Ta historia jest tak nieprawdopodobna, że trudno uwierzyć, że wydarzyła się naprawdę.
William Moldt zaginął w listopadzie 1997 roku. Po raz ostatni był widziany jak wychodził z nocnego klubu około godziny 23. Wiadomo, że choć nie pił zbyt często, tego dnia zamówił przy barze kilka drinków. Ok. godz. 21.30 zadzwonił do swojej dziewczyny, żeby powiedzieć, że niedługo wróci do domu. Niestety, słuch po nim zaginął.
Przez ponad 20 lat nie było wiadomo, co się z nim stało. Aż do 2019 roku, kiedy to pewien zarządca nieruchomości z USA, przeglądając zdjęcia satelitarne na Google Maps dostrzegł coś niepokojącego: samochód zatopiony w stawie na terenie osiedla domków jednorodzinnych w okolicach Wellington na Florydzie. Mężczyzna o swoim "znalezisku" poinformował policję.

Zdjęcia satelitarne tego obszaru wykonano w 2007 roku, jednak dopiero teraz ktoś tak uważnie im się przyjrzał, by dostrzec zatopiony w zbiorniku samochód.

Gdy auto wyciągnięto z wody, dokonano makabrycznego odkrycia: w środku znajdowały się ludzkie szczątki. Okazało się, że należą do zaginionego ponad 20 lat temu Williama Moldta. Gdy zgłaszano zaginięcie mężczyzny, okolica, w której odnaleziono jego samochód wyglądała zupełnie inaczej. Osiedle domków, który dziś się tam znajduje, nie zostało jeszcze wtedy wybudowane, więc to prawdopodobnie dlatego nikt wówczas nie zauważył samochodu wpadającego lub tonącego w stawie.
Szczegółowe okoliczności śmierci Williama Moldta nie są jeszcze znane.
