- Gdy rodzina przyjechała do mnie na przysięgę, nikt z kolegów nie potrafił wskazać rodzicom, w którym szeregu stoję - opowiada Stefan Kaczmarek. - Dopiero jak mama powiedziała, że szuka tego od magicznych sztuczek, chłopaki bez wahania odszukali mnie w gromadzie. Kto by nie znał "Magika" - _usłyszała od od jednego z nich. Przez całą służbę pan Stefan jeździł ze swoim programem po jednostkach wojskowych i nie tylko. W końcu dotarł do publiczności złożonej wyłącznie z żołnierzy radzieckich. - _Po występie podszedł jeden z nich i podziękował - wspomina. - Nazwał mnie wtedy "Fokusem"
_i tak zostało
"Fokus", czyli Stefan Kaczmarek, całe życie mieszka we Włocławku. Zabawy z magią zaczynał w wieku siedmiu lat. Rok później po raz pierwszy publicznie pokazał sztuczkę. Gdy miał 16 lat dał pierwszy, oficjalny występ w Bydgoszczy. No i zaczęło się. Iluzjonistycznych numerów systematycznie przybywało. Przyszły "Fokus" pokończył szkoły, zdobywając zawód malarza budowlanego. Po godzinach dawał występy. Znany we Włocławku i regionie na ilość zleceń nie narzekał.
- _Występowałem niemal wszędzie - poczynając od przedszkoli i szkół, na zakładach pracy i różnej maści lokalach kończąc. Zawsze z największą przyjemnością wracałem do dziecięcej publiczności - wspomina z rozrzewnieniem. - To jednak prawda, że dzieci są najwierniejszym i najbardziej wdzięcznym audytorium. Często rozpoznają mnie na ulicy i proszą o jakąś sztuczkę. Nigdy nikomu nie odmawiam.
_Pan Stefan żyłkę magiczną odziedziczył po dziadku. Niestety, nikt inny w rodzinie nie połknął iluzjonistycznego bakcyla. Córka Kasia lubi od czasu do czasu poasystować tacie, ale tylko tyle.
- Magia to poważne sprawa
- podkreśla iluzjonista. - _Najważniejsze są predyspozycje. Za moich młodzieńczych czasów najlepszym w tym fachu był znany we Włocławku i okolicach magik Jan Kowalski. Trochę się od niego nauczyłem. Czytałem fachową literaturę i oczywiście ćwiczyłem. Wiele, wiele godzin. Tak już jest, również w czarach. Trening czyni mistrza. Pan Stefan miał też okazję dobrze poznać Nemo, słynnego ongiś w całym kraju magika.
- Występowałem setki razy. - zaznacza mój rozmówca. - Nie ograniczałem się tylko do numerów typowo iluzjonistycznych. Zawsze byłem bardzo sprawny fizycznie, więc mogłem sobie pozwolić na różnego rodzaju ekwilibrystykę.__Dlaczego nie przeszedłem na zawodowstwo? Może zbrakło mi zdecydo_wania... _A może odwagi. Choć z tym zawodowstwem jest różnie. Zdaniem pana Stefana
iluzjonista to ktoś
kto potrafi zrobić coś z niczego, pokazać sztuczkę, opierając się jedynie na własnych umiejętnościach, a nie całym tym magiczno-technicznym zapleczu. Dlatego Dawida Co-pperfielda, niewątpliwie najsłynniejszego obecnie na świecie iluzjonistę, trudno za takiego uznać. - To raczej showman i nic ponadto - podkreśla.
Stefan Kaczmarek od czasu do czasu jeszcze występuje publicznie. Popisowy numer z piłeczkami do dzisiaj gromko oklaskują nie tylko dzieci. Na szczęście pozostawił po sobie ucznia. - Jest świetny. Ma odpowiednie predyspozycje a to najważniejsze - dodaje z uśmiechem. - Bo czarów niestety nie ma. Jest za to talent, ciężka praca i uśmiech publiczności. A to tak naprawdę najważniejsze. **
Włocławski "Fokus"
PRZEMYSŁAW GRZANKA

Aby występ był udany, trzeba setki razy powtórzyć każdy element. - To kwestia "zapamiętania" ruchów przez dłonie, a szczególnie palce - mówi Stefan Kaczmarek.
Sztuka Stefana Kaczmarka od lat wywołuje uśmiech i niedowierzanie publiczności. To magia, choć podobno czarów nie ma.