Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zaczęło się w 1990 roku od "czarnej teczki" Stanisława Tymińskiego

Jacek Deptuła [email protected] tel. 52 32 63 138
Stanisław Tymiński tak jak się pojawił, tak i zniknął z polityki
Stanisław Tymiński tak jak się pojawił, tak i zniknął z polityki archiwum
Platforma Obywatelska rękoma jej byłego skarbnika Mirosława Drzewieckiego finansowana była przez gang pruszkowski. I prała brudne mafijne pieniądze.

Mariusz Kamiński, b. szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego i fanatyczny zwolennik Jarosława Kaczyńskiego nie ma co do tego wątpliwości. Podobnie jak dowodów. Kandydat PiS na posła słyszał tylko, że tak zeznawał dwa lata temu Piotr K., ps. "Broda" - gangster oskarżony o rozboje, wymuszenia i haracze. Łącznie na koncie ma 70 udowodnionych przestępstw.

Talia fałszywych kart
Czarna teczka Stanisława Tymińskiego, akta "Bolka", szafa Lesiaka, lista Macierewicza, szpieg Ałganow, dziadek z Wehrmachtu albo gangster "Broda".

Przed wyborami w Polsce każdy chwyt jest dozwolony. Co gorsza, wielu wyborców kupuje w ciemno te sensacyjne doniesienia, które - bywa - istotnie zmieniają wynik wyborów. Zgodnie z wynikami badań socjologów polityki programy kandydatów mają niewielkie znaczenie. Do parlamentu weszli np. prawie wszyscy kandydaci Solidarności, którzy stanęli do wyborów w 1989 r., a sfotografowali się wcześniej z Lechem Wałęsą. Jerzy Urban kpił wówczas, że gdyby konia sfotografować z legendarnym przywódcą, też byłby senatorem.

Później, podczas wyborów prezydenckich w 1990 r., niebywałą karierę zrobiła "czarna teczka" Stanisława Tymińskiego. Po pokonaniu w I turze Tadeusza Mazowieckiego niewiele brakowało, by wygrał z Lechem Wałęsą. Co czwarty wyborca uwierzył, że peruwiański szaman, jak mówiono o Tymińskim, ma w swej dyplomatce... program komputerowy naprawy polskiej gospodarki oraz tajemnicze dokumenty pogrążające lidera Solidarności. Wprawdzie swojej czarnej teczki nigdy nie otworzył, ale uzyskał poparcie blisko 4 milionów Polaków!

Ksero za 5 mln dolarów
Wszystkie te chwyty były jednak dziecinadą wobec tego, co działo się później. Z wyborów na wybory politycy zaczęli dostrzegać, że ważniejsi od idei są doradcy od wizerunku, hasła - nawet najgłupsze - ale mocne i łatwo zapadające w pamięć. A od połowy lat 90. rozpoczęła się era profesjonalnego mieszania w głowach wyborców. Z premedytacją politycy sięgali nawet po oczywiste fałszerstwa, kłamstwa i pomoc służb specjalnych.

O wyniku wyborów prezydenckich w 2005 r. zadecydował np. pułkownik Urzędu Ochrony Państwa Konstanty Miodowicz (wówczas poseł PO) oraz niejaka Anna Jarucka, b. asystentka ówczesnego marszałka Sejmu Włodzimierza Cimoszewicza z SLD.

Wśród mocnych kandydatów, którzy mieli szanse na odebranie Donaldowi Tuskowi lub Lechowi Kaczyńskiemu przynajmniej 15 proc. głosów był właśnie Cimoszewicz. Miodowicz, posługując się nieudolnie sfałszowanym przez Jarucką dokumentem, zarzucił byłemu premierowi i jego córce Małgorzacie z Chicago nielegalne operacje akcjami Orlenu. Ostatecznie Cimoszewicz wycofał się z walki o prezydenturę. Kilka lat później Jarucka została skazana na półtora roku więzienia. A dwa lata temu Małgorzata Cimoszewicz wygrała przed sądem amerykańskim proces o zniesławienie, wytoczony tygodnikowi "Wprost". Ława przysięgłych w Chicago zasądziła jej odszkodowanie w wysokości 5 milionów dolarów.

Dziadek z Wehrmachtu

Trudno powiedzieć, ile procent głosów w kampanii prezydenckiej 2005 roku odebrał Donaldowi Tuskowi jego dziadek Józef, rzekomo ochotnik Wehrmachtu. Jacek Kurski, znany jako bulterier PiS, puścił plotkę, jakoby "poważne źródła na Pomorzu mówiły, że dziadek Tuska zgłosił się na ochotnika do Wehrmachtu". Było to oczywiste kłamstwo, ponieważ Józef Tusk, który przez trzy lata był więziony w obozie koncentracyjnym Stutthof, do niemieckiej armii został wcielony siłą, a po kilku miesiącach zdezerterował. Ale niemieckie jakoby korzenie dziadka kandydata na prezydenta zapadły w pamięć wyborców, szczególnie ze środowisk PiS i Radia Maryja.

W tym kontekście oczywiste wydaje się milionom Polaków, że Polska jest niemieckim kondominium. Bo sowieckich przodków nawet PiS nie znalazł w szeregach liderów PO. Ale najbardziej przerażający jest fakt, jak łatwo wyborcy dają sobą manipulować.

10 lat samotności
Jan Rulewski, bydgoski senator z Listy PO sądzi, że Mariusz Kamiński nie wszystko powiedział w ubiegłym tygodniu. Jako były szef służb specjalnych zostawił sobie asa w rękawie, którym pogrąży jesienią Platformę wraz z jej szefem.

Wątpliwe jest, czy ta teza może być prawdziwa. Skoro Kamiński wysuwa tak ciężkie oskarżenia posługując się tylko nieistniejącymi - jak twierdzi Prokuratura Generalna - zeznaniami kryminalisty, należy w to wątpić. Tym bardziej że historia "Brody" dotyczy 2001 roku - pierwszych miesięcy istnienia PO. A w tym czasie gang pruszkowski został rozbity. Pikanterii zeznaniom "Brody" dodaje fakt, że Piotr K. siedział dziesięć lat w więzieniu - od 2000 roku z półroczną przerwą w 2006!

Czy macki Platformy sięgały do "Brody" nawet wtedy, gdy siedział w zakładzie karnym? Wszystko wskazuje na to, że starając się o status świadka koronnego liczył na nadzwyczajne złagodzenie wyroku. Ile z tego będą pamiętać wyborcy jesienią? Bardziej prawdopodobne jest chyba to, że o zwycięstwie lub porażce Platformy zadecyduje ostateczny raport w sprawie katastrofy smoleńskiej. Choć do wyborczego października należy spodziewać się dalszego wysypu sensacyjnych kłamstw. Ciemny lud to kupi.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska