- Żal mi dzieci, dla wielu z nich było to jedyne miejsce, w którym przyjemnie mogli spędzić czas, teraz nawet to im odebrano! - denerwuje się pani Halina, córka Haliny Mordarskiej, kobiety, która przez wiele lat dbała o ten plac. Dopóki pani Mordarska miała siły, codziennie zaglądała na Gdańską. Pilnowała żeby nic złego nie spotkało bawiących się tam maluchów, troszczyła się o huśtawki, ławeczki, piaskownice. A wszystko to zupełnie za darmo.
Tak po prostu, dla innych Jej społeczną działalność docenił prezydent Lech Kaczyński, przyznając jej w marcu ubiegłego roku Srebrny Krzyż Zasługi.
Jednak od roku pani Halina nie zajmuje się placem, bo nie pozwala jej na to zły stan zdrowia. Od czasu, gdy przestała tam zaglądać miejsce systematycznie niszczało. - Długo cierpliwie się temu przyglądałam - mówi córka pani Haliny. - Myślałam, że to chwilowy kryzys, miałam nadzieję, że w końcu ktoś się zainteresuje tymi huśtawkami, piaskownicą, drabinkami, ale skądże! Jest coraz gorzej! _Pani Halina opowiada, że gdy na siatce ogrodzeniowej zobaczyła tabliczkę, informującą o zakazie wstępu, zrobiło jej się strasznie przykro. - Mama tak bardzo się starała, by dzieciom było lepiej, poświęcała im tyle czasu, a władze miasta zamiast ratować to miejsce, po prostu je zamykają! _- mówi zdenerwowana. - _Nie mogę w to uwierzyć! _Kobieta przekonuje, że zamknięcie placu krzywdzi dzieci.
- To była ich jedyna radość - twierdzi. - Wszystko im się zabiera, a potem jest zdziwienie, skąd tylu wandali, łobuzów? Jak może być inaczej, skoro dzieci zamiast bawić się na huśtawkach zaczną spędzać całe dnie na ulicy.
Monika Budzeniusz, rzecznik prasowy prezydenta, twierdzi, że plac trzeba było zamknąć, bo sprzęt był bardzo zdezelowany. - Sanepid miał duże zastrzeżenia do tego obiektu - mówi rzeczniczka. - Podjęliśmy tę decyzję ze względu na bezpieczeństwo dzieci. Z tego samego powodu zagrodziliśmy plac siatką.
Alternatywą dla śródmiejskich dzieci jest plac zabaw przy Urzędzie Miasta. - To nie to samo, przy Gdańskiej było o wiele lepiej - twierdzi pani Halina.
Zamknięcie placu zabaw na kłódkę to najprostsze rozwiązanie, bo nic nie kosztuje. Ale cierpią na tym dzieci. Czy naprawienie huśtawek naprawdę przekracza możliwości miasta?