Przez ten czas okazję, aby go poznać mieli nie tylko mieszkańcy tej miejscowości, ale także całego powiatu. Jest rzeźbiarzem i aktywnym działaczem na rzecz lokalnego środowiska.
Mieszkał na Śląsku i w Bieszczadach, jednak na spędzenie jesieni życia wybrał Błędowo. Pytany o początki swojej twórczości mówi, że zaczynał trzy razy.
Pierwszy początek...
...to Bieszczady, w których spędził trzy lata. W miejscu - właściwe pustelni - oddalonym od najbliższej osady o siedemnaście kilometrów.
- Tam było najtrudniej. Życie bez prądu, bieżącej wody. Wszystko robiło się w prymitywnych warunkach. Było ciężko, ale zarazem jest to czas, który wspominam najlepiej - mówi Włodzimierz Hass. Bo właśnie w Bieszczadach odnalazł to czego już zawsze będzie mu brakowało. - Tam mogłem skupić się tylko na rzeźbieniu i pracy. Nie przeszkadzały mi cywilizacja, telewizor i radio - wspomina.
Początek numer dwa
Później Włodek - tak mówią o nim przyjaciele - przeniósł się na Śląsk, do Katowic. Rozpoczął naukę w szkole plastycznej.
- Śląsk kojarzy mi się z moim pierwszym dłutem. Sam sobie je kupiłem. Wspólnie z kolegami wykonywaliśmy rzeźby z kory, które później sprzedawaliśmy na ulicach miasta. Niestety, tego dłuta już nie mam. Zginęło gdzieś podczas kolejnych przeprowadzek - żałuje rzeźbiarz.
...był również numer trzy
Trzeci raz zaczynał życie w Błędowie, do którego przeprowadził się prawie 10 lat temu. Znowu musiał przekonywać do siebie ludzi. - Nikt mnie tutaj nie znał, nikt nie wiedział czym się zajmuję - tłumaczy Włodzimierz.
Już kilka miesięcy po przeprowadzce rzeźbiarz dał się poznać jako społecznik. Zaczął działać w Towarzystwie Rozwoju Gminy Płużnica. Do współpracy zaprosili go Janusz Marcinkowski i Mirosława Tomasik.
- Prowadziłem w Orłowie zajęcia z rzeźby. Co sobotę do budynku po byłej szkole przywożone były dzieci i młodzież, gdzie uczestniczyły w różnych zajęciach - wspomina rzeźbiarz.
Przez wiele lat działał nieformalnie. Dwa lata temu powstało Stowarzyszenie Artystów Nieprofesjonalnych, którego został prezesem.
...i sam początek...
Swoją przygodę z rzeźbą zaczynał już jako mały chłopiec. Najczęściej wydłubywał z drewna postacie Egipcjanek.
- Widzę je do dziś. Niestety, żadna się nie zachowała. Zdolności plastyczne odziedziczyłem po mamie i moim dziadku, którzy rzeźbą zajmowali się hobbystycznie - mówi rzeźbiarz.
Czy przez te wszystkie lata wyrobił swój styl? - Każdy rzeźbiarz go ma, ale ja do końca go nie wypracowałem. Przekonuję się o tym zawsze gdy oglądam zdjęcia swoich prac sprzed kilku lat - tłumaczy twórca.
Najczęściej wykonuje płaskorzeźby i piety. Nie stosuję kolorów takich jak mocna czerwień czy czerń, tylko naturalne drewna - np. mahoń.
Chociaż wykonał kilka tysięcy różnych prac jest przekonany, że te najlepsze wciąż są jeszcze przed nim. - Chciałbym wykonać cykl płaskorzeźb, których tematem przewodnim byłaby stara wieś z końmi, domami pod strzechą i sztygami słomy na polu. Taka wieś była ciepła i sielankowa, nie taka jak teraz - mówi Włodzimierz Hass.
Kolejną wymarzoną pracą wciąż czekająca na wykonanie jest Matka - Polka. - To oczywiście bardzo popularny temat, ale ja w tej postaci chcę zawrzeć jednocześnie piękno, starość i macierzyństwo. To wszystko pokazać w jednym pniu - mówi mężczyzna.
Twórca potrafi w warsztacie spędzić kilka godzin dziennie. - Kiedy mam natchnienie nie czuję mijającego czasu. Siedzę w pracowni niemal cały dzień - mówi Włodzimierz.