https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wracając wydał na siebie wyrok

Hanka Sowińska [email protected]
Wiemy, że Leon Barciszewski był torturowany i poniżany. Zabrano mu nie tylko wolność, ale także odarto z godności. A 11 listopada bestialsko zamordowano.
Wiemy, że Leon Barciszewski był torturowany i poniżany. Zabrano mu nie tylko wolność, ale także odarto z godności. A 11 listopada bestialsko zamordowano.
Za tę zbrodnię żaden przedstawiciel okupacyjnych władz niemieckich nie poniósł kary. Werner Kampe, nadburmistrz Bydgoszczy wiódł po wojnie spokojne życie urzędnika.

11 listopada 1939 r. w mieście ukazało się obwieszczenie podpisane przez Wernera Kampe, komisarycznego nadburmistrza i kreisleitera NSDAP w Bydgoszczy o rozstrzelaniu w trybie doraźnym prezydenta Leona Barciszewskiego. W uzasadnieniu stwierdzono:
"Przeprowadzone w ostatnich tygodniach dochodzenie wykazało niezbicie wielce lekceważący brak odpowiedzialności i współwinę w bydgoskiej krwawej niedzieli".

Po pierwsze: obowiązek!

Obejmując 8 listopada 1932 r. najwyższe stanowisko w Bydgoszczy Leon Barciszewski mówił: "Urzędnicy jako funkcjonariusze urządzeń miejskich są zatem sługami społeczeństwa, miasta i Państwa. Powołany na pierwszego urzędnika chcę być pierwszym nie tylko w moich prawach, ale i w spełnianiu swoich obowiązków". Słowa dotrzymał.
W sierpniu 1939 r. wraz z synem Januszem, który kilka tygodni wcześniej zdał maturę, wybierał się do Stanów Zjednoczonych. Bilety na rejs statkiem "Batory" były kupione. Na skutek ogłoszenia pierwszych zarządzeń mobilizacyjnych prezydent zmienił jednak plany.

Chciał się oczyścić

W niedzielę, 3 września, wyjechał z miasta. Udał się do Włocławka, gdzie na polecenie wojewody pomorskiego Władysława Raczkiewicza mieli spotkać się prezydenci, starostowie i burmistrzowie z Pomorza. Wiemy, że potem był w Warszawie, w końcu z rodziną znalazł się we Lwowie. Tam dotarły do niego przykre wieści.
Niemcy posunęli pod adresem prezydenta kilka oskarżeń: o defraudację pieniędzy z kasy miejskiej, wydanie nakazu ewakuacji straży pożarnej oraz wydanie polecenia o zastosowaniu represji wobec mniejszości niemieckiej w Bydgoszczy.

Poniżany i torturowany

Były to oczywiście kłamstwa gebelsowskiej propagandy. Niemcy liczyli, że Barciszewski zareaguje? Niewątpliwie.
Prezydent zdecydował, że wraca. Do Bydgoszczy, w której okupant zdążył już zabić setki mieszkańców, przyjechał 9 października. Zatrzymał się u krewnych przy ul. Długiej. Odesłał samochód służbowy do miejskich garaży, gdy zjawiło się gestapo. Został aresztowany razem z żoną Zofią i synem Januszem. Przetrzymywano ich w gmachu gestapo przy ul. Poniatowskiego.
Wiemy, że Leon Barciszewski był torturowany i poniżany. Zabrano mu nie tylko wolność, ale także odarto z godności. A 11 listopada bestialsko zamordowano.

Bitwa o pamięć

Po wojnie przed komisją badającą niemieckie zbrodnie w Bydgoszczy zeznawało wiele osób, które miały informacje o losach prezydenta lub widziały go już po aresztowaniu.
W 1945 r. Leokadia Facówna mówiła: "10 listopada przyprowadzono na Jachcice prezydenta Barciszewskiego. Osobiście go nie widziałam, ale dowiedziałam się przez tłumacza Brysia Józefa. Gestapowiec powiedział, że przywieziony został wasz zbój, dla którego jest już wykopana mogiła. Tego samego dnia wieczorem pokazano nam mogiłę. Jest to miejsce za małym pagórkiem przed lasem na północ od zabudowań".
Edmund Nowakowski, wicestarosta bydgoski miał powiedzieć: - Czyż stracenie prezydenta Braciszewskiego, który absolutnie nie miał żadnego wpływu na wypadki w Bydgoszczy w dniu 3 września, nie było zwykłym mordem?
Było. Ironia historii polega i na tym, że aż do 1981 r. o Leonie Braciszewskim oficjalnie nie mówiono. Dopiero po powstaniu "Solidarności" bydgoszczanie mogli rozpocząć walkę o postawienie prezydentowi pomnika.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska