- Od ponad dwudziestu ośmiu lat pełni pan funkcję gospodarza gminy nowomiejskiej. Niektórzy pańscy koledzy zdążyli zostać burmistrzami, starostami, a pan trwa taki szmat czasu w jednym miejscu. jak to się robi?
- Odpowiedź jest pewnie banalna: należy słuchać co ludzie mówią i być blisko nich. Tylko taki układ obowiązuje, żaden inny. Jak to się robi? Po prostu, trzeba realizować pomysły lokalnych środowisk, rad sołeckich, podejmować decyzje w ich imieniu. Mnie to się udaje, bo pochodzę ze wsi, wiem jak z ludźmi rozmawiać.
- Łatwiej było panu rządzić z pozycji naczelnika gminy czy wójta?
- Jestem przekonany, że ostatnich kilkanaście lat samorządu pokazały dobitnie wyższość tego sposobu zarządzania nad dyrektywami. Choćby w podejmowaniu decyzji inwestycyjnych. W całej gminie nowomiejskiej mamy wodociągi, w czternastu sołectwach są chodniki, w każdej wsi jest świetlica, ośrodek kultury. Rozbudowaliśmy szkoły w Skarlinie, Tylicach, nowa powstała w Jamielniku, w Bratianie budujemy gimnazjum. Tylko w tym roku czterdzieści trzy procent budżetu przeznaczamy na inwestycje, zaczynając kanalizację gminy, budowę oczyszczalni ścieków.
- Jakie są marzenia wójta z tak wielkim doświadczeniem?
- Twardo chodzę po ziemi. Dlatego wiem, że wraz z lokalną społecznością podejmujemy plany realne. Skończyłem pięćdziesiąt osiem lat, ale energii nie brakuje. Marzę o jeszcze jednej kadencji, żeby regaty windsurfingowe na jeziorze Skarlińskim promowały nasz region, żeby młodzież dobrze wspominała mnie i moich rówieśników.
