Urzędnikom i policjantom nie udało się sprawy rozwiązać, a takie zobowiązanie z ich strony padło po ostatnim pożarze w styczniu ub.r. Przypomnijmy, wtedy w odstępstwie kilku dni doszło tam do aż dwóch pożarów. Ewidentne było zaprószenie ognia.
Przeczytaj także: Pożar w Czersku. Na miejscu były ślady imprezy alkoholowej - butelki i papierosy
Za pierwszym razem wydobywający się z budynku dym zauważyli przechodnie. Później było też zgłoszenie od najbliższych sąsiadów. A strażacy nie mieli problemu z wejściem do budynku, bo... każdy mógł swobodnie do niego wejść. Drzwi były szeroko otwarte. Część okien na parterze miała też wybite szyby. Paliło się jedno z pomieszczeń na parterze. Tam gdzie był stary tapczan. Strażacy wrzucili mebel przez okno.
- Ewidentnie doszło do zaprószenia ognia w budynku - mówił wówczas "Pomorskiej" Andrzej Kuchenbecker, komendant czerskiej OSP. - Każdy miał do niego dostęp. Posesja nie jest ogrodzona, a budynek jest otwarty. Na miejscu były ślady imprezy alkoholowej. Były butelki i papierosy.
Budynek jest niezamieszkany od co najmniej siedmiu lat.
Gdy zmarł właściciel, jego syn przeniósł się do Trójmiasta. Do pierwszego pożaru doszło w 2012 r. Rok temu straż miejska ustaliła dane właścicieli, ale jak widać, służby nie zdały egzaminu, bo nie zobowiązały skutecznie właścicieli do zabezpieczenia budynku i posesji.
Czytaj e-wydanie »