- W multimedialnym słowniku szkolnym PWN znalazły się szokujące hasła. (...) Aby wytłumaczyć, co oznacza słowo "macać", autorzy opracowania umieszczają je w zdaniu: "Żołnierze macali miejscowe dziewczyny, to była ich jedyna rozrywka". Słowa "penis" można z kolei użyć w zdaniu: "żona ucięła mu penisa" - przytacza treści słownika dziennik.pl.
Rzeczywiście, można sobie wyobrazić bardziej naukowe objaśnienia wulgarnych słów, którymi posługują się Polacy - wliczając w to zarówno wściekłych kierowców jak i pisarzy, których książki uznaje się za "wybitne dzieła". Słownik podaje na przykład, że zdanie "Wasza gazeta znana jest z tego, że daje dupy władzy" najlepiej oddaje sens sformułowania "dawać dupy" (w sensie: podlizywać się, być uległym).
Ale pedagodzy cytowani przez dziennik.pl i autorzy artykułu zżymają się nie tylko na przykładowe zdania. Zdecydowanie bardziej oburza sam fakt, że w słowniku w ogóle wulgaryzmy się znalazły. - Nauczyciele są w popłochu - pisze portal, a na poparcie tej tezy cytuje między innymi jednego z polonistów w gimnazjum im. Staszica w Warszawie. - To jak gombrowiczowski gwałt przez laptopa. Gdyby na lekcji uczeń zaczął głośno czytać hasła i dopytywać o znaczenie poszczególnych słów i wyrażeń, byłaby to dość absurdalna sytuacja - twierdzi Andrzej Nowak.
Zdecydowanie mniej absurdalne byłoby to, gdyby takie "kłopotliwe" słowa w ogóle nie padły w PWN-owskiej publikacji. - To karygodne i niedopuszczalne. Na dodatek takich związków frazeologicznych na co dzień wcale się przecież nie używa. A wulgaryzmów mamy i tak dużo, więc nie widzę potrzeby, by je jeszcze rozpowszechniać w pomocach naukowych - przekonuje z kolei Henryka Wróblewska, nauczycielka w gimnazjum w Mrozach.
Placówka jest chyba jednak samotną wyspą "nie używania takich związków frazeologicznych". Sami gimnazjaliści słownikiem zszokowani bowiem nie są. - Co prawda nigdy z czymś takim się nie spotkałem, a już na pewno nie w słowniku, ale byłoby to w końcu coś młodzieżowego i nowoczesnego - mówi Jacek Tatur ze społecznego gimnazjum przy ulicy Raszyńskiej w Warszawie. Jego koleżanka o słowniku też mówi raczej bez emocji: - Takie słowa to w końcu dla nas nic nowego - zaznacza.