Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

XVII Bydgoski Festiwal Operowy: Żydówka oczami Niemca. Pyszne głosy przed żaluzją!

Marek K. Jankowiak
fot. sxc.hu
- Wiedziałem, że to może być dobre przedstawienie, ale nie myślałem, że aż tak - tak właśnie powiedział w przerwie opery " Żydówka" Włodzimierz Nawotka, były dyrektor Opery Bałtyckiej , który jest gościem niemal każdego Bydgoskiego Festiwalu Operowego od wielu już lat. - A przez chwilę w ogóle mieliśmy wątpliwości czy przyjechać, bo deszcz lał, gdy wyjeżdżaliśmy z Gdańska - dodała jego żona. - Ale naprawdę warto było.

I potwierdziła to chyba festiwalowa publiczność, bo choć spektakl przywieziony do Bydgoszczy przez Litewski Narodowy Teatr Opery i Baletu z Wilna trwał niemal trzy i pół godziny, to po zakończeniu wcale nie miała ochoty opuszczać gmachu Opery Nova nad Brdą, długo nagradzając artystów brawami. Co ciekawe - te ponad trzy godziny na scenie tak zostały "zaprogramowane" przez reżysera i scenografa w jednej osobie, Niemca Guntera Kramera, że nie było czasu na nudę. Akcja rozwijała się dynamicznie, a przerwa była tylko jedna. Gdy o scenografii mowa - nie należała do bogatych. Ale miała w sobie pomysł - żaluzje zamiast drzwi, okien i kurtyny, a do tego kilka krzeseł, trochę stołków i w jednym akcie - duży stół podczas wieczerzy. Resztę świetnie wypełniły światła.
"Żydówka" - to nie opera żydowska, a francuska. Ale o konflikcie, jaki przynieść może wiara w dwóch różnych Bogów, w tym także w tego żydowskiego. Powinniśmy rozsunąć ramiona i przygarnąć zbłąkana owieczkę - tak mówi teoria. Ale gdy w praktyce owa owieczka zakocha się nie w tym młodym człowieku co trzeba (bo jest na przykład chrześcijaninem), to może zostać skazana na śmierć. I tak jest w tej operze właśnie. Tyle, że wokół tej miłości potem wszystko się bardzo gmatwa. I kończy się tak dramatycznie, że własnej córki uratowanej niegdyś przez Żyda z pożaru, teraz jako wpływowy kardynał nie jest w stanie uchronić przed śmiercią… Zresztą o tym, że to córka właśnie dowiaduje się dopiero wtedy, gdy ta - według libretta - żywcem wrzucana jest do kotła, bo chrztu przyjąć nie chce i woli pozostać Żydówką.
Zwarte tempo, czytelny przekaz treści, rewelacyjne partie chóralne, ale przede wszystkim znakomite głosy solowe - oto źródło sukcesu litewskiego przedstawienia podczas środowego wieczoru Na BFO. Doprawdy rzadko się zdarza, żeby wśród pięciu ról pierwszoplanowych nie było słabszego głosu. To był porywający "pojedynek". Wśród kobiet - nie umiem powiedzieć, czy bardziej podobała mi się Regina Silinskaite w roli księżniczki Eudoksji czy jednak Joana Gedmintaite - w roli Racheli. Obie naprawdę znakomite! A wśród głosów męskich - na pewno na pierwszym planie Vladimiras Prudnikovas jako kardynał Brogny. Mocny, czysty bas, z takich "rzucających na kolana". Ale wcale nie chcieli mu ustąpić pola na scenie John Uhlenhopp jako Żyd Eleazar (przejmująca aria, w której rozlicza się z życiem i swoja miłością do Racheli) oraz Edmundas Seilius - w roli podszywającego się za Żyda Samuela, a w rzeczywistości księcia Leopolda. Dawno już tylu znakomitych głosów w jednym spektaklu, w bydgoskiej Operze Nova, nie było. Momentami zresztą świetnie dodatkowo je kreowała orkiestra, którą dyrygował Martynas Staskus.
BFO zbliża się do końca. Pozostała nam już tylko jedna festiwalowa atrakcja, jaką bez wątpienia będzie występ zespołu baletowego Danza Contemporanea de Cuba. Wielki finał BFO w niedzielę 9 maja, o godz. 19.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska