Gdy zgłosił się do nas pan Henryk, stały Czytelnik "Pomorskiej", był bardzo wzburzony. Okazało się, że właśnie wraca ze sklepu z artykułami metalowymi, w którym został potraktowany - w jego mniemaniu - bardzo niegrzecznie.
Zasady ważniejsze niż 7 zł
- Przy ulicy Tadeusza Boya-Żeleńskiego kupiłem dwie żarówki. Chodzi o popularnie zwane halogeny kuchenne - relacjonuje pan Henryk. - Zaraz po tym, jak je kupiłem, wróciłem do domu, żeby zamontować żarówki. Okazało się, ze jedna z nich jest przepalona. Wróciłem więc do tego samego sklepu, żeby wymienić reflektor na sprawny.
Na miejscu pana Henryka spotkała jednak niemiła niespodzianka.
- Sprzedawca najzwyczajniej w świecie mnie wyśmiał. Powiedział, że żądam nie wiadomo czego i że chyba żartuję - tłumaczy nasz Czytelnik. - Nie było mowy o wymianie żarówki na nową.
Pan Henryk twierdzi, że przed kupnem halogenu spytał sprzedawcę, o to, czy może sprawdzić żarówkę. - Usłyszałem, że w tym sklepie nie prowadzi się takich "praktyk". Zaryzykowałem więc i kupiłem tę - jak się później okazało - wadliwą żarówkę. Zaznaczam, że nie chodzi mi o pieniądze, bo straciłem ledwie 7 złotych. Chciałbym tylko, by sprzedawcy respektowali zasady.
Klient może sprawdzić
Okazuje się, że sprzedawca ma obowiązek umożliwić klientowi przetestowanie towaru przed jego kupnem.
- Takie prawo istnieje, ale tylko na wyraźne żądanie kupującego - tłumaczy Krzysztof Tomczak, miejski rzecznik konsumentów. - Sprzedawca nie ma natomiast obowiązku testowania danego produktu przed sprzedaniem go klientowi.