Dochodzenie, które miało wyjaśnić dokładne okoliczności wypadku w bydgoskich zakładach chemicznych, planowo powinno się zakończyć w połowie października tego roku. Takie zapewnienie otrzymaliśmy we wrześniu w Prokuraturze Bydgoszcz-Południe. Do tej pory jednak prokuratura czeka na ekspertyzy, które mieli przygotować powołani biegli.
Poparzony wrzącą cieczą
Przypomnijmy, że sprawa została zgłoszona na policję przez Państwową Inspekcję Pracy. - Sprawa była o tyle poważna, że pracownik, który 13 lipca opróżniał instalację z cieczą, doznał naprawdę groźnych poparzeń. Na jego podbrzusze i nogi wylała się substancja o temperaturze ponad 140 stopni Celsjusza - uzasadniała interwencję i doniesienie Katarzyna Pietraszak, rzecznik bydgoskiego oddziału inspekcji.
Do wypadku doszło podczas testowania jednej z nowych instalacji w "Zachemie". W komunikacie, który w tej sprawie przygotowali inspektorzy PIP, czytamy, że "na każdym etapie, od projektowania aż do odbioru i dopuszczenia nowej instalacji do użytku, popełnione zostały podstawowe błędy".
Chemia nie daje spokoju
Śledztwo miało wyjaśnić, o jakie błędy dokładnie chodziło. Tymczasem, już po tym, jak sprawa trafiła na policję, Piotr Kuzimski, rzecznik bydgoskich zakładów chemicznych "Zachem" zapewniał: - Poszkodowany otrzymał pełną i fachową pomoc lekarską.
To nie jedyny wypadek na terenie zakładów przy ulicy Wojska Polskiego, do którego doszło w ostatnich miesiącach. 4 sierpnia tego roku, w trakcie produkcji epichlorohydryny, nastąpił tam wyciek wybuchowego propylenu.
Na szczęście udało się go w porę opanować i nikt nie ucierpiał. Po tym wydarzeniu produkcja syntetycznej pianki została czasowo wstrzymana.
Śledztwo trwa
- Dochodzenie w sprawie lipcowego wypadku na "Zachemie" zostało przedłużone. O jego rezultacie będzie można mówić dopiero w połowie grudnia - wyjaśnia prokurator Włodzimierz Marszałkowski.
Osoby, które mogły przyczynić się do wypadku, muszą liczyć się nawet z trzema latami więzienia. Tu kluczowa będzie jednak opinia biegłych.
Do sprawy wrócimy.