A oto treść listu:
"W przeciągu kilu lat, po raz drugi trafiłem w podwoje wielkiego gmachu Szpitala Wielospecjalistycznego im L. Błażka w Inowrocławiu.
Zostałem przyjęty na badania i leczenie. Wcześniej byłem leczony w czterech oddziałach. Z tych spotkań wyniosłem wielce korzystne i ugruntowane przeświadczenie o bardzo dobrze realizowanej przez nasz szpital misji niesienia pomocy medycznej mieszkańcom miasta i okolicy. Personel pracuje na pełnych obrotach. Spośród wydziałów, z którymi się zetknąłem, za organizację pracy, skuteczność i tempo świadczonych usług wyróżniłbym: okulistykę, szpitalny oddział ratunkowy i oczywiście paliatykę. W tej kolejności. Cały personel naszego szpitala jest u mnie w wielkim poważaniu.
Ale nie o szpitalu będzie tu mowa. Szpital to odrębny temat na mocniejsze pióro. Mowa będzie o jednym tylko, ale jakże ważnym oddziale. Nazywa się Oddział Opieki Paliatywnej.
Pod koniec pierwszej dekady marca br. w związku z silnymi bólami brzucha zostałem przyjęty do szpitalnego oddziału ratunkowego. Z miejsca rozpoczęły się intensywne badania na całej maszynerii technicznej, jaką szpital dysponuje. Trwały do późnych godzin nocnych. Następnie po dodatkowych konsultacjach wyjaśniono mi z czym przybyłem. Dostałem jak obuchem w głowę. Rak płuc z przerzutami! Tę hiobową wieść zakomunikował mi jako pierwszy kierownik SOR. I zrobił to z klasą. Ale myliłby się ktoś, kto by sądził, że od tego momentu powinienem być gruntownie załamany i w ponurym nastroju. Do życia podchodzę optymistycznie i jak mnie spotka coś złego, to tłumaczę sobie, że mogło być gorzej.
Co było dalej? Z SOR-u przeniesiony zostałem na Oddział Wewnętrzny. Nie upłynęło wiele czasu i na drugi dzień znalazłem się tam, gdzie w tej sytuacji znaleźć się powinienem - pod skrzydłami wielce troskliwej, milej i sympatycznej pani Małgorzaty Pawlak - lekarza medycyny paliatywnej i chorób wewnętrznych, koordynator tego oddziału. Przejście z innego oddziału na paliatykę, to jak przejście starego grzesznika z czyśćca do raju. Tu jest znacznie mniej ruchu, a więcej spokoju. Personel oddziału uczynny i sympatyczny. No i ten komfort. Salonik z telewizorem, wygodne fotele i kanapa, regał z książkami.
Teraz jeszcze ta dziwna nazwa - opieka paliatywna. Oczywiście angielszczyzna. Oznacza - łagodzący, uśmierzający. Tu się nie liczy na wyleczenie. Jedynie zapobiega się skutkom choroby nieuleczalnej. Oddział liczy 25 łóżek. Ogromne wsparcie dla lekarzy zapewnia oczywiście personel pielęgniarski i pomocniczy: pielęgniarek - 12, pomoc medyczna - 6.
Kierownictwo oddziału:
- koordynator lek. med. Małgorzata Pawlak,
- starszy asystent lek med. Wanda Flenz-Drzewiecka,
- pielęgniarka oddziałowa mgr Anna Niemeczek,
- zastępca pielęgniarki oddziałowej Bożena Kalbarczyk,
- sekretarka medyczna Małgorzata Barczykowska-Harędzka.
Jestem pogodzony i spokojny, nawet ze szczyptą humoru, że ta przygoda zwana życiem tak dla mnie się kończy. Jak się ma tak zaawansowany wiek (90+), to cóż można więcej chcieć. Żałuję tylko, że sam nie wpadłem na to, aby naciskać na dodatkowe badania. Być może darowano by mi jeszcze kilka lat życia. Albo i nie, bo coś innego by się mnie przywlekło. Pewne symptomy już były.
A jak samopoczucie piszącego te słowa? Z małżonką przeżyliśmy już ponad 50 lat życia. Nie było nigdy mowy o separacji, czy rozłące. Większość danego mi czasu przepracowałem bez zwolnień lekarskich. Podwładni i współpracownicy wspominają mnie dobrze. Wspominamy żartami jak to było za tzw. komuny.
Życie mam już za sobą. Zostało spełnione. Teraz mogę tylko zameldować, tym razem już tylko temu Najwyższemu: panie prezesie, zadanie zostało wykonane.
Marzy mi się, aby nasze władze idąc z postępem zalegalizowały eutanazję. Żeby nie bały się jakiejś wydumanej klauzuli. Aby człowiek mógł umierać godnie, na własnych warunkach, z pomocą opiekli paliatywnej.
Szanowni czytelnicy: nie starajmy się o to, ale nie bójmy się paliatyki. To miejsce też jest dla ludzi."
kmdr ppor. rez. Włodzimierz Jachim
