Jachtem typu "venus" wyczarterowanym z przystani Wind w Romanowie płynęła rodzina z Polic, woj. zachodnio-pomorskie. Sygnał o wybuchu najpierw dotarł do Gminnego Centrum Zarządzania Antykryzysowego w Koronowie.
Natychmiast informację przekazano do stacjonujących w Pieczyskach: ratownika WOPR i posterunku policji wodnej. Popłynęli razem najszybszą łodzią - zakupioną w zeszłym roku przez władze gminy Koronowo łodzią OSP - przekazaną Adamowi Kamińskiemu, zatrudnionemu przez gminę ratownikowi WOPR.
Przeczytaj też: Wybuch butli z gazem na jachcie. Dwóch poparzonych.
- Mieliśmy informację, że wybuch nastąpił gdzieś na wysokości Wielonka - opowiadają ratownicy. - Tymczasem okazało się, że za Sokole Kuźnica, a dokładnie na wysokości stanicy wodnej, która leży już na terenie powiatu tucholskiego. Znaleźliśmy ich.
W tym czasie z Bydgoszczy wystartował już helikopter i z Koronowa wyjechała karetka pogotowia oraz straż pożarna. Pierwszej pomocy poparzonym udzielili ratownicy - Adam Kamiński i Marek Mikołajski oraz policjanci. Zużyli wszystkie aquażele i obandażowali ofiary wybuchu.
W tym czasie krążył już nad nimi helikopter. Gdzie wylądował? W... Koronowie.
- Opatrzyliśmy rannych i popłynęliśmy z nimi do promu w Wielonku. To trwało 9 minut. A przecież znamy Zalew Koronowski jaki własną kieszeń i wiemy, że za stanicą jest polana, na której można było usiąść. W dwie minuty bylibyśmy już tam - opowiadają ratownicy.
Dopłynęli więc do promu w Wielonku, gdzie czekała już koronowska karetka pogotowia ratunkowego. Zabrała rannych i wiozła do Koronowa, gdzie jest lądowisko dla helikoptera. Jazda karetką zajęła kolejny kwadrans. Stąd dopiero ranni z oparzeniami I i II stopnia polecieli do szpitala im. Biziela. 14-letni chłopak trafił do oddziału chirurgii dziecięcej. Drugi poparzony ma 53 lata.
Czy droga do bydgoskiego szpitala musiała być tak długa?
Biorący udział w akcji - a rozmawialiśmy wczoraj z ratownikami WOPR, strażakami OSP, a także z policjantami - dają do zrozumienia, że zawiniła łączność. Bo przecież gdyby będący na miejscu mieli bezpośredni kontakt z helikopterem, to mógłby on usiąść znacznie bliżej jachtu. Bez dowożenia karetką ofiar wybuchu gazu.
Znający teren wokół Zalewu Koronowskiego są w tej opinii zgodni. Przeszkodą okazał się tak brak dróg dojazdowych do linii brzegowej akwenu. Stąd kurs łodzią ratunkową aż do promu w Wielonku.
Okazuje się, że zgodnie z ustawą łączność z dyspozytorem pogotowia i helikopterem mają tylko dyżurny Gminnego Centrum Zarządzania Antykryzysowego w Koronowie oraz strażacy OSP Koronowo i Mąkowarsko, które działają w ramach KSRG (Krajowego Systemu Ratowniczo-Gaśniczego).
Ratownicy WOPR, policjanci z posterunku wodnego takich uprawnień nie mają. Choć to oni przecież są pierwsi na wodzie i od nich zależy powodzenie każdej akcji. Czy nie powinni zatem, gdy liczy się każda minuta, również dysponować bezpośrednią łącznością?
Jest jeszcze jedna sprawa - bezpieczeństwa na łodziach. Drugi w tym sezonie wybuch gazu na jachtach dowodzi, że z butlą gazu pod pokładem bezpiecznie nie jest. Może powinna być w przewiewnym miejscu na pokładzie? A co sądzą o tym sami wodniacy? Czekamy na opinie.
Czytaj e-wydanie »