Dla Wiesława Borowskiego, gospodarza z Kretek Dużych Unia Europejska ze swoimi normami, limitami - budziła obawy, dopłatami mocno nęciła. Pierwszy rok był bardzo korzystny - dopłaty, dobre ceny skupu, ale także wydatki na dostosowanie gospodarstwa do wymogów unijnych.
Płytki w oborze, dojarka przewodowa, schładzalnik samomyjący do przechowywania mleka, większe stado krów mlecznych - także sprzedaż wielu litrów mleka. To były plusy.
W ubiegłym roku poznał drugie, gorzkie oblicze unijnych norm - kara finansowa za nadprodukcję mleka. To kubeł zimnej wody i otrzeźwienie, że jednak trzeba trzymać się unijnych wskaźników.
- Zbyt dużo wysiłku i pieniędzy włożyłem żeby zrezygnować - mówi gospodarz.
Dziś wraz z żoną Anną, córką Izą (lat 22) i synem Andrzejem (lat 17) mają czterdzieści hektarów ziemi, ponad dwadzieścia krów mlecznych, ciągniki, maszyny i sto ukochanych gołębi pocztowych.
Tak jak ojciec jemu, tak on swoim dzieciom nie wybierał szkoły. Jednak najmłodszy Andrzej będzie kontynuował tradycje rodzinne - wybrał szkołę rolniczą.
Roboty w polu i przy inwentarzu dużo, a czas trzeba znaleźć także na pracę w zarządzie powiatu i sprawowanie funkcji radnego (już trzecią kadencję). Funkcja prezesa sekcji Polskiego Związku Hodowców Gołębi Pocztowych też zobowiązuje. O miłości do gołębi świadczy rząd pucharów stojących na honorowym miejscu.
- Niestety, nie wszystko zrobią same maszyny. Przy żniwach pracuje cała rodzina, a i pomoc sąsiadów też się przydaje - dodaje Borowski.
O zielonym gołębniku, stojącym w obejściu i sukcesach jego mieszkańców wysłuchamy opowieści innym razem - bo to długa historia.