Kurs robienia kapeluszy to był najlepszy urodzinowy prezent jaki sprawiła sobie Małgorzata Wybrańskaz Nakła nad Notecią. Zawodu uczyła się w Londynie m.in. u modystki brytyjskiej królowej matki. Od prawie dwóch lat prowadzi własny biznes.
- Początki były trudne. Teraz jest trochę łatwiej - przyznaje Małgorzata Wybrańska. - Biorę udział w spotkaniach z kobietami, prowadzę warsztaty, piszę też bloga w internecie.
Czytaj też: Nieopłacalne zawody. Oto lista stanowisk w Kujawsko-Pomorskiem, które nie dają zarobić
Zanikające zawody. A modystka?
I klienci się pojawiają. - Mój zawód jest coraz bardziej popularny - dodaje Małgorzata Wybrańska. - Poznaję kolejne polskie modystki. Zauważałam jednak, że to środowisko jest dość zamknięte. Panie czasami nie mają ze sobą kontaktu i nie uczą zawodu kolejnych pokoleń. A przecież konkurencja to nic złego.
Zdaniem Wybrańskiej kobiety chcą nosić i robić kapelusze.
- Prowadziłam zajęcia dla gimnazjalistek z Nakła. Swoje prace pokazały na wystawie. Zobaczyły to ich matki i zainteresowały się kapeluszami - wspomina modystka.
Czytaj też: Tytuł magistra nie wystarczy
Zanikające zawody. Bo wolą ubrania ze sklepów
- W zakładach zrzeszonych w naszym cechu zawodu uczy się 247 młodych ludzi. Ponad 160 z nich chce zostać fryzjerami - podaje Jolanta Lewandowska z biura Cechu Rzemiosł Różnych we Włocławku. - Nie z każdym fachem tak jest. Zdarza się, że młodzi ludzie chcą uczyć się jakiegoś zawodu i nie mają gdzie. Bo żadna firma w regionie nie przyjmuje praktykantów lub nie może tego zrobić, bo zatrudniany przez nią mistrz nie ma odpowiednich uprawnień.
Jolanta Lewandowska podaje przykład: - Nie powstają duże zakłady krawieckie, a jedynie niewielkie, oferujące drobne usługi. A te nie uczą młodych krawców.
W firmie zatrudniającej pięć krawcowych pracowała Agnieszka Kostrzewska**z Bydgoszczy. - Dziś nie wyobrażam sobie, abyśmy wszystkie miały zajęcie. W sklepach nie brakuje ubrań. Są wyprzedaże. Ludzie wolą ubierać się w galeriach handlowych - mówi bydgoska krawcowa, która teraz prowadzi jednoosobowy biznes. - Zgłaszają się do mnie osoby, które nie mogą znaleźć w sklepach ubrań w swoim wymiarze, bo są na przykład za szczupłe lub zbyt pulchne. Mam również zamówienia od zamożnych klientów. Oni chcą nosić oryginalne stroje i czasami sami je projektują, a ja szyję.
Szewc: Klientów nie brakuje
O przyjmowaniu uczniów Agnieszka Kostrzewska nawet nie myśli. Tymczasem Zbigniew Lewandowski, szewc z Torunia, przyznaje: - Pracuję w zawodzie od 20 lat i przez ten czas tylko jedna pani zapytała, czy przyjmę jej syna na nauki. Chłopak się nie zgłosił.
Choć pracy dla szewców nie brakuje. - Obuwie nie jest teraz najlepszej jakości. Fleki szybko się zużywają - wyjaśnia Zbigniew Lewandowski, który podczas rozmowy z "Pomorską", pobiera od klienta opłatę i żegna go, mówiąc "Do widzenia".
Czytaj też: Świecie. Młody rzeźnik zawsze mógł iść na praktykę do Gzelli. Dziś firma już takich nie potrzebuje
