- Zaorać i zapomnieć - mówili jeszcze kilka dni temu. Dziś już z największych w Kujawsko-Pomorskiem plantacji zostało niewiele.
Buszkowo w gminie Koronowo przez lata znane było w regionie jako truskawkowe zagłębie. To tu swoje plantacje prowadzili państwo Markiewiczowie oraz Łątkowie, a także wielu mniejszych producentów. To tu rok temu zorganizowano po raz pierwszy - i może ostatni - święto truskawki.
- Już nie mam siły do tego interesu - mówi bezradnie Mariola Markiewicz. - Czuję ogromny żal, bo poświęciłam uprawie truskawek 30 lat. Dłużej nie dam rady. Postanowiłam zaorać 80 ha. Od przyszłego roku truskawki będą rosły zaledwie na 20 ha.
Jeszcze więcej, bo aż 100 ha, zlikwidował Tadeusz Łątka. - 20 lat mojej ciężkiej pracy poszło w łeb - nie kryje złości.
Do kościoła po zbieraczy
Już na początku tego roku wiele wskazywało, że powtórzą się kłopoty z ubiegłego sezonu. - Wtedy z pól nie udało nam się zebrać połowy owoców. Zabrakło rąk do pracy. Okoliczni mieszkańcy wyjechali na Zachód, a młodzież z większych miast po kilku dniach zniechęcała się i zamiast pracować uciekała nad pobliskie jezioro - wspomina pani Mariola.
Pracowników postanowiła więc poszukać na Ukrainie. Pojechała tam już w lutym. - Najpierw skorzystałam z usług pośrednika. Zgłosiłam zapotrzebowanie na zatrudnienie - na początek - stu zbieraczy. Na moją ofertę nie odpowiedział nikt. Zaczęłam więc szukać przez znajomych i kościoły. Nie znalazłam żadnej dorosłej osoby, tylko młodzież, która bardziej niż na pracę nastawiła się na zabawę i zwiedzanie.
Miała jednak nadzieję, że im bliżej będzie truskawkowego sezonu, tym zainteresowanie pracą na jej polu będzie rosło. Z budynków po byłym PGR razem z mężem zrobiła mały hotelik, zatrudniła kucharkę. - Wszystko to dla Ukraińców, na których cały czas bardzo liczyłam. Chciałam, żeby mieli u mnie dobrze, żeby byli zadowoleni z warunków pracy. Niestety, przyjechała tylko garstka - mówi.
Nie wszyscy w dodatku docenili starania Markiewiczów. - Pracowali wtedy, kiedy chcieli, wyjeżdżali bez uprzedzenia. A przecież płaciłam im tyle samo, co Polakom, dałam miejsce do spania i jedzenie.
Wybrali Rosję
Złe wspomnienia ma również Tadeusz Łątka. Planował zatrudnić na swojej plantacji 300 osób z Ukrainy. - Miałem już podpisaną umowę z firmą pośredniczącą. Kiedy zbliżał się sezon, okazało się, że pośrednik zniknął. Straciłem pieniądze, a w dodatku dowiedziałem się, że moja grupa wolała zarobić w Rosji.
Skontaktował się więc z powiatowymi urzędami pracy. - Potrzebowałem 200 osób. Za osiem godzin chciałem płacić im 80-120 zł. Myśli pani, że ktoś się zgłosił? Ani jedna osoba - twierdzi pan Tadeusz.
Po zakończeniu roku szkolnego dorobić do kieszonkowego postanowiła za to młodzież. - Nie byłem z niej zadowolony - przyznaje plantator. - Młodzi zbierali raptem po kilka łubianek i już się męczyli. Wracali do domów i opowiadali rodzicom o nadludzkiej pracy, o wyzysku...
Wprowadzili utrudnienia
Z pól udało się więc zebrać niewiele. - Część owoców zniszczyły kwietniowe przymrozki - przyznają rolnicy. - A były też hektary, na których w ogóle nie stanęła ludzka noga.
Mirosław Maliszewski, prezes Związku Sadowników RP twierdzi, że w całym kraju było tak samo źle. - Dodatkowo koszty produkcji znacznie przewyższyły ceny, jakie udawało się dostać za owoce. Gdyby kryzys trwał rok, może dwa, to plantatorzy pewnie zacisnęliby zęby i dalej produkowali truskawki. Ale ciągnęło się to znacznie dłużej, dlatego nie dziwię się, że postanowili zaorać pola - przyznaje.
Uważa też, że przepisy, które weszły w życie w połowie lipca, nie są korzystne dla polskich pracodawców. - To nie są udogodnienia, tylko utrudnienia - mówi Maliszewski. - Wcześniej wystarczyło oświadczenie plantatora o tym, że chce zatrudnić u siebie daną osobę i uiszczenie opłaty za zezwolenie na jej pracę. Teraz dodatkowo rolnik jest zobowiązany zarejestrować każdego w urzędzie pracy. To niepotrzebne formalności.
Nadzieja w malinach
Tego, co będzie w sierpniu, już obawia się Stanisław Tober spod Włocławka. Jest producentem nie tylko truskawek, ale też późnej odmiany malin, więc kolejne zbiory dopiero przed nim. - Z truskawkami miałem te same kłopoty, co inni. Liczę więc, że z malinami będzie lepiej. Dam ogłoszenie w mediach, może ktoś zechce mi pomóc - mówi niepewnie. - Jestem w stanie zapłacić 2,5-2,7 zł za kilogram malin. Nawet więcej, jeśli okaże się, że po ostatnich opadach deszczu owoców jest mało.
Ceny będą jeszcze wyższe
Obawy mają też państwo Markiewiczowie. - Zaczynamy wszystko od nowa. Przestawiamy się na produkcję czereśni, bo jest ona pewniejsza i ceny wyższe. Zanim jednak nabierzemy doświadczenia minie parę lat - uważa pani Mariola.
Tadeusz Łątka stawia na rzepak, kukurydzę i pszenicę. - Wybudowałem nowoczesny elewator zbożowy, który pomieści 11 tys. ton ziarna.
Kłopoty plantatorów truskawek konsumenci odczuli już w poprzednich latach. Teraz, kiedy wielu postanowiło zrezygnować z uprawy, należy spodziewać się, że owoce będą jeszcze droższe. - Może do bezpośredniego spożycia nie zabraknie truskawek, ale na pewno wzrośnie ich cena. Mniej zapłacą tylko ci, którzy zadowolą się truskawkami sprowadzanymi z Chin - mówi prezes Maliszewski.