Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wśród trędowatych

Rozmawiała Małgorzata Goździalska
Szkoła jest oczkiem w głowie księdza Jana Osmałka. Malgaskie dzieci otrzymują od misjonarza nie tylko zeszyty, książki, mundurki, ale i ulubione ryżowe pączki
Szkoła jest oczkiem w głowie księdza Jana Osmałka. Malgaskie dzieci otrzymują od misjonarza nie tylko zeszyty, książki, mundurki, ale i ulubione ryżowe pączki Fot. ze zbiorów ks. Jana Osmałka
- Na Madagaskarze mówili "wracaj", to wracam... Rozmowa z ks. orionistą Janem Osmałkiem, misjonarzem.
Praca wśród trędowatych to dla ks. Jana wielkie wyzwanie i spełnienie wywołanych lekturą książki „ Apostoł trędowatych” chłopięcych marzeń o wyjeździe
Praca wśród trędowatych to dla ks. Jana wielkie wyzwanie i spełnienie wywołanych lekturą książki „ Apostoł trędowatych” chłopięcych marzeń o wyjeździe na misję Fot. ze zbiorów ks. Jana Osmałka

Praca wśród trędowatych to dla ks. Jana wielkie wyzwanie i spełnienie wywołanych lekturą książki " Apostoł trędowatych" chłopięcych marzeń o wyjeździe na misję
(fot. Fot. ze zbiorów ks. Jana Osmałka)

- Od trzydziestu lat jest ksiądz misjonarzem na Madagaskarze. To był świadomy wybór czy przypadek, że wyjechał ksiądz na misję?
- To było marzenie. Zaczęło się od tego, że będąc w gimnazjum przeczytałem książkę "Apostoł trędowatych". Po tej lekturze wiedziałem, że jeśli nie zostanę lotnikiem, o czym też jako chłopiec marzyłem, to będę misjonarzem.
Z lotnictwa zrezygnowałem pod wpływem mamy, która bardzo chciała, bym został kapłanem. Choć więc pomyślnie przeszedłem testy sprawnościowe i byłem blisko przyjęcia do szkoły lotniczej w Dęblinie, zdecydowałem się na seminarium duchowne. Nie wybrałem jednak najbliższego mego rodzinnego Kurowa Wyższego Seminarium Duchownego we Włocławku, ale uczelnię w Zduńskiej Woli z księżmi orionistami. Oni pracowali wśród bezdomnych, ubogich, odtrąconych, także na misjach.

- Ale nie od razu po święceniach kapłańskich ksiądz został misjonarzem, prawda?
- Najpierw byłem ekonomem w seminarium, potem pracowałem jako sekretarz i kierowca prowincjałów. Gdy jednak w 1978 dowiedziałem się, że otwierana będzie misja na Madagaskarze, szybko zgłosiłem się, żeby nikt inny mnie nie ubiegł. Problem był tylko taki, że nie znałem francuskiego, języka urzędowego na wyspie. Prowincjał wysłał mnie więc na kurs do Paryża. Niewiele się jednak francuskiego nauczyłem, bo będąc we Francji dowiedziałem się, że na Madagaskarze rozpoczyna się kurs języka malgaskiego. Przerwałem więc naukę francuskiego i poleciałem na wyspę.

- Czy nauka malgaskiego nie zniechęciła księdza do działalności misyjnej?
- Nie, ale początki nie były łatwe. Nie miałem właściwie kłopotu tylko z jednym słówkiem "gaziety", które w języku malgaskim oznacza to samo, co w polskim "gazeta". Warunki też mnie nie zniechęciły, bo przyjechałem przecież dlatego, że były trudne. Nasza placówka misyjna znajdowała się - i znajduje - w stolicy Madagaskaru Antannarywie. To są właściwie już peryferia Antannarywy. Wokół rozciągają się pola ryżowe. Bo ryż jest podstawowym produktem żywnościowym na wyspie. Mieszkańcy jedzą go trzy razy dziennie, tak jak my chleb. Gdy przyjechałem na wyspę o ryż było ciężko. Nie było cukru, więc kupowaliśmy trzcinę cukrową, kroiliśmy ją na mniejsze kawałki, gotowaliśmy i słodziliśmy. Na początku nie mieliśmy lodówki, radia, telewizora. Malgasze, czyli mieszkańcy Madagaskaru zresztą nie wiedzieli, co to za urządzenia.
- Jak zmieniły się warunki życia w ciągu trzydziestu lat, które ksiądz spędził na wyspie?
- Kiedy rozpoczynałem pracę misyjną, niewiasty przychodziły do kościoła bez butów. Także dzieci chodziły na bosaka. Teraz już się tego nie widzi. Dzieci przychodzą wystrojone na pierwszą komunię świętą prawie jak w Polsce. Dostają też z tej okazji prezenty - czasem rower, czasem jakieś małe radio. W Antannarywie na ogół wszędzie doprowadzona jest już elektryczność. Mieszkańcy mają lodówki, jest dużo telewizorów. Niestety, wciąż barierą rozwoju są drogi. Sieć komunikacyjna jest słabo rozwinięta. Nawierzchnie większości dróg głównych są mocno zniszczone, w porze deszczowej praktycznie nieprzejezdne. Gdyby były drogi, lepszy byłby dostęp do oświaty, więcej mieszkańców byłoby wykształconych. A tak często edukacja kończy się na zdobyciu umiejętności pisania i czytania. Dobre jednak i to, bo przynajmniej nie ma już na Madagaskarze analfabetyzmu.

- Ma w tym ksiądz także swój udział, bo to z inicjatywy księży orionistów powstała w Antannarywie szkoła.
- Na początku to była szkoła dla chłopców - mechaniczna i stolarska. Teraz prowadzimy także szkołę dla dziewcząt, gdzie uczą się krawiectwa i podstawówkę. Mamy 850 uczniów i wszystkim musimy dać jeść, kupić mundurki, zeszyty, książki. To są duże wydatki, Na szczęście, Opatrzność Boża nad nami czuwa. Zresztą, mamy duże wsparcie nie tylko ze strony naszego zgromadzenia, ale i włoskich rodzin, które zdecydowały się na adopcję na odległość. Przesyłają na naukę adoptowanego dziecka po czterdzieści, pięćdziesiąt euro miesięcznie. My zaś co roku wysyłamy darczyńcom fotografie adoptowanych dzieci wraz z cenzurkami.

- Przez dwanaście lat jeździł ksiądz także do oddalonego o czterdzieści kilometrów od Antannarywy szpitala dla trędowatych.
- To były wyjazdy dwa razy w miesiącu. Ponieważ chorzy na trąd byli na ogół niedożywieni, dostarczaliśmy do szpitala między innymi ryż, mięso. Nigdy nie zapomnę, jak oni jedli! I radości chorych, związanych ze wspólnymi posiłkami, wspólnymi świętami Wielkanocy, Bożego Narodzenia. Ich obaw, że mogę się zarazić, gdy na przykład podaję rękę.

- A ksiądz takich obaw nie miał?
- Nie. Trądem nie można się zarazić przez dotyk.

- Czy ta choroba w dalszym ciągu zbiera śmiertelne żniwo?
- Tak, chociaż zachorowalność znacznie spadła. Gdy jeździłem do szpitala, chorych na trąd było 180. Teraz jest 25.

- Czy jest coś, za czym ksiądz tęskni będąc na Madagaskarze?
- Na przykład za dobrym rosołem lub żurkiem. Na szczęście, są zupy w proszku, więc je ze sobą zabieram.

- A propos jedzenia, ksiądz podobno przygotowywał śniadanie dla papieża Jana Pawła II, gdy w 1989 roku odwiedził Madagaskar.
- Poprosił mnie o to nuncjusz papieski, więc nie miałem wyboru. Ale było dużo zachodu, żeby zdobyć coś, z czego można byłoby zrobić polskie śniadanie. Pamiętam, że przygotowałem żurek z białą kiełbasą, wędzonkę, siostry orionistki upiekły pączki. Były jeszcze jajka i parówki, choć ze zdobyciem tych produktów było sporo zachodu. Śniadanie Ojcu Świętemu smakowało, powiedział że zjadł dużo i boi się o żołądek, że nie wytrzyma.

- Do podwłocławskiego Kurowa przyjechał ksiądz na urlop czy już na stałe?
- Na urlop. Co prawda brat, bratowa, bratanica mówią "zostań", ale na Madagaskarze mówili mi przed wyjazdem "wracaj". Więc wracam. Na jak długo nie mogę powiedzieć, żeby nie martwić rodziny w Kurowie, która chciałaby, bym z nią został. W Antannarywie czekają na mnie obowiązki, parafianie.

- Jest jakaś różnica pomiędzy katolikami polskimi a tymi, mieszkającymi u wybrzeży Afryki?
- Jest. W naszej parafii Antannarywie, która jest jedną z dwudziestu parafii katolickich, mamy piętnaście, może szesnaście tysięcy wierzących, ale na niedzielne msze święte przychodzi po trzy, trzy i pół tysiąca wiernych. Gdy ostatnio odprawiałem o szóstej rano mszę świętą w Zduńskiej Woli, to do kościoła przyszło może 40 osób i to samych starszych. W naszej parafii w Antannarywie w nabożeństwie o 5.30 uczestniczy co najmniej 200 wiernych, w większości ludzi młodych. Katolicy na Madagaskarze znają pieśni kościelne, i to nie tylko jedną zwrotkę czy dwie. Podczas niedzielnej mszy świętej na Kyrie Eleyson Malgasze tańczą, śpiewają. Nabożeństwo trwa więc dwie, dwie i pół godziny. W Wielkanoc mieliśmy w parafii 550 chrztów. Na wiarę katolicką przechodzą także dorośli. A przecież na Madagaskarze tylko dwadzieścia pięć procent mieszkańców jest katolikami.

Madagaskar

Ksiądz Jan Osmałek nie tylko gościł Jana Pawła II, ale i przygotowywał dla papieża polskie śniadanie. Wizyta Ojca Świętego była na Madagaskarze wielkim
Ksiądz Jan Osmałek nie tylko gościł Jana Pawła II, ale i przygotowywał dla papieża polskie śniadanie. Wizyta Ojca Świętego była na Madagaskarze wielkim wydarzeniem, bo Jan Paweł II jako pierwszy ogłosił Malgaszkę błogosławioną Fot. ze zbiorów ks. Jana Osmałka

Ksiądz Jan Osmałek nie tylko gościł Jana Pawła II, ale i przygotowywał dla papieża polskie śniadanie. Wizyta Ojca Świętego była na Madagaskarze wielkim wydarzeniem, bo Jan Paweł II jako pierwszy ogłosił Malgaszkę błogosławioną
(fot. Fot. ze zbiorów ks. Jana Osmałka)

Państwo położone na wyspie Madagaskar w zachodniej części Oceanu Indyjskiego u południowo-wschodnich wybrzeży Afryki. Madagaskar jest czwartą co do wielkości wyspą na świecie.

Orioniści

Katolickie, charytatywne zgromadzenie zakonne, założone przez ks. Alojzego Orione w 1893 roku we Włoszech. Prowadzi także działalność wychowawczą i misyjną. Polscy misjonarze pracują na Białorusi, Madagaskarze, w Kenii, USA i Włoszech.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska