MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wzdłuż Nilu

Dariusz Ratajczak
Nil, najdłuższa rzeka świata, już przed tysiącami lat była błogosławieństwem Egiptu. I nic się nie zmieniło.

     Wczesnym rankiem z Hurghady wyjeżdżamy do odległego o prawie 600 kilometrów Asuanu. Na przedmieściach letniska busy i autokary formują konwój, który ruszy w głąb Egiptu pod opieką turystycznej policji. Ubrani na biało, czarnoskórzy policjanci to Nubijczycy. Z poradzieckimi kałasznikowami wyglądają groźnie, ale co chwilę - pokazując zęby białe jak śnieg - przyjaźnie uśmiechają się do turystów. Konwoje wprowadzono po zamachu na turystów, którego w Luksorze dokonali islamscy fundamentaliści. Zginęło kilkadziesiąt osób. Bractwo Muzułmańskie, które było organizatorem zamachu, zostało rozbite, a jego przywódcy siedzą w więzieniach.
     Leniwy czas
     
Pustynia Wschodnia, która z trzech stron okala Hurghadę, w niczym nie przypomina Sahary. Jest górzysta, pełno na niej skał, wypłowiałego piasku i... śmieci, które zostawiają tabuny turystów. Co kilkadziesiąt kilometrów mijamy niewielkie wioski, których mieszkańcy, w niesamowitym skwarze wysiadują przez białymi domkami zbudowanymi z cegieł z mułu. Palą fajkę wodną, piją miętową herbatę lub napar z kwiatów hibiskusa i nigdzie im nie jest spieszno. Na południu Egiptu czas płynie wolniej. Gdzieniegdzie, na niewielkim, ocienionym kawałku ziemi, tuli się do muru osiołek. Rodzina, którą stać na kupno tego zwierzęcia, jest szczęśliwa. Osioł, przynajmniej w Egipcie, wcale nie jest uparty i leniwy. Ciężko pracuje w polu, przewozi ludzi i towary. Gdy rodzinę stać jeszcze na krowę, wtedy może już mówić o zamożności.
     Jazda po egipskich drogach przypomina wyczyny kaskaderów. Nasza scania ma głośny klakson. Samochód, w którym klakson nie działa, Egipcjanie uważają za... zepsuty. Gdy jak wariaci mkniemy przez pustynię i co kilka minut wyprzedzamy "na trzeciego", kierowca z triumfem w oczach trąbi. Choć na drogach i ulicach w Egipcie nie obowiązują żadne zasady ruchu drogowego, to poważnych wypadków jest o wiele mniej niż w Polsce. Większość samochodów to poobijane stare graty, bez okien, klamek, a bywa że i bez drzwi. Mają jednak sprawne klaksony. Kierowcy zaś dbają, by nie zabić siebie i innych.
     Kup krokodyla
     
Do Asuanu docieramy w godzinach popołudniowych. Po wyjściu z autokaru uderza w nas niemiłosierny upał. Jest 45 stopni w cieniu, turystów na ulicach nie widać. Miejscowi dobrze znoszą skwar. Na krzykliwym, barwnym asuańskim suku, tuż przy rzecznym porcie, zakupy robią kobiety, od stóp do głów ubrane na czarno i mężczyźni w białych galabijach. Można tu kupić niemal wszystko, czego dusza zapragnie. Na straganach kuszą egzotyczne owoce kaktusa, które smakują jak mieszanka mandarynek i kiwi, kwiaty hibiskusa, zielone i słodkie do granic przesady banany oraz pomarańcze, kolorowe chusty i galabije, grochowe falafele, lekkie obuwie, papierosy, w tym słynne "Cleopatry", którymi Egipt ratował nas w czasach tytoniowego kryzysu z lat osiemdziesiątych. Wzrok przyciągają przepiękne fajki wodne i sterty pamiątek, w tym "antyków", o których przewodnicy mówią, że są autentyczne, bo mają już przynajmniej trzy dni. Na suku można też kupić... małego krokodyla (20 dolarów), a niekiedy i młodego wielbłąda (800 dolarów).
     Wieczorem wchodzimy na pokład statku M/S Nile Carnivale. Płynąc prawie 300 kilometrów w dół Nilu, spędzimy na nim cztery noce. Z Asuanu do Luksoru kursuje ponad 300 takich okrętów - wielkich, dobrze wyposażonych hoteli. Wszystkie pokoje są klimatyzowane. W każdym łazienka z prysznicem, okno na Nil, wygodne łóżka, lodówka i... telewizor.
     "One dolar, please"
     
Przeciętnego Nubijczyka nie stać na takie wygody. Ogląda je tylko na odległość, z brzegu Nilu. Nic dziwnego, że Egipcjanie uważają za bogacza każdego turystę z Europy. Prawie każdy Egipcjanin oczekuje od Europejczyka bakszyszu. To zwyczaj wywodzący się z islamu i nakazujący miłosierdzie - dzielenie się bogactwem z ubogimi. Po bakszysz wyciągnie więc rękę dorożkarz, policjant, który pokaże nam drogę do hotelu, czy człowiek, który wskaże w świątyni najlepsze miejsce do zrobienia zdjęć. Bakszyszu oczekują też dzieci, które wyczekują na turystów przed sklepikami i jak katarynki powtarzają swoje: hello, one dolar, please.
     Wczesnym rankiem chcemy wyjechać do przygranicznego Abu Simbel, więc rezygnujemy na kilka godzin z luksusu klimatyzacji i szukamy w Asuanie biura, które może nam taki wyjazd zorganizować. W obie strony to prawie 600 kilometrów. Najpierw trafiamy do obskurnej recepcji jednego z miejscowych hotelików. Trudno zrozumieć, kto dał mu trzy gwiazdki. Brudno, stare, rozsypujące się meble. Facet z recepcji obiecuje, że rano przed hotelem będzie stał klimatyzowany bus, który za 40 funtów zawiezie nas do Abu Simbel. To podejrzanie niska cena. Rezygnujemy, gdy okazuje się, że zapłacić trzeba natychmiast. Podobna historia powtarza się w kolejnym hotelu. Łapiemy więc taksę i próbujemy dogadać się z jej właścicielem. Auto jest w takim stanie, że mamy wątpliwości, czy dojedziemy do portu, ale jesteśmy już zdesperowani - chcemy zobaczyć świątynię wybudowaną przez Ramzesa Wielkiego. Kierowca zna chyba tylko jedno angielskie słowo: ok. Co chwilę próbuje skręcać lub zawracać, choć do portu droga prosta. Wreszcie zauważa znajomego. To Ahmed. Okazuje się, że jego brat wozi turystów do Abu Simbel. Po godzinnych targach umawiamy się, że przyjedzie po nas o świcie.
     Poranne modły
     
Niewyspani ruszamy w drogę 8-osobową toyotą. Kierowca kluczy po Asuanie, by zabrać z hoteli grupkę Anglików i Japończyków. Okazuje się, że nie wszyscy w mieście o tej porze śpią. W lokalikach klienci palą sziszę, sfatygowane auta lub osiołki dowożą towar do sklepów, a zmęczeni ludzie leżą po prostu na chodnikach i nielicznych ławkach. Na rogatkach Asuanu okazuje się, że pierwszy konwój już odjechał. Czekamy na następny. Nocna cisza, rozgwieżdżone niebo i nagle niemal równocześnie z kilkudziesięciu minaretów rozlegają się śpiewy muezinów. Wzywają wiernych na poranne modły.
     Z Abu Simbel, które jest położone za zwrotnikiem Raka, do Sudanu jest tylko kilkadziesiąt kilometrów. Tą drogą od wieków wędrowały kupieckie karawany. Tędy też sprowadzano stada sudańskich wielbłądów. Położone nad brzegami jeziora Nasera miasteczko jest ubogie. Jego chluba to przeszłość: dwie monumentalne świątynie sprzed ponad 3 tys. lat. Wybudował je jeden z najpotężniejszych egipskich faraonów, Ramzes II zwany Wielkim. Kto obejrzy jego niedużą, zasuszoną i pokrytą patyną czasu mumię wystawioną w Muzeum Kairskim, nie uwierzy, że ten człowiek był wielkim wodzem i przez pół wieku twardą ręką rządził Egiptem.
     Świadectwem potęgi są cztery 20-metrowe posągi Ramzesa Wielkiego, które zdobią fronton świątyni w Abu Simbel. W jej wnętrzu piękne reliefy opowiadające historie z przeszłości. Czas nie zmył z nich żywych kolorów. Obok świątyni Ramzesa, także w skale znajduje się mała świątynia poświęcona żonie władcy, Nefertari. Żaden inny faraon nie wybudował takiego pomnika ukochanej. W połowie lat 60-tych władze Egiptu rozpoczęły budowę Wielkiej Tamy Asuańskiej. Gdyby kompleksu świątynnego wybudowanego przez Ramzesa Wielkiego nie pocięto na części i nie przeniesiono kilkadziesiąt metrów wyżej, teraz te niezwykłe zabytki byłyby 84 metry pod wodą. O 9.00 wracamy do Asuanu. Za trzy godziny w Abu Simbel temperatura ma przekroczyć 54 stopnie w cieniu!
     Dzieci to emerytura
     
W nocy statek wypływa w dół Nilu. Rano, tuż przed przybyciem do Edfu, możemy przyglądać się fellachom, którzy zbierają trzcinę z pól. Rodzicom zawsze pomagają dzieci. Ich zatrudnianie to poważny problem Egiptu. Dzieci pracują na wsiach i w miastach. Ciężko, od świtu do zmierzchu. Są tragarzami, pucybutami, rolnikami. W Egipcie trzeba mieć liczne potomstwo. Nie ma tu systemu emerytalnego, więc dzieci, gdy dorosną, utrzymują starych rodziców. Tak jest od tysięcy lat.
     Inną egipską tradycją jest targowanie się. Kto się nie targuje, obraża kupca. W każdym porcie, do którego przybiliśmy płynąc do Luksoru, po zejściu na ląd otaczała nas więc grupa obnośnych sprzedawców. Oferują oni głównie turystyczne pamiątki: ponoć autentyczne, choć w rzeczywistości zrobione z liści bananowca, kolorowe papirusy, podrabiany alabaster, statuetki piramidek, sfinksów, krokodyli, których zresztą w egipskim Nilu nie ma od czasów wybudowania Wielkiej Tamy Asuańskiej. Polacy znani są egipskim kupcom z żyłki do targowania. Rosjanie zaś - jak twierdzą Egipcjanie - kupują wszystko jak leci, po bajońskich cenach. A cena zawsze jest zawyżona, bywa że nawet o 70 procent. Gdy więc kupiec zaoferuje np. fajkę wodną za 150 funtów, tak naprawdę jest ona warta 50.
     Klątwa faraona
     
Na statku czas płynie powoli, niemal tak jak błękitne wody Nilu, po którym suną niewielkie łodzie z białymi żaglami - feluki. Przez kolejne dni zwiedzamy to, co świadczy o czasach świetności Egiptu. W Kom - Ombo grecko - rzymską świątynię boga Nilu - Sobka, później zabytki Edfu i największą egipską świątynię w Karnaku. Zajmuje sto akrów - wystarczyłoby na wybudowanie 10 dużych europejskich katedr.
     Niezwykłe wrażenie na wszystkich turystach robi luksorska Dolina Królów. Ukryta jest pośród spalonych słońcem tebańskich gór. Tu pochowano wielu faraonów, w tym Tutanchamona. Jego niewielki grobowiec odkrył w 1922 r. amerykański archeolog, Howard Carter. Odkrycie przeszło do historii, bowiem był to chyba jedyny grobowiec, który nie został splądrowany. Carter trafił więc na prawdziwe kapiące złotem skarby, których wydobycie zajęło 10 lat. Dziś cenne ozdoby, w tym złotą maskę Tutanchamona, podziwiać można w jednej z sal Muzeum Kairskiego.
     Z grobowcem odkrytym przez Cartera wiąże się legenda mówiąca o "zemście faraona". Już w latach 20-tych ub. wieku krążyła plotka, że każdy kto wejdzie do grobowca zostanie przeklęty. Carterowi w pracach archeologicznych pomagał angielski lord Carnarvon. Kilka miesięcy po odkryciu grobu Tutanchamona ukąsił go moskit. Doszło do infekcji i 57-letni lord zmarł. Potem umarło jeszcze kilkanaście osób z ekspedycji. Być może przyczyną ich zgonu były nieznane bakterie, które przetrwały w grobowcu tysiące lat? Tej tajemnicy starożytnego Egiptu nikt nie potrafi wyjaśnić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska