Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojciech L. z Bydgoszczy przebierał się w niemiecki mundur. I zabijał

Maciej Myga
archiwum
Wojciech L. przebierał się w niemiecki mundur, zbierał flagi ze swastyką i szukał w lasach pocisków Był niezrównoważony. Ale nie na tyle, żeby nie odpowiedzieć za dwie zbrodnie, które popełnił w 2012 roku.

Sąsiedzi z kamienicy przy ulicy Ogrodowej dobrze pamiętają Wojciecha L. Mieszkał tam jeszcze pięć lat temu. Nie wspominają go dobrze, nazywają świrem L. był agresywny, często musieli wzywać policję, która studziła jego zapały, bo z byle powodu rzucał się na sąsiadów. Dobre kontakty utrzymywał jedynie z przyszywaną ciotką - Teresą W.

W 2009 roku odetchnęli z ulgą. L. wyprowadził się do Białych Błot. Zamieszkał tam ze swoją konkubiną. Bożena S. nie miała z nim łatwego życia. Opowiadała, że potrafił zbić ją bez powodu. Toczyło się nawet w tej sprawie śledztwo policyjne, ale Wojciech L. nigdy nie stanął przed sądem pod zarzutem znęcania się nad kobietą, bo pod presją wycofywała ona swoje zeznania. Obawiała się partnera, który nie dość, że stosował przemoc fizyczną, to jeszcze obnosił się ze swoją fascynacją faszyzmem i kultem siły. Paradował po domu w hitlerowskim mundurze, zbierał flagi ze swastyką, znosił różne militaria, pociski, miał nawet pistolet.

Para mieszkała wspólnie przy ulicy Przemysłowej do maja 2012 roku, kiedy Bożena S. wyprowadziła się z Białych Błot. Latem było już wiadomo, że właściciel posesji wyrzuci lokatora na bruk, bo od dłuższego czasu nie płacił za wynajem. Podła sytuacja materialna i stres związany ze stratą mieszkania prawdopodobnie jeszcze wzmogły agresję Wojciecha L.

Przeczytaj także: Morderstwo na bydgoskich Wyżynach. Ofiara to emerytowana nauczycielka
26 lipca wracając z grobu matki odwiedził ciotkę w kamienicy przy Ogrodowej. Miał ze sobą reklamówkę, a w niej rękawiczki, dłuto i gumowy młotek blacharski, którymi naprawiał elementy nagrobka. Teresa W. zaprosiła go na kawę. Kiedy zbierał się do wyjścia podszedł do siedzącej kobiety i uderzył ją młotkiem w skroń. Zabił ją jednym ciosem. Upadła na prawy bok. Tak, leżącą, znalazła później Teresę W. jej koleżanka.

Wychodząc z mieszkania ciotki L. sprawdził, czy kobieta ma puls. Jej serce już nie biło. Zabrał pieniądze i zdjął z haczyka klucze, którymi zamknął drzwi. Podczas śledztwa przypomniał sobie, że ubrudził rękawiczką unurzaną we krwi ofiary framugę drzwi. Ten szczegół mógł znać go tylko sprawca. Mimo to we wrześniu 2012 roku, przeprowadzono ekshumację zwłok Teresy W. Zdaniem prokuratury była konieczna.

Ale nikt oprócz Teresy W. nie widział tego dnia Wojciecha L. w kamienicy na Bocianowie. Dlatego podejrzenie nie padło na niego. Dlatego też wkrótce zabił po raz drugi. W sierpniu mężczyzna musiał wynieść się z mieszkania. Zaplanował, że przez jakiś czas będzie mieszkał w lesie. Wcześniej miał chwalić się konkubinie, że znalazł za firmą Prefabet takie miejsce, w którym nikt go nie znajdzie. Mylił się. Często w pobliżu swojego szałasu widywał starszego mężczyznę, zbierającego grzyby. Grzybiarz zwracał mu nawet kilka razy uwagę, żeby nie śmiecił i palił w lesie ognisk. L. nic sobie ze słów przybysza nie robił. Aż do 13 sierpnia 2012 roku.

Tego dnia Edward B. znów wybrał się na grzyby w okolice Prefabetu. Miał ze sobą telefon. Około godziny 10.40 zadzwoniła do niego żona. Podobno był w doskonałym humorze, zapewnił, że wkrótce wróci do domu. Spotkał jednak Wojciecha L. Widok śmieci i dymu z ogniska zdenerwował grzybiarza. Zrugał koczownika, a odchodząc powiedział, że zadzwoni po policję. Na te słowa L. zareagował agresją. Podbiegł i kopnął starszego mężczyznę w głowę. Kiedy ten upadł na kolana, owinął mu wokół szyi sznurek, którym mocował brezent szałasu i udusił. Zwłoki przykrył gałęziami, spalił jego dowód osobisty w ognisku, a rower B. porzucił 100 metrów dalej. Morderca wiedział, że kryjówka jest spalona. Uciekł.

Kiedy Edward B., pomimo obietnicy, że wkrótce wróci nie pojawił się w domu, jego żona zaniepokoiła się. B. nie odbierał telefonu, więc wsiadła na rower i pojechała do lasu. Nie znalazła męża. Pełna obaw wróciła i poprosiła o pomoc krewniaków. Bracia Marcin i Michał N. udali się do lasu, gdzie odkryli rower i skórzaną plecioną torbę, należącą do Edwarda B. Jego jednak nigdzie nie było.

Żona zaginionego zwróciła się o pomoc do policji. Wracając do domu, około godz. 19, spotkała sąsiadki, z którymi jeszcze raz poszła do lasu. Tym razem kobiety dokonały przerażającego odkrycia. Pod gałęziami przykryte kurtką leżały zwłoki Edwarda B.

Ekipa dochodzeniowa zebrała dowody na miejscu zbrodni. Były wśród nich resztki jedzenia oraz paragony ze sklepu "Chata polska"w Białych Błotach. Niestety, pochodziły sprzed ponad tygodnia przed morderstwem. Okazało się, że nagrania z monitoringu obsługa sklepu kasowała po siedmiu dniach.

Jeszcze przez miesiąc L. ukrywał się w lasach - 18 sierpnia napadł na ekspedientkę sklepu w Białych Błotach. Prysnął kobiecie w twarz gazem łzawiącym i próbował ukraść z gabloty tytoń. Spłoszony krzykiem kobiety uciekł. Wpadł po obławie na Jachcicach 14 września. Policjanci znaleźli przy nim prawie pół kilograma różnych materiałów wybuchowych - heksogenu, pentrytu, trotylu i proch strzelniczy, naboje oraz rewolwer sygnałowy. Opowiadał, że poszukiwał pocisków w lesie, rozbrajał je, a zawartości używał do rozpalania ognisk.

Wojciech L. przyznał się do winy. Nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego zabijał swoje ofiary. Biegli psychiatrzy uznali jednak, że był poczytalny. Jego proces rozpocznie się na początku lipca.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska