To raczej niemożliwe, ale tak, jak przed wyborami prezydenckimi, o tym mówi się w środowiskach prawniczych. Zgodnie z ordynacją w komisjach wyborczych muszą zasiadać sędziowie. Jeśli ich zabraknie - wybory nie będą ważne. A takie właśnie groźby padają ze strony Stowarzyszenia Sędziów Polskich "Iustitia", którzy domagają się podwyżki płac.
- To nie do końca tak - mówi sędzia Bartłomiej Przymusiński z SSP. - Nasz protest ma raczej charakter symboliczny. Chcemy zwrócić uwagę na to, że w 1997 roku zarobki sędziów wynosiły 2,7 przeciętnej płacy, dziś tylko dwukrotność. A w wieloletniej perspektywie chcielibyśmy, by nasze uposażenia stanowiły czterokrotność średniej płacy.
Dziś zarobki sędziów wynoszą od 6,3 do 9,5 tys. zł miesięcznie brutto. Czy to nie szantaż wobec władz? - Nie, zapis w konstytucji gwarantuje nam "godne zarobki" - tłumaczy Przymusiński.
Włodzimierz Hilla, sędzia Sądu Okręgowego w Bydgoszczy nie chce komentować tej sprawy - zna ją tylko z mediów. Zaskoczony jest natomiast prof. Marian Filar, prawnik i poseł: - Oceniam negatywnie pomysł "Iustitii". Sędzia ma do spełnienia wyjątkową rolę, nie godzi mu się targować tak niesmacznie.
Sędziowie z Torunia i Włocławka, proszący o anonimowość, myślą podobnie: - To niemądry pomysł. Każdy w Polsce chciałby zarabiać więcej. Wykluczamy możliwość jakiegoś "bojkotu" wyborów.
Czytaj e-wydanie »