„Życie to nie Kana Galilejska” - pamiętacie Ediego i jego słynne cytaty z filmu Piotra Trzaskalskiego? Grudziądz też ma swojego Ediego, który na szczęście nie pije alkoholu jak filmowy bohater, ale „sypie” równie dobrymi aforyzmami, jest uczciwy, dobry, pogodny i... bardzo doświadczony przez życie.
Pana Piotra Konkolewskiego widuję prawie codziennie. Jeździ w Grudziądzu od sklepu do sklepu i przygarbiony pcha mozolnie swój wózek wypełniony makulaturą. Mógłby zgłosić się po pieniądze do „opieki”, a na obiady chodzić do Caritasu. Ale on woli sam się utrzymywać. Pytam go czy mogę mu towarzyszyć przez jeden dzień?
- Pan Piotr to bardzo pracowity człowiek - chwali mężczyznę Zdzisława Nowak ze sklepu przy ul. Fortecznej.
Bez kawy ani rusz
- Czemu nie!? - uśmiecha się. Kilka dni później pukam do niego około 6 rano... - Myślałem, że już nie przyjdzie. Kawy chce?! - zaprasza do domu. - Bo ja bez kawy nie zaczynam.
Pijemy fusiastą „siekierkę” i zaczynamy rozmawiać. - Robotę mogę zaczynać kiedy chcę, bo mam stałe punkty, sklepy i restauracje, w których odbieram kartony - zdradza 72-latek. - Konkurencji tutaj żadnej nie mam.
Makulaturę zbiera od 20 lat. Wcześniej przez 40 lat był piekarzem.
Piątek, świątek czy niedziela wyjeżdża swoim wózkiem na ulice: - Muszę coś robić. Gdyby nie ta praca, już dawno bym był w ziemi. A tak, jakoś się trzymam.
Makulaturowe żniwa
Wychodzimy z domu kiedy jest jeszcze ciemno. Miasto dopiero budzi się do życia. Idziemy na miejsce postoju wózka, do bazy i sortowni makulatury Piotra przy ul. Podgórnej. Jego „żywiciel” zaparkowany jest przy chodniku i spięty łańcuchem: - To mój szósty wózek. Poprzednie mi ukradli.
Sprzęt jest ciężki. Ale pakowny. Pomieści jakieś 150 kg makulatury. Jedziemy na ul. Murową. Piotr puka w szyby okien kamienicy. - Krysia! Jesteś?! Masz kartony ze sklepu? - woła. To będą nasze pierwsze żniwa tego dnia.
- Jestem! Możesz brać! - otwiera kobieta. - Pioter! Co to będzie jak ty oczy zamkniesz? Kto będzie tę makulaturę odbierał od ludzi? Za ciężko pracujesz!
Wózek ładujemy po wierzch i wracamy do bazy. Kiedy krążymy po ulicach niemal każdy się z Piotrem wita.
- Cześć Piotruś! Co tam u Ciebie? - pyta gość z obfitym wąsem.
- Czołem Dziadek! Ale przymroziło dziś, co? - kiwa ręką jakiś młody budowlaniec.
- Dzień dobry panu - kłania się życzliwie dama z pieskiem.
Piotr odwzajemnia te życzliwości: - Staram się uśmiechać do ludzi. Potem te uśmiechy wracają do mnie - wyznaje i zwierza się: - Życie nie do końca mi się ułożyło. Miałem dwie żony. Te małżeństwa się nie udały. Z synem też nie najlepiej wyszło. Dwa razy się do mnie wprowadzał. Meble spalił. Kredyty zaciągnął, które do dziś spłacam. Ale to już historia.
Baza i sortownia
Na ul. Solnej mijamy młodych mężczyzn żebrzących o 20 groszy na nalewkę. - Cwaniaczki - nie szczędzi im gorzkich słów pan Piotr. - Często mnie zaczepiają. Mówię im: „Nie. Idźcie sobie nazbierać”. Gdyby podjęli się takiej pracy jak moja, to utrzymaliby nawet swoje rodziny. Bo mają dzieci i żony.
Sortownia na ul. Podgórnej to mała "kanciapa" Piotra. Bierzemy się tam za rozładunek makulatury. - Niech ulotki i gazety, kładzie na bok, bo mają większą wartość. Folia plastikowa też, ale tylko przeźroczysta - słyszę dokładne instrukcje.
Wszystko ma tu swoje miejsce. Każdy karton trzeba rozciąć lub rozerwać i ułożyć na płasko do pudła. Po dwóch godzinach bolą mnie nieprzywykłe do takiej roboty palce i ręce. Zawieszam wzrok na ścianie, na której ktoś flamastrem realizował się poetycko. - „Żadna praca nie hańbi, ale... każda męczy”, „Trudno pozostać białym na czarnym rynku”, „Czasem trzeba długo iść, żeby dojść do siebie” - czyta Piotr. - To nie ja pisałem. Ale w pełni się z tym zgadzam. To mądre słowa.
Jedziemy w następny rejon. Na ul. Forteczną. Tam przyjmuje nas ekspedientka spożywczaka. - To pracowity, złoty człowiek. I bardzo uczciwy - o Piotrze mówi Zdzisława Nowak.
Dniówka: 90 zł
Skręcamy do redakcji „Pomorskiej”. Tam - wiadomo - makulatury nie brakuje. Dołącza do nas Łukasz, znajomy Piotra: - W końcu ktoś ciebie docenił Piotr! Będziesz w gazecie! Ale za swoją pracę powinieneś nawet nagrodę od prezydenta dostać!
W sumie tego dnia zebraliśmy ok. 450 kg makulatury. To zarobek 90 zł. Po tej „papierkowej” robocie czeka nas jeszcze zamiatanie ulic. To równie ciężka praca. - Mamy do obrobienia kilka posesji. - Piotr pokazuje teren wokół jednego ze sklepów monopolowych w centrum. - Zamiatać potrafi?! To dobrze. Musimy się spieszyć, bo jeszcze trzeba śmieci z restauracji odebrać. Tam nie możemy się spóźnić. Codzienne zamiatanie i wynoszenie śmieci to dodatkowy zarobek zbieracza makulatury. Od posesji dostaje na miesiąc 50 zł.
Pytam na koniec, gdzie pan Piotr nauczył się tak ciężko i wytrwale pracować? - Życie mnie nauczyło - uśmiecha się grudziądzanin.