Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z Kowala dookoła świata

Renata Kudeł
Mariusz i Maryam poznali się w łódzkim akademiku, zwanym "Wieżą Babel". Opuścili Łódź na rzecz malezyjskiej wyspy Langkawi. Z okien ich wynajętego locum widać turkusowe morze, oblewające plaże z najbielszym piaskiem na świecie. To będzie ich baza wypadowa podróży, której trasa opasuje kulę ziemską. "Pomorska" będzie im w niej towarzyszyć.

Nie wiadomo kiedy "to" zaczęło w nim kiełkować i dojrzewać. Czy już w więsławickiej podstawówce czy później, we włocławskim liceum? Podróżnicze pasje zaczął realizować studiując w Łodzi. Robił to na tyle skutecznie, że zwiedził prawie pięćdziesiąt krajów i kilka kontynentów. Średnio osiem razy do roku wyjeżdżał za granicę. Mariusz jest z wykształcenia ekonomistą. Studiował w Uniwersytecie Łódzkim. - Gdyby nie wyjazdy zagraniczne i konsultacje z naukowcami: Marią Toivonen z Helsinek i Carstenem Dreherem z Niemiec nie napisałbym mojej pracy magisterskiej - twierdzi.

Praca zatytułowana "Foresight* regionalny jako narzędzie budowy strategii rozwoju województwa łódzkiego" otrzymała nagrodę marszałka i tytuł najlepszej w dziedzinie ekonomii. Zachęcony tym sukcesem miał zamiar zostać w uczelni i kontynuować karierę naukową, obronić doktorat... Poza tym każdy moment, każdą okoliczność wykorzystywał, by spełniać swoje marzenia o podróżach.

Nawet w imię miłości

Okazało się, że ja, chłopak ze skromnego domu w Więsławicach pod Kowalem mogę urzeczywistnić to, o czym kiedyś marzyłem niemal w nierealnych kategoriach. - Cud się wydarzył! - mówi o swoim życiu Mariusz. Jego podróże miały charakter naukowy - na przykład w ramach programu Socrates - jak i typowo poznawczy. Jego kontynuacją był program Erasmus Teaching Staff Mobility, przeznaczony dla doktorantów i młodych naukowców, dzięki któremu wyjechał do Turcji i Danii uczyć studentów.

Pozostawały jeszcze granty Komitetu Badań Naukowych. Jak podpowiada Mariusz, warto też korzystać z programów stypendialnych, oferowanych przez fundacje, stowarzyszenia. To tyle o życiu zawodowym i pasjach. Pewnego dnia w życiu prywatnym też zaczęło być cudnie. Piękniej niż kiedykolwiek.
W Łodzi mieszkał w słynnej "Wieży Babel" - Międzynarodowym Domu Studenta. Pokój Maryam, która przyjechała do Polski z Teheranu by studiować farmację, był naprzeciwko jego lokum. I tak to się zaczęło. Był rok 2008. - Kilka tygodni od pierwszego spotkania nadszedł sprawdzian naszych uczuć - wspomina Mariusz. - To był zaplanowany od dawna mój dwuipółmiesięczny wyjazd naukowy do Australii. Nie mogłem z niego zrezygnować nawet w imię miłości...

Czas rozłąki był dla nich niezwykle trudny. Stanowił wyzwanie pod każdym względem - 77 dni bez siebie! Czy uczucie przetrwa? Nie wygaśnie? Pierwszy dotyk dłoni na lotnisku w Warszawie po powrocie Mariusza z antypodów utwierdził ich w przekonaniu, że są sobie pisani. W tym roku pobrali się. Na obrączkach wygrawerowali napis: "Warto było czekać...". W domu, w Więsławicach Maryam przyjęto z otwartym sercem. Mariusz przyjął nazwisko żony - Soltanifar. Od maja Maryam i Mariusz są w Azji, na drugim końcu świata.

Daleko od rodzinnych Kujaw Mariusza. Decyzja o wyjeździe z Łodzi, gdzie oboje studiowali, nie była najłatwiejsza. - Nie miałem zamiaru opuszczać Polski, jestem patriotą. Ale coraz bardziej odczuwałem, że na mojej uczelni nie będę mógł rozwinąć skrzydeł - mówi Mariusz. - Pomyślałem, żeby szukać szans poza granicami Polski. Na jego ofertę odpisało kilka uniwersytetów, w tym z Malezji. Egzotyka zawsze go pociągała, więc decyzja nie była trudna.
Samolot spadał jak kamień

Pokonanie odległości ponad 10 tysięcy kilometrów, uwzględniając zmiany stref czasowych i czas przesiadek na lotniskach, zajęło im jeden dzień. - Warszawę opuszczaliśmy w blasku rozgrzanego słońcem nieba, 30 czerwca 2009 roku. Po godzinie i piętnastu minutach lotu wylądowaliśmy na lotnisku w Amsterdamie. Mieliśmy dokładnie pięćdziesiąt minut wolnego czasu, by przesiąść się do samolotu rejsowego do Kuala Lumpur. Preferowane przez nas linie lotnicze KLM, zatroszczyły się o bezpieczeństwo, relaks i posiłki. Nie do końca była to jednak bezstresowa podróż, bo w pewnym momencie pojawiły się mocne turbulencje. Trudno zapomnieć dramatyczne wezwanie jednej ze stewardes do zapięcia pasów, wygaszenie świateł i porażające wrażenie, że spadamy w dół... Lądowanie na lotnisku w Kuala Lumpur odbyło się bez przeszkód.

Maryam i Mariusz zamieszkali początkowo w Kangar, pięcio-tysiecznym miasteczku w Perlis, najmniejszym stanie Malezji. To tutaj mieści się University Malaysia Perlis, z którym Mariusz podpisał kontrakt jako visiting teacher. - Sądziliśmy, że będzie to nasz przystanek na najbliszy rok - mówi. - A miejsce wydawało się spokojne, przyjazne. Wszędzie wokół rozpościerały się pola ryżowe, tworząc naturalnie piękny pejzaż. Zyskaliśmy tu towarzystwo, od którego nie sposób się uwolnić. W sklepie, w restauracji, na spacerze, w domu widzieliśmy małe cziczas - malajskie jaszczurki.

To nie jedyna niespodzianka, na jaką trzeba się nastawić w Malezji. I tak spacerując ulicą - bo o chodnikach nie pomyślał tu żaden architekt (no, może w stolicy!) można napotkać węża lub ogromne jaszczurki, które w Polsce obserwuje się tylko w ogrodach zoologicznych. Maryam doznała szoku widząc w studzience kanalizacyjnej ogromnego gada, który spokojnie wylegiwał się na jej dnie. Kratka, chroniąca kanał była popsuta, więc można go było oglądać w całej okazałości.

W Azji wiekowa tradycja i kultura współistnieją z nowoczesnością. Dużo tu bogato zdobionych świątyń, sąsiadujących z luksusowymi hotelami. - Nowoczesne budowle powstają obok klasycznych meczetów. Jeden z nich stoi blisko naszego miejsca zamieszkania. Kiedy wstaje nowy dzień, słyszymy więc radosne i dobitne nawoływanie do modlitwy, kilka minut po piątej. W zasadzie w Malezji zegarek nie jest potrzebny. Czas wyznaczają kolejne pory modlitwy. Od wschodu do zachodu słońca, regularnie, z impetem. Pięć razy dziennie - opowiada Mariusz.

- Nawet taksówkarz zatrzymuje auto na dźwięk poruszającego śpiewu muezina i pyta, czy nie mamy nic przeciwko, jeśli przez moment się pomodli...

Uśmiech nieustająco gości na twarzach Malajów. I to musi wystarczyć. Za nieustannymi pozdrowieniami, skinieniami głowy nie kryje się bynajmniej chęć pomocy. Telefony, SMS-y, emaile pozostają bez odpowiedzi. - Niektóre sytuacje zaskakują jednak pozytywnie - twierdzi Mariusz. Restauracje mają bezprzewodowy internet, w wielu z nich standard obsługi jest na wysokim poziomie. Zwłaszcza w tych, w których ulokowano zagraniczny kapitał.

Danie wyłowione z akwarium

Piasek pokrywający plaże azjatyckich wysp należy do najbielszych na świecie. Idealnie komponuje się z krystalicznie czystymi wodami mieniącymi się wszystkimi odcieniami błękitu. Nawet niebo ma wyjątkowy koloryt. Przekonujemy się o tym na Langkawi, największej malezyjskiej wyspie, leżącej tuż przy granicy z Tajlandią, na zachodnim wybrzeżu Półwyspu Malajskiego.

Przemieszczamy się z Kangar do Kuala Perlis, korzystając z usług jedynej w regionie rządowej taksówki. Pan No jest niezwykle sympatycznym człowiekiem, rozmownym i jako jeden z nielicznych dobrze mówi po angielsku.

Langkawi jest ulubionym miejscem spędzania wolnego czasu przez tubylców.

Rozległy kompleks "Geopark" przyciąga tłumy turystów. Wyspa jest dobrze promowana i ma doskonale rozwinięte połączenia morskie i lotnicze. Wszystko dzięki strategicznej polityce rządu malezyjskiego, silnie promującego Langkawi, wyspę, z której pochodzi były premier kraju - Mahathir Mohamad.

Widać koneksje, inaczej nazywane kapitałem relacji, są ważne również w tej części świata. Dzięki dwudziestoletniemu sprawowaniu władzy premiera Mohamada na wyspie wypracowano europejskie standardy. Premier uważany jest za ojca gospodarczego sukcesu kraju.

- Zauroczeni wyspą podejmujemy decyzję o zmianie miejsca zamieszkania. Małe malezyjskie miasteczko zamieniamy na typowo turystyczny kurort - największe miasto Langkawi - Kuah, stanowiące centrum wyspy. Tutaj znajduje się port. Wynajmujemy apartament na dziesiątym piętrze ze wspaniałym widokiem na ocean - opowiada Mariusz Soltanifar. - Wyspa kusi nas atrakcjami: jedną z niezapomnianych jest przejażdżka kolejką linową, dzięki której miejsce można podziwiać z lotu ptaka. "Podwodny świat" pełen jest morskich stworów, niezapomniane wrażenie wynosi się z "Farmy Krododyli", gdzie - w przeliczeniu na złotówki - za jedyne 10 zł można obejrzeć show w ich wykonaniu.

Kuchnia malezyjska kipi od ostrych smaków, przypraw i zapachów. Większość restauracji serwuje frutti di mare. Przed wieloma restauracjami wystawione są często wielkie akwaria. Pływają w nich i spacerują przyszłe dania: kraby, homary, krewetki, ostrygi, małże ryby i... inne owoce morza. Wystarczy, że zgłodniały klient wskaże palcem przysmak, na jaki ma ochotę i ten zaraz zostaje wyłowiony. Po kilku minutach trafia na talerz.

Gdyby któryś z czytelników "Gazety Pomorskiej" był na Langkawi, z czystym sumieniem polecamy restaurację "Barn Thai", leżącą przy drodze z miasta Kuah na północ wyspy. W menu znajdziemy przepyszne tajskie specjały, a dodatkowo rozkoszujemy się pięknymi krajobrazami. Miejsce leży bowiem głęboko w dżungli, do restauracji prowadzi ponad pięćsetmetrowy drewniany pomost.

Raj na ziemi... inspiruje

*

Angielskie słowo foresight tłumaczone jest często na język polski jako "przewidywanie". Proces foresight można rozumieć jako systematyczne patrzenie w przyszłość.

Położenie kraju w strefie podzwrotnikowej powoduje, że zarówno wschód jak i zachód słońca trwają bardzo krótko. Około godziny siódmej rano robi się gwałtownie jasno, po dwunastu godzinach równie szybko zapada zmrok. - Duża, ponadosiemdziesięcioprocentowa wilgotność sprawia, iż cały czas nosimy wilgotne ubrania. To jednak bardzo pomaga w upalne dni, ochładza - mówi Mariusz.
Malezja z jej soczystością barw, bogactwem roślinności i zwierząt oraz pięknem krajobrazów, może być rajem dla podróżników. Ale może też zachęcać do tego, by poznawać inne miejsca na kuli ziemskiej. Właśnie tutaj, w wynajętym mieszkaniu z widokiem na ocean, zapadła ważna dla nich decyzja: okrążamy świat!

Dla Mariusza będzie to kolejna wyprawa, Maryam debiutuje jako podróżniczka. - Ponieważ postanowiliśmy normalnie studiować i pracować, bez względu na miejsce pobytu, trasa będzie przebiegać etapami, począwszy od 2009 r. z skończywszy w roku 2014 - mówi Mariusz. I będą stanowiły miejsca kolejnych eskapad.

Ich podróż będzie pełna przeżyć i zdjęć, którymi podzielą się z Czytelnikami "Gazety Pomorskiej". Będziemy prezentować kolejne etapy wyprawy na naszych łamach. - Ponieważ połączyła nas ciekawość świata, chcielibyśmy również pokazać go innym, przekonać, że warto zwiedzać, stawiać sobie ambitne wyzwania a przede wszystkim dążyć do realizacji marzeń - deklaruje Mariusz. - Chcemy, aby ta podróż była wyprawą nie tylko w nieodkryte zakątki świata, ale również we wnętrze innych ludzi i nasze własne.

Dzięki rocznemu kontraktowi Malezja będzie dla Maryam i Mariusza bazą wypadową do wielu krajów Azji Południowo-Wschodniej: Tajlandii, Laosu, Birmy, Kambodży, Wietnamu, Singapuru, Brunei oraz Filipin. Na mapie podróży są też Indie oraz Japonia. Poźniej przyjdzie czas na Australię, gdzie Maryam rozpocznie trzyletnie studia, a Mariusz będzie pracował na uniwersytecie. Podobnie ma być w Nowej Zelandii. To miejsce stanie się bazą wypadową kolejnych wypraw.

W Afryce zwiedzą: Etipię, Kenię, Tanzanię, Mozambik, RPA oraz zachodnie wybrzeże: Namibię, Kongo i Gwineę. Następnie będzie Ameryka Południowa: Kolumbia, Ekwador, Peru, Chile, Argentyna, Paragwaj, Urugwaj i Brazylia. Potem: USA, Meksyk, Kanada. Oboje czekają na e-maile od Czytelników: mariusz.soltanifar@ hotmail.com i obiecują, że podzielą się wrażeniami z podróży dookoła świata z Czytelnikami "Gazety Pomorskiej".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska