tam chyba mieszka więcej radnych...
JOANNA WESOŁOWSKA

Sasankowa 16. Wraz z mężem mieszka tu od kilku lat. Z roku na rok brak porządnej ulicy coraz bardziej doskwiera.
- Na początku, kiedy się tu wprowadziliśmy, nie narzekaliśmy, bo okolice są naprawę piękne. Tym bardziej, że wcześniej mieszkaliśmy w bloku, więc i tak czuliśmy się bardziej komfortowo. W pewnym momencie, mówiąc pół żartem - pół serio, dotarło do mojej świadomości, że kiedy mieszkaliśmy w bloku, nie musiałam, wychodząc z domu, chronić eleganckich butów. Tutaj jest to konieczne, więc często jestem zmuszona wkładać pantofle do torby i przebierać się w nie w pracy. "Na drogę", jak wiem, większość mieszkających tu pań ubiera obuwie, którego nie żal zniszczyć. A mówiąc poważniej - to kpina, że od wielu lat urzędnicy nas ignorują, wymyślając różne powody, by zbywać mieszkańców Sasankowej. Są młodsze ulice we Włocławku, które lepiej wyglądają niż nasza! My zapewniamy, że większość mieszkańców ulicy będzie partycypować w założeniu kanalizacji deszczowej.
TERESA PIĄTKOWSKA

Sasankowa 40. W rejonie jej domu nie ma ani jednej latarni.
- Każdy z nas stara się jakoś radzić sobie z tą sytuacją. Nie mamy chodników, więc przed domami wyłożona jest na przykład kostka polbrukowa, tak jak u mnie. Ale i tak daje się nam we znaki ulica wysypana teraz jakimś gruzem. Chodzi się po tym równie fatalnie, jak i po piachu! Kto to wymyślił? Moim zdaniem poprzednia radna z naszej dzielnicy była bardziej zainteresowana problemami ludzi z ulicy Sasankowej. O urzędnikach już nie wspomnę, bo nie chcę się denerwować. Nie pojmuję, dlaczego na naszej ulicy trzeba jeździć slalomem? Nie dość, że jest ten nieszczęsny słup, to jeszcze obok stoi drzewo w charakterze zawalidrogi. Na uliczkę, taką "odnóżkę" Sasankowej, gdzie mieszkam, z lasu spływa woda z piachem i brudami. Nie pomaga nawet podwyższony murek. Nie chroni garażu przed zalewaniem. Na dodatek brakuje latarni, jest tu tak ciemno, że non stop w nocy palimy światło przy naszym domu. Rachunki za energię są przez to wysokie.
Rozmowa z MOniką Budzeniusz - rzecznikiem prezydenta Włocławka

- Czy mieszkańcy ulicy Sasankowej, walczący o kanalizację deszczową od dziesiątek lat, są z góry na skazanej pozycji?
- Na pewno nie, choć w tej kwestii są inne priorytety. Dla infrastruktury miasta ważniejsza jest w tym momencie budowa kanalizacji deszczowej w centrum miasta. Wiąże się to z procesem rewitalizacji włocławskiej starówki.
- Ulica Sasankowa ma ponad pięćdziesiąt lat, przegrywa więc wiekowo z ulicami Starego Miasta, ale ludzie tam mieszkający także mają prawo do godziwego życia.
- Oczywiście, i nikt im tego prawa nie odbiera. Z informacji, jakie uzyskałam od Zdzisława Kozińskiego, naczelnika Wydziału Gospodarki Komunalnej Urzędu Miasta wynika, iż mieszkańcy od dawna zabiegają o budowę kanalizacji deszczowej i utwardzenie drogi. W imieniu prezydenta, którego reprezentuję, mogę powiedzieć, iż pochyla się on nad sprawami obywateli i jeśli tylko istnieją możliwości - prawne, finansowe i innego rodzaju - są one rozpatrywane na ich korzyść.
- Jest więc szansa, że na Sasankowej będzie się żyć prościej? Także w dosłownym tego słowa znaczeniu?
- To realne, jeśli wziąć pod uwagę deklarację mieszkańców, iż mogą partycypować w kosztach budowy kanalizacji deszczowej. Zasada jest taka: wkład własny mieszkańców wynosi 30 procent, miasta - 70 procent. Z "deszczówką" jest ten problem, że się nie zwraca, tak jak inne inwestycje, ale to zrozumiałe, iż bez niej trudno funkcjonować.
Rozmowa z Markiem Kalinowskim - radnym, mieszkańcem Zawiśla
- Mieszka pan w bliskim sąsiedztwie ulicy Sasankowej. Czy pana zdaniem ta ulica jest we właściwym stanie?
- Problem może nie tyle w jej wyglądzie, choć to też jest ważne, ile w funkcjonalności. A tę należy ocenić jako słabą, bo ulica jest tylko w części wyasfaltowana. Brak trównież kanalizacji deszczowej.
- Jak pan pomoże mieszkańcom jako ich radny?
- Już pomogłem, bowiem ulicę wysypano za sprawą moich starań frezowinami asfaltowymi, pozostałościami po wyrównywaniu ulic. Oczywiście, to nie jest koniec sprawy. Będę walczył o to, żeby spełniono oczekiwania mieszkańców Sasankowej.
- Są, pana zdaniem, jakieś na to szanse?
- Szanse są. Podobną sytuację mieliśmy na ulicach Poziomkowej i Suszyckiej. Trzeba jednak mieć świadomość, że w naszym mieście jest 90 kilometrów dróg nieutwardzonych i trzeba się mocno nachodzić, żeby pomóc mieszkającym przy nich ludziom.