Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zabójstwo szefa PZU w Bydgoszczy. Świadek koronny upozorował śmierć, a potem umarł naprawdę

Maciej Czerniak
Maciej Czerniak
W sądzie w Bydgoszczy Dariusz S. wycofał się z zeznań, które złożył wcześniej jako objęty programem ochrony świadków.
W sądzie w Bydgoszczy Dariusz S. wycofał się z zeznań, które złożył wcześniej jako objęty programem ochrony świadków. Andrzej Muszyński/Archiwum
Kiedy przed niemal trzema laty w sądzie podano informację o śmierci Dariusza S., adwokaci kręcili głowami z niedowierzaniem. Teraz prawda okazała się jeszcze bardziej zaskakująca. A już w lutym w sprawie apelacji dotyczącej procesu wypowie się gdański sąd.

Zobacz wideo:

- Trudno sobie wyobrazić, jak to możliwe, by człowiek pozostający pod bezustanną kontrolą Zarządu Ochrony Świadka Koronnego mógł ot tak sfingować własną śmierć - mówi jeden z adwokatów w przeszłości występujących w sprawie zabójstwa Piotra Karpowicza z 1999 roku.

To komentarz do ostatnich rewelacji w sprawie, które na początku stycznia przedstawiła Gazeta Wyborcza. Według tych informacji takiej próby podjął się Dariusz S., ps. Szramka. Ostatecznie sprawa wyszła na jaw, ale już po jego... faktycznej śmierci.

- Potwierdzam, że to prawda - to z kolei opinia bydgoskiego prokuratora będącego "blisko" sądowego postępowania dotyczącego bodaj najgłośniejszego bydgoskiego zabójstwa. - Faktem jest, że doszło to takiej, można powiedzieć mającej sensacyjny charakter sytuacji. S. zmarł w 2021 roku, po tym, kiedy usiłował sfingować własną śmierć. Ubezpieczył się wysoko, a pieniądze po jego (wykreowanej) śmierci próbowała podjąć żona.

To Cię może też zainteresować

Hanna L. zresztą odbywa właśnie karę w więzieniu. To, jak nieoficjalnie przyznają prokuratorzy, konsekwencja innych biznesów, prowadzonych przez jej męża. Jeszcze z czasów, kiedy - mając status świadka koronnego - rozkręcał w Trójmieście interesy za pośrednictwem firmy impresaryjnej organizując, m.in. koncerty. Jeden z kontrahentów wystąpił wtedy z roszczeniami dotyczącymi rozliczeń finansowych.

Dariusz S. był "koronnym" w procesie dotyczącym zabójstwa dyrektora Centrum Likwidacji Szkód i Oceny Ryzyka w PZU w Bydgoszczy. Ostatni wyrok w tej sprawie zapadł w 2019 roku. Sąd uniewinnił oskarżonych. Już miesiące przed wydaniem tego wyroku "Szramka" uchylał się od składania zeznań, nie stawiał się na rozprawach. Sąd wydał nakaz jego aresztowania i doprowadzenia na rozprawę. S. był poszukiwany przez policję, o miejscu jego przebywania nie wiedział Zarząd Programu Ochrony Świadka Koronnego, ani CBŚP.

5 kwietnia 2019 roku miał być ponownie doprowadzony do sądu. Był ostatnim ze świadków, którzy mieli składać zeznania w procesie. Wcześniej usprawiedliwiając swoje nieobecności w sądzie, kontaktując się telefonicznie twierdził, że leczy się z choroby nowotworowej. Ku zdziwieniu obecnych na rozprawie notatkę z rozmowy telefonicznej z funkcjonariuszem policji przyniósł na salę rozpraw sekretarz sądowy. Odczytała ją sędzia Anna Warakomska.

Pomógł oskarżyć i wycofał zeznania

Proces w sprawie śmierci Karpowicza, który został zastrzelony w styczniu 1999 roku na parkingu bydgoskiego PZU przy ulicy Wojska Polskiego, rozpoczął się w 2004 roku. Akt oskarżenia do sądu skierowała Prokuratura Apelacyjna w Lublinie. Na ławie oskarżonych Sądu Okręgowego w Bydgoszczy zasiadł Tomasz G., niegdyś właściciel autoryzowanej stacji obsługi Mercedesa w Brzozie pod Bydgoszczą. Razem z nim oskarżeni zostali: skazany za kierowanie grupą przestępczą Henryk M. uchodzący za lokalnego mafioso o pseudonimie „Lewatywa” oraz trzej jego ludzie: Adam S. „Smoła”, Tomasz Z. i Krzysztof B.

W oskarżeniu pomogli świadkowie anonimowi, a później zeznania obciążające grupę „Lewatywy” i Gąsiorka złożył też „Szramka".

Karpowicz miał w opinii prokuratury udaremnić gigantyczne oszustwo, do którego spółkę mieli wcześniej zawiązać Tomasz G. i „Lewatywa”. Chodziło o sprowadzenie z USA wartej miliony maszyny do zgniatania karoserii. Maszyna miała zostać skradziona podczas transportu, na trasie Gdańsk-Sławęcinek. Według zeznań koronnego Dariusza S. „Szramki” wynajęci przez „reżyserów” tego przekrętu Litwini mieli próbować wymusić na dyrektorze Karpowiczu wypłatę odszkodowania. „Szramka” wycofał te zeznania w 2013 roku, w drugim roku trwania drugiego już procesu o śmierć dyrektora. Twierdził, że prokuratura wymuszała na nim składanie nieprawdziwych informacji do protokołu.

- Prokurator bazował na mojej fenomenalnej pamięci - zeznawał w sądzie "Szramka", niegdyś bliski współpracownik Henryka L. - Pytał mnie o różne rzeczy, na przykład o spotkania z moją adwokat. Później musiałem to zeznać dodając kilka szczegółów. On z tych rozmów sklejał wyjaśnienia, których musiałem się nauczyć na pamięć - twierdził.

28 lutego w tej sprawie ma wypowiedzieć się Sąd Apelacyjny w Gdańsku. Apelację od decyzji bydgoskiego sądu złożyła prokuratura. Jaką wiedzę na temat okoliczności sfingowania śmierci przez Dariusza S. mają śledczy z Lublina? Czekamy na odpowiedź ze strony lubelskiej Prokuratury Regionalnej.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska