Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zapach chmury

Redakcja
Od lewej Janusz Kubit i Janusz Szyszka
Od lewej Janusz Kubit i Janusz Szyszka Anna Maria Zdrenka
O takich, jak oni, mówi się, że są nieuleczalnie chorzy na latanie. I trzeba się z tym zgodzić, a o tym wiedzą już najlepiej ich rodziny i znajomi. To ludzie "zakręceni śmigłem".

     
     
- W szybowcu słyszysz tylko zum w uszach. Dostarcza on najwięcej pozytywnych doznań - przekonuje Jarosław Rogowski, szef wyszkolenia w Aeroklubie Kujawskim w Inowrocławiu. - Wzlatujesz coraz wyżej, kręcisz kolejne figury. Nie hałasuje silnik, jesteś sam na sam z naturą, a czasami z żywiołem, jak zepsują się warunki atmosferyczne.__W samolocie wyje silnik, masz zdecydowanie większe przeciążenia - wtedy, gdy krew gwałtownie napływa lub odpływa z głowy, gdy samolot wykonuje kolejne ewolucje.
     **_Inny człowiek

     Mieszkańcy Nakła: Karol Kubit i Janusz Szyszka, miłośnicy motolotni porównują je do powietrznych motocykli. - _Nie ma kabiny oddzielającej pilota od powietrza. Nad polami czuć zapach kwitnącego rzepaku lub lasu. _Twierdzą, że nawet chmury mają swoje zapachy. Od razu wiadomo, która przyszła znad morza, a która ze Śląska czy z Zagłębia Ruhry. Kubit i Szyszka, to pierwsi polscy motolotniarze, którzy przelecieli Bałtyk.
     Gdy mieszkańcy Solca Kujawskiego odpalają przydomowe grille, towarzyszy im warkot "sowy" - samolotu Adama Grabowskiego. Loty nad ziemią są przeciwieństwem jego codziennej pracy. Od trzydziestu lat robi bowiem w kamieniu. Latanie odkrył późno, ale zakochał się w nim bez reszty.
     Doktor (tylko bez nazwisk) już dwa razy obiecywał żonie, że zostanie na ziemi. Za każdym razem łamał dane słowo. Gdy sprzedał pierwszy samolot, żona powiedziała mu, że stał się innym człowiekiem, a ona kocha przecież tego, który musi latać.
     Karol Kubit w pierwszej klasie podstawówki przywiązał sobie kartonowe skrzydła do rąk i dziwił się, że nie może wzbić się w niebo. Janusz Szyszka zapamiętał z dzieciństwa samolot opylający pola. Pilot kilka razy zabrał go w powietrze. Później, gdy miał już swoje gospodarstwo, to widział Kubita, jak ten na motolotni leci do pracy. Zaprzyjaźnili się, do dziś razem latają. Mały Jarek Rogowski wychowywał się tuż przy lotnisku w Powidzu. Czytał książki o lataniu, kleił modele, a później zapisał się na kurs szybowcowy na inowrocławskim lotnisku. Został tam do dziś. Doktor-pierwszak przeczytał "Dywizjon 303", a od trochę starszego wujka dostał albumy ze zdjęciami samolotów wycinanych ze "Skrzydlatej Polski". Wujek był nieszczęśliwy, bo rodzice zabronili mu latać. A doktor poleciał.
     Rowery cyrkowe
     
Lotnia to skrzydło z materiału z metalową ramą do sterowania i uprzężą. Dodając do tego silnik - otrzymywało się motolotnię. Doktor opowiada: - _Aluminiowe rury można było zdobyć w hutach w Skawinie lub Kętach. Skawinę zamknęli, a on po tygodniu - nieomal cudem - miał już zdobyte przez kolejnych zaopatrzeniowców rury z Kęt. _Kubit i Szyszka wozili aluminiowe rury pociągiem z Kęt przez Poznań do Bydgoszczy. Był tylko problem z ich nadaniem, ale jak zgłaszali, że wiozą "rowery cyrkowe", to kolejarze nie robili przeszkód.
     Przez Syberię
     
Pomysł przelotu motolotniami przez Bałtyk wymyślił nieżyjący już Krzysztof Kosior "guru" lotniarzy z naszego regionu. W studenckich czasach Kosior z Kubitem pływali promem na saksy do Szwecji. Im więcej piw wypijali na pokładzie, tym Kosior bardziej zapalał się do lotu. On nie dożył, ale Kubit i Szyszka wraz z przyjaciółmi, w trzy motolotnie ruszyli przez Bałtyk na Bornholmu. Dolecieli. Teraz marzy im się przelot motolotnią nad Syberią. Dwa lata temu wzięli udział w samochodowym rajdzie transsyberyjskim. Pokonali 13,5 tys. kilometrów kończąc trasę w Magadanie. Po drodze wbijali do GPS-u namiary tzw. zaprawek (miejsc do tankowania), sklepów, ewentualnych lądowisk. Największym problemem realizacji tego marzenia jest zgoda na wejście w przestrzeń powietrzną Rosji. A reszta: -
Jeśli będziemy mieli szczęście z pogodą, to Syberia jest w naszym zasięgu!
     Z Magadanu chcieli wracać po zamarzniętych rzekach, ale ktoś nie dopilnował przepisów celnych i jeepy zostały "aresztowane".
     -
Boję się jeździć samochodem, bo straszne rzeczy dzieją się na drogach - wyznaje Adam Grabowski , kamieniarz z Solca. Autem wyjeżdża w trasy do 80-100 kilometrów. Dalej - tylko samolotem. - Proszę, jutro z żoną lecimy nad morze. Godzina dziesięć minut i jesteśmy na miejscu. Żadnych korków. Lotnisk i lądowisk jest coraz więcej w całym kraju. Na GPS-ie ma nabitych sto. Stara się o zarejestrowanie swojego lądowiska w ogólnopolskich wykazach.
     Adam Grabowski: - Samochód mnie dobija. Kiedyś wstawałem o trzeciej nad ranem, jechałem kilkaset kilometrów do klienta, wracałem zmęczony i zestresowany. Teraz o 6.50 robi odprawę w firmie, sprawdza prognozę pogody, wybiera kierunek, poznaje podstawę chmur, widoczność. Zamawia trasę w Warszawie i po 8.00 już startuje.- _Jak człowiek dorabia się przez trzydzieści lat, przepracowuje w tym czasie dwie trzecie sobót i niedziel, to w którymś momencie trzeba stanąć - _opowiada Adam Grabowski.
- Marzenia ma każdy z nas. Ja chciałem polecieć.
     Jarosław Rogowski i doktor wspominają, że pierwsze ultralekkie samoloty trafiły do Inowrocławia i Bydgoszczy za sprawą Ukraińców.
     Doktor sprzedał A 20 i pomyślał o następnym samolocie. Wspomina ze śmiechem: -
Jak w bydgoskich Wojskowych Zak_ładach Lotniczych zapytałem czy zbudują mi zodiaca, myśleli, że chcę całą serię - sto sztuk. Budują go z pasją. Tam - na 650 zatrudnionych, 600 jest pozytywnie walniętych na punkcie latania. Przychodzą ludzie z różnych działów i mówią, że chcieliby też coś podłubać przy zodiacu.
     **_Po co mu samolot?
     Doktor zarzeka się, że nie nadużywa powietrza. Ba, cierpi na ciągły głód latania. Na pytanie: po co mu samolot, odpowiada: - _W wywiadzie z Wandą Rutkiewicz, alpinistką przeczytałem takie zdanie - "właściwie mogłabym powiedzieć, po co chodzę w góry, ale to byłoby tak, jak gdybym opowiadała o najintymniejszych sprawach".
     
- Jak się oderwę, to jestem wolnym człowiekiem - _zapewnia Adam Grabowski.
     -
Jak ryba potrzebuje wody, tak my powietrza - podkreśla Janusz Szyszko.
     - _Latanie jest sposobem na życie. Wszystkie problemy zostają na ziemi, a tam, u góry, są wartości fundamentalne
- dodaje Kubit.
     Opowiadają, że latają swoimi samolotami w interesach po całej Polsce. A jak nie w interesach, to rekreacyjnie. Nie stoją w korkach, nie wpadają w dziury i nikt na nich nie trąbi. Adam Grabowski do luku bagażowego swojej sowy wkłada dwa rozkładane rowery, każdy po 9 kilogramów i plecaki. Leci z żoną nad morze. Lądują w Jastarni. A jak marzą im się góry, to lecą do Nowego Targu.
     Doktor chętnie lata na najróżniejsze szkolenia odbywające się w całej Polsce. Pasją zaraził najstarszego syna.
     Czteroletni syn Jarosława Rogowskiego czasami wskakuje mu na plecy i mówi: - Tatuś, lecimy patrolować teren. Jest już skażony lataniem. - Pocieszające jest to, że czasami mówi, iż zostanie zegarmistrzem - śmieje się Rogowski.
     Kubit i Szyszko mają apetyt na tegoroczne mistrzostwa świata we Francji. Już szykują motolotnię.
     Wszyscy narzekają na przepisy, a raczej ich brak, dotyczące samolotów ultralekkich. - _Takie lotnictwo rozwija się w Czechach, na Słowacji, Ukrainie czy w Niemczech. A my ciągle z tyłu.
     **_Roman Laudański .

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska