- Pani rzeźby stają się coraz słynniejsze. Co nowego u pierwszej kobiety, która zdobyła nagrodę w konkursie Civitas Christiana w Chojnicach?
- Faktycznie, gdy moja praca zdobyła pierwszą nagrodę w konkursie na rzeźbę sakralną, to dobitnie podkreślono, że kobiecie zdarzyło się to pierwszy raz. Chyba nie był to przypadek, skoro w ogólnopolskim konkursie na szopkę bożonarodzeniową w Tarnowskich Górach też zajęłam pierwsze miejsce. Szopka - taka płaskorzeźba z figurkami aniołów, pasterzy i Świętej Rodziny - też była z gliny.
- To znaczy, że 2006 rok był dla pani dobry?
- Mało powiedziane. To był wspaniały rok. Dużo się działo. Bardzo się cieszę nie tylko z nagród, ale przede wszystkim z pracy. Po wielu latach zajmowania się domem i dziećmi jestem instruktorką w pracowni ceramicznej. Gospodarstwo daje sobie radę beze mnie, a i dzieci już usamodzielnione. Robię to, co kocham.
- Hobby stało się pracą. Jak to możliwe?
- Faktycznie dawno, dawno temu pracowałam jako zootechniczka, potem byłam rolniczką, ale jak zaczęłam z gliną, to skończyłam kurs ceramiczny na Kaszubskim Uniwersytecie Ludowym. Teraz robię jeszcze pedagogiczny.
- I jak w sępoleńskiej pracowni ceramicznej?
- Cztery dni w tygodniu prowadzę zajęcia. Jeżdżę z Tucholi do Sępólna swoim maluszkiem i póki nie ma śniegu, jest dobrze. Nie mam czasu rzeźbić swoich bab. Chcę się dostosować do Sępólna. W tej pracowni rzeźby raczej nie powstawały, więc ja też robię garnki. To też ciekawe.