- Dwa, trzy lata - przepowiada Dariusz Gondek ze świeckiego "Fotusa". - Nie sądzę żeby dłużej mogła funkcjonować fotografia analogowa w takiej formie jak dziś. W ciągu dnia trafia do zakładu kilka rolek. Ich liczba stale spada. Młodzi ludzie zastanawiając się nad kupnem aparatu nawet nie biorą pod uwagę analogu. Niemal wyłącznie korzystają z nich osoby starsze, które z różnych powodów nie przekonały się do nowej technologii. Jest też trzecia, dosyć nowa grupa, ludzi którzy zadowalają się aparatem w komórce.
O tym kiedy imprezę taneczną lub wycieczkę ma któryś z klubów seniora, doskonale wie Łukasz Bojarowski z Foto & Copy Centrum w Świeciu. - Objawia się to zwiększoną sprzedażą filmów, które później znowu trafiają do nas - zauważa Bojarowski. - Odbitki z negatywów stanowią może dwa procent wszystkich jakie wykonujemy. Myślę, że ten stan utrzyma się jeszcze przez najwyżej pięć lat, a później stanie się to, co ze slajdami.
Bojarowski zauważa jeszcze jeden znak czasu. Kiedyś fotografowie doskonale wiedzieli kiedy będą mieć więcej pracy: wakacje, pierwsze dni po świętach, czas pierwszej komunii itp. Po momentach przesilenia sytuacja wracała do normy. - Dziś praktycznie nie odczuwamy tego falowania, bo ludzie przestali przywiązywać wagę do odbitek - stwierdza. - Wystarczą im pliki w komputerze, albo na płycie. Wiąże się z tym jednak pewne niebezpieczeństwo.
Wszystko przepadło
- Pamiętam jak pewna kobieta ubolewała, że komputer syna uległ uszkodzeniu - wspomina Dariusz Gondek. - Nie było jej żal urządzenia, ale zapisanych na twardym dysku zdjęć, które utraciła bezpowrotnie. Od tamtej pory zawsze pamięta o zrobieniu odbitek.
Jeszcze kilka lat temu wydawało się, że tradycyjna fotografia i cyfrowa będą funkcjonowały równolegle. Niewielu przewidywało marginalizację tej pierwszej w takim tempie. - A to dopiero początek kłopotów - twierdzi Arkadiusz Kropidłowski z Foto - Arkadii w Grudziądzu. - Zasadniczym problemem są nie same odobitki, a wywoływanie filmów - podkreśla. - Żeby negatywy były dobrej jakości maszyna powinna być w ruchu. Dzięki temu regeneruje się chemia używana do obróbki. Dziesięć filmów dziennie to minimum. Do którego zakładu tyle trafia? - pyta retorycznie.
- Stanie się to, co już praktykowane jest w niektórych większych miastach - dopowiada Bojarowski. - Jedna "negatywó-wka" obsługująca kilka zakładów. Taka kooperacja to jedyne wyjście. Oczywiście będzie się to wiązało z wydłużonym czasem oczekiwania na zdjęcia, ale ci, którzy nie mają jeszcze cyfrówki pewnie się z tym pogodzą.