Oszukany Włoch
Oszukany Włoch
Restaurator Ligi Tondelli stanął do przetargu na kamienicę przy Rynku Wielkim. Wygrał go. Z planu wynikało, że będzie miał do zagospodarowania 1,1 tys. mkw. powierzchni.
Okazało się jednak, że brakuje ok. 200 metrów. Zaczął protestować. Magistrat rozwiązał z nim umowę i do kamienicy wprowadziła się inna firma. Sprawa trafiła do sądu. Tondelli wygrał z miastem w dwóch instancjach.
Wyrok w lubelskim Sądzie Apelacyjnym jest jednoznaczny: kamienica ma do niego wrócić. Jednak Włoch nie może doprosić się egzekucji wyroku. Magistrart odwołał się do Sądu Najwyższego.
- Sprawa prawdopodobnie znajdzie swój finał w sądzie - zapowiada Wiesław Łopuszyński, zamojski przedsiębiorca, były kupiec Hali Targowej "Nadszaniec". - Zostałem oszukany. Wydałem mnóstwo pieniędzy, ale działka jest teraz bezużyteczna.
Swoje żale mężczyzna wylał na poniedziałkowej sesji Rady Miasta. Przekonywał, że został oszukany przez magistrat, od którego kupił w przetargu nieruchomość przylegającą do jego własnej działki przy ul. Partyzantów. - Musiałem wziąć potężny kredyt, ale byłem przekonany, że to się zwróci - tłumaczy. - Urzędnicy zapewniali, że działka jest wolna od zabudowy i służebności. Inaczej bym się na to nie zdecydował.
Ale zapewnienia urzędników okazały się fikcją. Na działce, którą miasto mu sprzedało, jest szambo o pojemności 12 m sześć, komórka, która wchodzi ponad metr w działkę Łopuszyńskiego oraz m.in. schody należące do sąsiada.
- Wszystko wyszło po dokładnych oględzinach działki i dokonaniu nowych pomiarów - tłumaczy Łopuszyński. - Efekt jest taki, że nie mogę tam nic wybudować. Teren jest niewielki. Nikt nie da na to pozwoleń. Ponad pół miliona poszło w błoto!
Zanim Łopuszyński wparował na sesję, wielokrotnie był w tej sprawie w Ratuszu. Niczego nie wskórał. - Sprawą samowoli budowlanej zajął się już inspektor nadzoru budowlanego - denerwował się podczas sesji. - Ale to nic nie załatwi. Domagam się zwrotu poniesionych kosztów! Jeśli to nie zostanie załatwione, będę zmuszony iść z tym do sądu!
Sprawą zainteresowali się radni, pośród których Łopuszyński zasiadł w czasie obrad. - Warto postarać się o polubowne załatwienie tej sprawy - przekonywał radny Krzysztof Lewkowicz. - Jeśli dojdzie do procesu, miasto może go przegrać. - Podobna sytuacja była z panem Tondellim (patrz ramka) - dodała radna Zofia Piłat.
Krzysztof Stopyra, dyrektor Wydziału Geodezji i Gospodarowania Nieruchomościami w UM winą za tę sytuację obarczył niedokładną mapę sprzed kilkudziesięciu lat. - Budynek gospodarczy nie był na niej naniesiony - tłumaczył radnym.
- Pan Łopuszyński niemal co wtorek przychodzi do urzędu - dodała wiceprezydent Iwona Stopczyńska. - Tę sprawę ze strony administracyjnej będziemy prowadzić do końca. Ale przesłanek do unieważnienia przetargu nie ma.
Źródło: Zapłacił pół miliona za działkę, na której nie można nic zbudować - www.dziennikwschodni.pl